O pszczołach, pszczelarstwie i przepysznym miodzie opowiada Marian Tarejlis – pasjonat pszczelarstwa i apiterapii.
Pana dorobek jest imponujący. Skąd u pana wzięło się to zamiłowanie do pszczół?
Pierwsze spotkanie z pszczołami pamiętam jako dziecko. Pierwszy ul zrobił dla mnie tato, własnoręcznie. Zawsze w pamięci widzę tatę przy ulach. Został mi taki obraz – tato, wówczas chyba 85-letni, wspina się po drabinie i oporządza ule, a ja myślałem tylko o tym, aby on z niej nie spadł. W tym wieku takie wspinaczki! Z niego to był naprawdę wyjątkowy pasjonat. I on przelał na mnie zamiłowanie do tej pracy, do której nie każdy się nadaje, bo chcąc zajmować się pszczelim gospodarstwem, trzeba to kochać. Ojciec przekazał mi, że z pszczołami trzeba bardzo delikatnie i spokojnie postępować. Pszczoły nie lubią gwałtownych ruchów, nerwowości, one to wyczuwają. Dlatego pszczoły nie atakują tak ludzi starszych, którzy są spokojniejsi w ruchach.
Ile ma pan uli na swojej pasiece?
Moja pasieka nie jest duża, mam 15 rodzin. Nie jest to pasieka przemysłowa, raczej hobbystyczna. Moje ule są ciekawe, fantazyjne, są też takie robione naturalnie, z kłody drzewa. Na Litwie mamy tradycje pszczelarskie, niektóre pasieki liczą po 1 500 rodzin. W Podbrzeziu jest nasz rodak, który ma 400 uli. Kiedyś przy każdym gospodarstwie było po parę uli. Każdy gdzieś miał je w ogrodzie, bo cukier był towarem deficytowym i był bardzo drogi. Słodziło się miodem. Miód było łatwiej pozyskać, bo było więcej różnorodnych kwiatów i roślin.
Mając takie doświadczenie, z pewnością ma pan wyrobione zdanie na temat tego, czy teraz jest łatwiej prowadzić pasiekę, czy jednak kiedyś było to prostsze.
Zajmuję się pszczelarstwem już wiele lat i mogę śmiało powiedzieć, że prowadzenie pasieki dawniej było łatwiejsze niż obecnie, mimo że teraz są nowoczesne sprzęty i technologie. Było łatwiejsze głównie ze względu na to, że nie było chorób, lepsza baza paszowa i było czyste środowisko.
Czytaj więcej: Zlot szkolnych pszczół
No właśnie. Pszczoły przetrwały miliony lat, a teraz zagraża im człowiek.
Tak. Człowiek stosuje chemię, która im szkodzi i pszczoły sobie z nią nie radzą. Chemiczne środki wnikają w komórki i pszczoła nawet nie wie, że jest truta. Wylatuje z ula i traci orientację. Bardzo często się tak zdarza. Wiele osób nie wie (albo to ignoruje), że opryski powinno się robić wieczorem, kiedy większość pszczół jest już w ulach. Kiedy taka pszczoła siada na ledwo co opryskanym preparatem grzybobójczym listku i spija z niego wodę, wyjaławia sobie cały przewód pokarmowy i umiera. Wcześniej jeszcze takie podtrute pszczoły przynoszą zatruty nektar do ula i powodują zatrucie następnych pszczół. Sadownicy i rolnicy patrzą na opryski jak na ratunek, aby im się plony udały, a pszczelarze patrzą na to jak na zagrożenie.
Dawniej też pszczoły miały łatwiej, bo był taki stały cykl kalendarzowy. Pory roku po sobie łagodnie następowały, wiosna była dłuższa. Teraz po zimie mamy właściwie od razu lato.
Pszczoły mają określony cykl rozwojowy. Jak jest ciepło, to roślinność szybciej się rozwija i pszczoły nie mogą nadążyć za tym rozwojem. Rośliny też nie zachowują kolejności kwitnienia, np. taka akacja szybko przekwita, a już kwitnie lipa.
Współczesne pszczelarstwo wygląda na pewno nieco inaczej niż kiedyś. Jest wiele udogodnień dla pszczelarzy, nowe technologie i urządzenia.
