Czymże zatem jest moje mikrooszczędzanie wody przy zapotrzebowaniu na wodę dużych światowych korporacji? Czym jest jedna niewykorzystana słomka w nagminnej produkcji kilogramów plastiku? Te pytania (w dużej mierze retoryczne), jak i cały mój wywód mogą trącić sugestią, że nie ma sensu, by jeden szary człowiek starał się o kondycję naszej planety. Nic bardziej mylnego. Nadal jestem wielką zwolenniczką niektórych ekorozwiązań, które pomagają mi, mówiąc patetycznie, lepiej i pełniej żyć.
Wśród drzew
Moje zainteresowanie ekologią wynikło z namysłu nad tym, jaka faktycznie jest rola natury w życiu człowieka. Jeżeli dostarczanie przez drzewa świeżego powietrza nie jest argumentem przemawiającym do wszystkich, to mam wrażenie, że dobre samopoczucie musi nim być. Wiele badań udowadnia wpływ przyrody na jakość psychofizyczną życia. Oto przykłady.
Naukowiec Ch. Song i współpracownicy przeprowadzili badanie, w którym mieszkańcy miast odbyli spacer po miejskim parku i po betonowym obszarze miasta. Wyniki wykazały, że chodzenie wśród drzew (niezależnie od pory roku) zwiększa aktywność przywspółczulnego układu nerwowego, odpowiadającego za odpoczynek i relaks, i hamuje czynność współczulnego układu, który odpowiada za mobilizację w stresie.
R.S. Ulrich ze współpracownikami obserwowali zdrowienie pacjentów chirurgicznych. Pierwsza grupa miała za oknem krajobraz wysokich drzew, a druga – ceglany mur. Udowodniono, że pierwsza grupa szybciej wracała do zdrowia i opuszczała szpital, korzystała z łagodniejszych środków przeciwbólowych i wymagała mniejszej ilości leków.
Wyniki tych oraz wielu innych badań nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że związek człowieka z naturą jest nierozerwalny, a natura ma dobroczynny wpływ na człowieka. Nie pozostaje nam mi nic innego, jak patrząc na drzewa, w duchu dziękować im za tak cenny wkład w moje dobre samopoczucie.
Czytaj więcej: Dla miłośników skarbnic przyrody i dziedzictwa kulturowego – trasa turystyczna na zachód od rejonu wileńskiego
Przestałam się zadowalać półśrodkami
Świadomość, jakim kosztem produkowanych jest większość rzeczy codziennego użytku (jak choćby ubrania), sprowokowała mnie do postawienia sobie pytania, ilu rzeczy tak naprawdę potrzebuję. Przez większość życia wydawało mi się, że nowe, kupione rzeczy przynoszą mi radość – bo w nowej sukience czuję się jak nowo narodzona, a te niedawno kupione spodnie tak wyszczuplają. I tak faktycznie było – te rzeczy realnie powodowały, że przez jakiś czas czułam się lepiej. Jednak z czasem nadmiar naprawdę potrafi przytłoczyć.
Doszło do mnie, że wcale nie muszę mieć jakiejś rzeczy tylko dlatego, że mi się podoba. Pomaga mi to w rozstrzyganiu dylematów podczas zakupów. Stawiam sobie dodatkowe pytania: Do czego mi jest potrzebna dana rzecz, jak często będę jej używać, jak długo będzie przynosić mi ona radość, czy przypadkiem nie mam podobnej? Nie spodziewałam się, że ta zasada pozwoli mi tak docenić te rzeczy, które już mam.
Przestałam się zadowalać półśrodkami. Wcześniej mogłam kupić bluzkę, chociaż czułam, że średnio się w niej czuję i ma nieprzyjemny materiał. Teraz przez pół roku szukałam dla siebie dwóch idealnych sukienek na lato. Wiedziałam dokładnie, czego potrzebuję – warunkiem koniecznym był dobry, przewiewny materiał (bo jak mam się dobrze czuć w rzeczy, w której się pocę jak mysz?). Zasadnicze też było, żebym po prostu czuła się w tej sukience jak milion dolarów, bez żadnych „ale”. Kiedy po tak długim czasie udało mi się znaleźć wreszcie te dwie idealne dla mnie sukienki, odbieram je i traktuję zupełnie inaczej, niż gdyby były kupione z trzema innymi, na szybko, bez przemyślenia.
Mniejsza liczba kupowanych ubrań (mówię o ubraniach, bo ten problem był dla mnie najistotniejszy, ale można sobie to przełożyć na cokolwiek innego – kosmetyki, narzędzia, dekoracje do domu itd.) powodowała również, że mogłam sobie pozwolić na kupno jednej droższej, ale bardziej jakościowej rzeczy – takim sposobem ubrania będą mi dłużej służyć, a ja się będę dłużej nimi cieszyć, odbierając je jako ważną część mojego stylu.
Zastanawiając się, w co zainwestować zaoszczędzone na niepotrzebnych zakupach pieniądze, warto rozważyć oferty lokalnych przedsiębiorstw. Najczęściej są to rzeczy lepszej jakości, bardziej wytrzymałe i ładniejsze – bo mają swój wyjątkowy, autorski design. Mnie wspieranie lokalnych marek satysfakcjonuje.
Czytaj więcej: Zboże a ekologia: Zielony Ład uderzy w konsumentów
Wracając do początku
Jestem zwolenniczką pracy od podstaw, a ratowanie świata najlepiej jest zacząć od… posprzątania pokoju (z tym nadal mam trudności). Nie mam już złudzeń, że moje działania będą miały jakiś niebotyczny wpływ na kondycję naszej planety, ale sądzę, że naprawdę warto – ja dzięki temu czuję, że żyję po prostu lepiej. Dziwnym trafem znowu wracam do tego, że im bliżej natury jesteśmy – tym lepiej nam się żyje.
Nie pozostaje nam mi nic innego, jak patrząc na drzewa, w duchu dziękować im za cenny wkład w moje dobre samopoczucie
| Fot. Marian Paluszkiewicz
Paulina Pieszko
Korzystałam z publikacji „Psychologiczne związki człowieka z naturą: zieleń, woda, infrastruktura techniczna – bez granic” autorstwa dr Izabeli Stankowskiej-Mazur (Warszawa – Kraków, 2020).
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 33 (96) 20-26/08/2022