Doradca ministra ochrony socjalnej i pracy ds. komunikacji ze społeczeństwem, Tomas Kavaliauskas, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”, powiedział, że otrzymuje sygnały od organizacji pozarządowych, że w najbliższym czasie liczba uchodźców z Ukrainy może się zwiększyć.
— Przyczyną jest jednak nie ogłoszona w Rosji mobilizacja, tylko pogarszające się warunki atmosferyczne. Zbliża się zima, chłodna pora roku, a tam, gdzie została zniszczona cała infrastruktura, ludziom przetrwać będzie o wiele trudniej — tłumaczy przedstawiciel resortu.
Dach nad głową
Doradca podkreślił, że w pierwszej kolejności chodzi o zapewnienie „dachu nad głową”.
— W pierwszej fali uchodźczej, wspólnie z różnymi organizacjami pozarządowymi, przyjmowaliśmy uchodźców, którzy byli zasiedlani w prywatnych mieszkaniach. Ludzie sami zaczęli przyjmować Ukraińców. Teraz, oczywiście, te zasoby się wyczerpały, dlatego zwróciliśmy się o pomoc do samorządów. Mają przyjąć uchodźców w obiektach należących do jednostek samorządowych. Mówimy o takich obiektach jak szkoły lub bursy. Oczywiście, to nie są tożsame warunki, jakie są w prywatnych mieszkaniach, ale najważniejsze, żeby przebywali w cieple i mieszkali w odpowiednich warunkach — informuje Tomas Kavaliauskas.
Na razie na Litwie nie ma większego napływu uchodźców z Ukrainy. Tym niemniej, prezes Stowarzyszenia Samorządów, Mindaugas Sinkevičius, oświadczył, że kraj powinien liczyć się z taką możliwością, jeśli przez rosyjską mobilizację działania wojenne się zintensyfikują. „Musimy być do tego przygotowani. Rozumiemy, że państwo szuka dodatkowych środków, dodatkowych miejsc do życia. Musimy być gotowi, jeśli liczba uchodźców się zwiększy” — oświadczył w wywiadzie z LRT samorządowiec.
Czytaj więcej: W Wilnie uchodźcy z Ukrainy mogą uzyskać różnego rodzaju pomoc
Apel Zełenskiego
21 września Rosja ogłosiła tzw. częściową mobilizację. Minister obrony Siergiej Szojgu informował w ubiegłym tygodniu, że w ramach mobilizacji władza chce powołać 300 tys. rezerwistów. Jednak niezależni rosyjscy dziennikarze dotarli do poufnej informacji, z której wynika, że do wojska ma trafić milion czy nawet milion dwieście tysięcy rezerwistów.
Prezydent Ukrainy zaapelował do obywateli Rosji, aby unikali mobilizacji na wszelkie sposoby. „Widzimy, że ludzie, szczególnie w Dagestanie, zaczęli walczyć o życie. Widzimy, że rozumieją, że to kwestia życia. Walczcie o niewysyłanie waszych dzieci na śmierć — każdego, kto może zostać poddany tej zbrodniczej rosyjskiej mobilizacji. Bo jeśli wy przyjdziecie odebrać życie naszym dzieciom, my nie darujemy wam życia” — oświadczył Wołodymyr Zełenski. Dodał, że im więcej obywateli Rosji spróbuje ochronić przynajmniej swoje życie, tym szybciej skończy się ta zbrodnicza wojna Rosji. Jego zdaniem mobilizacja jest wykorzystywana przez Kreml nie tylko w celu przedłużenia cierpienia mieszkańców Ukrainy i dalszej destabilizacji świata, ale też do fizycznego niszczenia przedstawicieli rdzennej ludności zamieszkującej terytoria kontrolowane przez Moskwę. Zełenski poinformował media, że w pobliżu wyzwolonego miasta Izium, w obwodzie charkowskim, odnaleziono dwa kolejne masowe groby z setkami zabitych mieszkańców. „Oni nie zabijają wojskowych, lecz gwałcą, torturują i mordują cywilów” — oświadczył prezydent.