Nowoczesne urządzenia są ze stali nierdzewnej. Jest nowoczesne osprzętowanie. Jest odsklepiarka, gdzie układa się ramkę wyjętą z ula i zdejmuje się z niej wosk, który chroni miód przed przedostaniem się wilgoci (bo wilgoć najbardziej szkodzi miodom). Jest elektryczna wirówka, w której umieszcza się oczyszczone z wosku ramki, włącza się wirowanie i kranikiem spuszcza się miód. Jednak przed zlaniem do słoi taki miód musi się przecedzić z pyłków i innych pozostałości. Mimo takiej zaawansowanej technologii uważam, że dla pszczelarza dalej najistotniejsze są czystość i higiena. Nowi pszczelarze muszą się uczyć i nabywać praktyki, no i muszą kochać tę pracę i obcowanie z pszczołami. Obcowanie z pszczołami daje zdrowie. Kiedy pszczelarz otwiera ul, to otrzymuje całe pokłady energii, która stamtąd idzie.
Miód od tysięcy lat znajduje zastosowanie nie tylko jako produkt żywieniowy, ale i leczniczy. Już nasze prababki wiedziały, że miód jest dobry na wiele przypadłości. W naszych czasach potwierdzają to liczne badania, które wykazują przeciwbakteryjne i przeciwgrzybicze działanie miodu.
Właściwości miodu zależą głównie od tego, z jakich roślin pszczoły zbierały nektar, spadź czy pyłek kwiatowy. Takie rośliny miododajne to między innymi: facelia, gryka, koniczyna, lucerna, mniszek lekarski, rzepak, wrzosy – taki ogród kwiatowy. Najbardziej miododajnym drzewem jest lipa – pszczoły lubią też maliny, porzeczki, głóg.
A które miody są najlepsze? Każdy ma swój gust. Wśród miłośników miodów bardzo częsty jest podział na zwolenników miodów jasnych i ciemnych. Miody jasne są zazwyczaj bardziej delikatne od miodów ciemnych. Do miodów ciemnych i cennych zalicza się miody spadziowe, ze spadzi iglastej i liściastej. Miód ten jest polecany w schorzeniach dróg oddechowych oraz w stanach obniżonej odporności. Spadź iglasta ma silne działanie wykrztuśne i przeciwkaszlowe. Do miodów o ciemnej barwie należy miód wrzosowy. Jest miodem aromatycznym i pachnie kwiatami wrzosu. Jest wsparciem w leczeniu nerek, pęcherza moczowego i prostaty. Wartościowym ciemnym miodem jest miód gryczany. Ale on musi mieć swoich zwolenników, gdyż ma on bardzo intensywny zapach i nie każdy to lubi, za to działa jako lek ochraniający i odtruwający wątrobę, polecany jest osobom chorym na cukrzycę. Jasnym miodem jest miód mniszkowy. Pomaga w dolegliwościach trawiennych i zmniejsza nadkwasotę. Do miodów lekkich i jasnych zalicza się również miód akacjowy. Miodów jest naprawdę sporo i zarówno te jasne, jak i te ciemne to wspaniałe i prozdrowotne produkty. I nie można jednoznacznie powiedzieć, które są lepsze. Barwa miodu może nam się podobać bardziej lub mniej, nie umniejsza to jego wartości. Warto kierować się smakiem i dobrać go do swojej dolegliwości.
Mówiąc o terapiach miodowych, nie można nie wspomnieć o pierzdze, propolisie, wosku pszczelim i apiterapii. Zbudował pan specjalny domek u siebie w pasiece.
Tak, taki terapeutyczny dom. Terapia polega na wdychaniu powietrza z uli i jednocześnie wsłuchiwaniu się w energię emitowaną przez pszczoły. Takie nieodczuwalne wibracje korzystnie oddziaływają na ogólny stan organizmu. Z kolei woń naturalnego miodu, propolisu i wosku ma dobroczynny wpływ na układ nerwowy, sercowy, oddechowy. Uwielbiam tam urządzać sobie drzemki.
Swoją pasją dzieli się pan z młodszymi. Organizuje pan u siebie spotkania edukacyjne połączone z zabawą.
Tak, przychodzą dzieci z naszych szkół. Opowiadam im o swojej pasji. Oni te opowieści przenoszą na kartki, malując przepiękne rysunki o tematyce pszczelej. Ja i oni bardzo lubimy te spotkania. Mam nadzieję, że jak miną czasy epidemii, wznowimy je.