Przewodniczący Państwowej Komisji Językowej Audrius Valotka ewidentnie kpi z instytucji państwowych i ze swoich przełożonych. Ewidentnie nie są to działania przypadkowe.
Wiosną kierowana przez Valotkę instytucja wystosowała list skierowany do różnych resortów i komitetów sejmowych, informując, że po upływie dwuletniego moratorium na znajomość języka państwowego dla ukraińskich uchodźców od marca następnego roku wśród Ukraińców będzie sprawdzana znajomość języka państwowego. Pomysł został skrytykowany przez premier, ponieważ w sposób oczywisty szedł w sukurs nastrojom nacjonalistycznym i antyukraińskim.
Później Valotka porównał Wileńszczyznę do okupowanego przez Rosję Donbasu i wreszcie rozpowiadał coś o przewoźnikach mówiących „językiem cziurki”. Po fali krytyki niby ze swoich słów się wycofywał i przepraszał. Było to słabo przekonujące, ale faktycznie przeprosiny padły.
Minister kultury Simonas Kairys oświadczył, że jego resort – sprawujący nadzór nad Państwową Komisją Językową – ma związane ręce, ponieważ przewodniczący komisji nie jest osobą z nadania politycznego i jego dymisja stałaby się zwykłym sporem pracowniczym, który musiałby rozstrzygnąć sąd.
Praktyka sądowa polega na tym, że generalnie sąd bierze stronę zdymisjonowanego. Valotka odrzucił propozycję ministerstwa, aby rozwiązać umowę o pracę za obopólną zgodą. To pokazuje, że Valotce wyraźnie marzy się dalsza kariera polityczna i z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, iż zobaczymy go na liście wyborczej któregoś z ugrupowań w jesiennych wyborach do Sejmu.
Na nieprzypadkowość działań kierownika instytucji językowej zwróciła też uwagę przewodnicząca Sejmu Viktorija Čmilytė-Nielsen. „Valotka świadomie wchodzi w pewną konfrontację swoimi wypowiedziami” – powiedziała polityk. Mamy do czynienia z fatalną sytuacją, ponieważ pokazuje ona, że część trybików machiny państwa traktuje swój urząd jak własny folwark i trampolinę do dalszej kariery. Nie oszukujmy się, nie jest tylko wyłącznie problem Litwy czy krajów postkomunistycznych. Erupcja demokracji jest trendem światowym.
Jest jedna rzecz pozytywna w tym całym zamieszeniu. Sytuacja pokazuje jednoznacznie, że Litwa jest państwem prawa z niezawisłymi sądami. Telefon urzędnika do sędziego wcale nie załatwia sprawy, jak to często bywa za naszą wschodnią granicą. Rozumiem, że jest to słabe pocieszenie, niemniej promyk nadziei pozostaje.
Czytaj więcej: Kolejne upomnienie Valotce. Czy wreszcie poda się do dymisji?
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 47 (136) 25/11-01/12/2023