Strona ukraińska poinformowała światową opinię publiczną, że Rosjanie powołują do wojska również krymskich Tatarów. „Zmuszanie obywateli, by szli na wojnę na terytoriach okupowanych, jest niczym innym jak prowadzoną przez Moskwę próbą oczyszczania terytorium z nielojalnej ludności” — napisał na Twitterze doradca prezydenta Ukrainy, Mychajło Podolak. Zaznaczył, że jest to wielka tragedia dla ludności tatarskiej.
Czytaj więcej: „Trzydniowa wojna” doczekała się mobilizacji
Protesty w Rosji
W samej Rosji mobilizacja spotkała się ze sprzeciwem obywateli. Na punktach granicznych, jak podało CNN, w Gruzji, Armenii, Kazachstanie, a nawet w Mongolii ustawiły się wielotysięczne kolejki. Według amerykańskiej stacji telewizyjnej bilety lotnicze w jedną stronę z Rosji za granicę zostały wyprzedane w ciągu kilku godzin od ogłoszenia mobilizacji. Niezależna novayagazeta.eu podała, że z Rosji mogło wyjechać ponad 260 tys. rezerwistów.
W Rosji wybuchły protesty przeciwko mobilizacji. Pojawiły się doniesienia o brutalnych aresztowaniach i wręczaniu wezwań do wojska zatrzymanym na komisariatach. W poniedziałek niezależny portal informacyjny meduza.io podał, że w obwodzie irkuckim mężczyzna otworzył ogień w komisariacie wojskowym. Prawdopodobnie jedna osoba w stanie ciężkim trafiła do szpitala. Poza tym, jak podaje Radio Swoboda, w Rosji rośnie liczba podpaleń wojskowych komend uzupełnień i budynków administracji państwowej. Przykładowo, w niedzielę w obwodzie leningradzkim nieznani sprawcy podpalili, używając kanistra z benzyną oraz koktajli Mołotowa, budynek w Kirowsku oraz budynek administracji Siaskielewo, w którym całkowicie spłonęło pomieszczenie wydziału opieki społecznej.
Zmuszają do głosowania
Amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), w cotygodniowym raporcie podał, że zarządzona przez prezydenta Rosji mobilizacja nie wpłynie na przebieg wojny na Ukrainie w tym roku i nie podniesie drastycznie zdolności Rosji do podtrzymania inwazji w przyszłym roku. „Rosja zmobilizuje na ten konflikt rezerwistów. Ten proces będzie brzydki, jakość rezerwistów niska, a ich motywacja do walki jeszcze gorsza. Ale systemy istnieją w wystarczającym stopniu, by pozwolić komisarzom wojskowym i innym rosyjskim urzędnikom na znalezienie ludzi i wysłanie ich do jednostek szkoleniowych, a potem na wojnę” — czytamy w dokumencie.
W ubiegłym tygodniu na okupowanych ukraińskich terytoriach Rosjanie rozpoczęli tzw. referendum w celu przyłączenia obwodów donieckiego, ługańskiego, chersońskiego i zaporoskiego do Rosji. Strona ukraińska poinformowała, że rosyjscy żołnierze siłą zmuszają mieszkańców do głosowania. Szef władz obwodu Ługańskiego, Serhij Hajdaj, poinformował w niedzielę, że „Rosjanie nie mają spisu mieszkańców, którzy pozostali w okupowanych miastach, ale mowa jest już o frekwencji na poziomie 45 proc.”. Dodał, że o ile w piątek żołnierze chodzili po mieszkaniach, to w weekend do głosowania zmuszano w miejscach największych skupisk ludzkich, między innymi na bazarach. Mer okupowanego Melitopola, Iwan Fedorow, podał do wiadomości publicznej, że tylko 20 proc. mieszkańców uległo presji okupanta i wzięło udział w referendum. Z tych 20 proc., napisał Fedorow, 10 proc. zagłosowało przeciw aneksji.