Więcej

    Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały

    I od razu po postawieniu tego pytania – chwila zastanowienia… Czy na pewno dzieci mają nas słuchać? Czy może istotniejsze w relacjach rodzic–dziecko jest coś innego? O tym i innych aspektach ważnych w kształtowaniu osobowości naszych dzieci w rozmowie z psychologiem dziecięcym Aleksandrą Skirgiełło.

    Czytaj również...

    Brenda Mazur: Jak więc rozmawiać z dzieckiem, aby nasze słowa docierały i nie stawały się swoistą przemową?

    Aleksandra Skirgiełło: By rozmowa miała swoją istotną, kształtującą wartość, potrzebny jest dialog między dzieckiem a dorosłym. Kluczową zasadą udanej rozmowy z dzieckiem jest uważne, otwarte słuchanie tego, co ma do powiedzenia, i szczere, zrozumiałe udzielanie odpowiedzi w zgodzie z samym sobą. Wszelkie reakcje zaprzeczające subiektywnym wrażeniom dziecka, umniejszające jego emocje czy negujące ich istnienie, zwykle zamykają dialog. Dorosła osoba np. mówi dziecku, które płacze: „Nie ma się czym smucić. Jest wszystko dobrze”, i w ten sposób bezwiednie daje swoją wypowiedzią sygnał, że nie wierzy temu, co dziecko przeżywa. Mówi tak zapewne dlatego, że postrzega tę reakcję jako przerysowaną, niepotrzebną. Wypowiada trudne dla dziecka słowa w trosce o to, by oszczędzić mu niepotrzebnego bólu, który „samo wywołuje”, tworząc jakaś iluzję. Często podobne słowa mówimy do dzieci, gdyż zależy nam na tym, by się przesadnie nie „nakręcały” zdarzeniem obiektywnie nieistotnym. Od razu mówię, że jest to błąd. Zaprzeczanie emocjom dziecka nie jest drogą do lepszej samoregulacji i oszczędzenia zbędnego cierpienia. Wręcz przeciwnie – zarówno badania, jak i moje własne doświadczenie mówią, że każdy człowiek (bez względu na wiek), jeśli tylko okażemy zrozumienie jego emocjom, doświadcza ulgi i prędzej się uspokaja.

    W rodzinie często brakuje otwartości i szczerości.

    Nierzadko spotykam w gabinecie rodziny, które właściwie nie prowadzą ze sobą dialogu. Rodzina na co dzień wymienia się potrzebnymi praktycznymi informacjami i sprawnie ze sobą współpracuje, jeśli chodzi o porządki domowe, przygotowanie posiłków czy poranne wyjście do szkoły i pracy. Często za dialog uważamy pouczenia, wtłaczanie do głowy gotowych reguł. W zasadzie jest to jednak nasz monolog, który dziecko ma posłusznie przyjąć. Nie dziwnego, że w takich z pozoru bardzo dobrze funkcjonujących rodzinach dochodzi do zerwania relacji z dorosłymi dziećmi lub np. zaskakujących dla otoczenia zachowań choćby samobójczych.

    Czy dziecko należy zmuszać do rozmowy?

    Żadną miarą. Zmuszone do rozmowy dziecko wprawdzie będzie się starało odpowiadać na wszystkie nasze pytania, jednakże zwykle odpowiedzi jego ograniczają się do powiedzenia tego, co w poczuciu dziecka chce usłyszeć dorosły. W taki sposób uzyskamy co najwyżej pozory dialogu lub też wymuszoną deklarację zmiany postawy. Niestety, wielu rodziców w kryzysowej sytuacji zmusza dzieci do rozmowy. Warto jednak pamiętać, że przymus nie buduje relacji. Buduje jedynie zależności i układy, które rozpadną się zapewne tak szybko, jak szybko nasza siła przestanie być odczuwalna dla przymuszanej osoby.

    Rozmowa z dzieckiem daje możliwość poznania go, dowiedzenia się, jak radzi sobie w środowisku pozadomowym, co go cieszy, co go martwi. To najlepsza droga do dobrych obopólnych relacji, do zaprzyjaźnienia się. Czy przyjaźń jest możliwa w relacjach rodzic–dziecko?

    Tak. Znam wielu rodziców, którzy poza sprawowaniem funkcji nadrzędnej, decyzyjnej i przywódczej, poza sprawowaniem swojej władzy rodzicielskiej, potrafią z młodszym dzieckiem usiąść na dywanie i się pobawić, a ze starszym – poprowadzić serdeczną, przyjacielską rozmowę. Znam mamy, które ze swoimi dorastającymi córkami spędzają wieczór w garderobie, wymieniając się ciuchami i poradami kosmetycznymi. Warto pamiętać, że w każdym z nas, dorosłych, także tkwi element „dziecięcy” i „młodzieńczy”. Część nas potrzebuje do pełnej regeneracji beztrosko się pobawić i jest to część, która łączy nas ze światem dziecięcym na zasadzie partnerstwa a nie hierarchii.

