Nieuchronnie kolejny rok zmierza nam ku końcowi. Sięgnąłem sprawdzić, co pisałem w ostatnim felietonie na Boże Narodzenie. Pamięć podpowiadała, że było to rok temu. Zbiór zachowanych plików jednoznacznie stwierdził, że to już dwa lata. Mnie się wydaje jakby wczoraj. Żyjemy coraz szybciej. Tydzień mija jak dzień, miesiąc przelatuje jak tydzień, pór roku człowiek już prawie nie zauważa. Lato, za chwilę już zima, zaraz znowu lato. Myślałem, że to kwestia kolejnych krzyżyków. Po czterdziestce ponoć wszystkim przyspiesza. Starzy ludzie mówią, że życie jest jak otwarcie i zamknięcie drzwi. Ale słyszę, że nie tylko ja tak mam. Moi młodzi synowie też nie wiedzą, kiedy minął im jakiś kolejny odcinek czasu.
Atakuje nas olbrzymia ilość stymulantów. Kiedyś zupełnie niewyobrażalna. Rzeczywistość bombarduje masą informacji. Nie umiemy odróżnić istotnych od najczęściej głupich, a one wszystkie dopominają się od nas reakcji. Jesteśmy nieprawdopodobnie przebodźcowani. Mózg często paruje (dosłownie!). Cały czas za czymś pędzimy.
Teraz, by zdążyć przygotować wymarzone święta. Najlepiej takie jak na wszechobecnych reklamach, magiczne, wyjątkowe, bajkowe. Gonimy za prezentami, stoimy w kolejkach, by wjechać na parking przed galerią, potem by z niego wyjechać. A jeszcze potrawy, choinka, po karpia, no i generalne porządki w domu. A przecież w pracy zamknięcie roku, księgowa, rachunki, bilans.
Działamy pod niesamowitą presją, często przez samych siebie nakładaną. Bo trzeba, bo wypada, bo jak to będzie? A potem siadamy za tym świątecznym stołem często tak zmęczeni, że najchętniej zamiast za nim siedzieć, wolelibyśmy położyć się w ciszy i spokoju choć na chwilę.
A za tę chwilę jest już po świętach. Stawiamy sobie szybkie, retoryczne pytanie, czy warto było tak gonić, i wszystko zaczyna się od nowa. Załatwiamy setki spraw bieżących, kompletnie zapominamy o ważnych.
„Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a tak niewiele potrzeba” – słyszymy w Ewangelii i… dalej po swojemu troszczymy się i niepokoimy o wiele. Życzmy sobie na te nadchodzące święta, byśmy umieli wyhamować. Znaleźć czas dla samych siebie, prawdziwie się zastanowić po co to wszystko i dokąd zmierza. Dostrzec drugiego człowieka, podzielić się z nim swoim czasem, potrzymać za rękę, przytulić. „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą” – pisał ks. Jan Twardowski. Aktualne jak zawsze. Może z jedną małą poprawką – coraz szybciej.
Czytaj więcej: Kocham życie mimo wszystko
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego”
Nr 51 (148) 23/12/2023-05/01/2024