    Jeśli tylko rodzic potrafi we właściwe, bezpieczne dla dziecka ramy ująć swoje „dziecięce ego”, nie zaniedbując przy tym zadań stricte rodzicielskich, przyjaźń rodzic–dziecko jak najbardziej ma prawo istnieć i się rozwijać. Przyjaźń taka zresztą sprzyja głębszej, trwałej relacji w zmieniających się okolicznościach życia. Oczywiście dziecko może próbować wykorzystywać bezwiednie przyjaźń mamy czy taty do tworzenia tzw. koalicji, np. przeciwko nauczycielowi, rodzeństwu, drugiemu rodzicowi, jednak mądry, dojrzały osobowościowo rodzic „nie kupi” takiej próby manipulacji.

    Dziecko przez doświadczenie i obserwację uczy się: regulować emocje, tworzyć relacje, zwycięsko rozwiązywać konflikty
    | Fot. Freepik. com

    Dorastanie dzieci to też etap oddalania się od rodziców. W ten sposób budują one autonomię, która jest ważna w dorosłym życiu. I to jest normalne. I to rozumie większość z rodziców. Jednak są wśród nich i tacy, którzy, wykazując zbytnią troskliwość o swoją latorośl, za daleko wnikają w ich życie, chcąc chronić je od „wszelkiego zła tego świata”. Uważają, że kontrola jest formą opieki. Czy to jest dobra droga?

    Jest takie powiedzenie, że „dziecko jest jak mydło – jeśli za mocno je ściśniesz, najprawdopodobniej wyskoczy ci z rąk”. Często faktycznie tak jest, że w tzw. dobrych domach dziecko jest ciągle kontrolowane. Rodzice zwracają uwagę nawet na najdrobniejsze jego potknięcia, sprawdzają mu telefon, pocztę, przeglądają rzeczy osobiste. Taka młoda osoba przez długi czas funkcjonuje potulnie jak baranek. Potem okazuje się, że to wszystko było jak lawa zbierająca się we wnętrzu wulkanu. Gdy doszło do wybuchu, wcześniejszy spokój i ład, budowane na ciągłym przymusie, przestały istnieć, zmiecione z powierzchni ziemi np. wybrykiem, incydentem, wymagającym reakcji policji i późniejszego nadzoru kuratora.

    W wychowaniu, tak jak w jedzeniu, chodzi o to, by zachować rozsądny umiar między wymaganiem, czujnością i nadzorem, a dawaniem przestrzeni do samodzielnego eksperymentowania, popełniania błędów, spędzania czasu zgodnie z własnymi upodobaniami itp. Według badań, najbardziej sprzyjającym zdrowiu psychicznemu modelem szkolno-wychowawczym jest model szkół demokratycznych, który zachowuje równowagę między pracą dyrektywną i niedyrektywną. Podobnie jest w rodzinie, w której po części polegamy na sobie nawzajem i od siebie wymagamy, a po części staramy się działać samodzielnie i niezależnie.

    Czytaj więcej: Jak pomóc nastolatkowi osiągnąć sukces akademicki?

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Okres dorastania dziecka to dla rodzica trudny czas. Jest bunt, zaprzeczanie, odrzucenie, potrzeba „postawienia na swoim”, bo rodzice „nic nie rozumieją, pochodzą z innego świata”. Zdesperowany rodzic zaczyna stawiać różnego rodzaju zakazy. W którym miejscu wytyczyć takiemu „poszukującemu” nastolatkowi granice? I czy dziecko/nastolatek potrzebuje tych granic?

    Rozsądne stawiane w zrównoważony sposób granice są niezbędne do prawidłowego rozwoju młodej, dorastającej osoby. Nie mam wątpliwości, że dziecko, które jest nieustannie kontrolowane, cierpi i wiele traci, nie mając przestrzeni do wykonywania jakichkolwiek samodzielnych kroków. Z drugiej strony jednak nie ma czegoś takiego jak „wychowanie bezstresowe”. Pojęciem tym określamy w zasadzie zaniechanie działań wychowawczych i próbę stworzenia dziecku fałszywego „raju na ziemi” – miejsca, w którym mnie samemu wolno wszystko, a innym nie wolno niczego. Takie wychowanie kształtuje bezdusznych, nieempatycznych, często zalęknionych, rozbitych psychicznie, uzależnionych od różnych środków psychoaktywnych, egocentryków.

    Błąd, który popełniają rodzice „bezstresowo” wychowujący swoje dziecko, polega zwykle na przekonaniu, że stres bezwzględnie szkodzi. W rzeczywistości natomiast stres potrafi być mobilizujący i wspierać dobre działania, ale i szkodliwy, niszczący nasze zasoby psychiczne i prowokujący chorobę oraz wyczerpanie. W wychowaniu nie chodzi o to, by uniknąć bezwzględnie wszelkiego rodzaju stresu, lecz by wymagać (czyli „stresować”) dziecko w taki sposób, by odniosło z tego korzyść, równocześnie udzielając mu wszelakiego niezbędnego wsparcia i pomocy tak, by nie doświadczało zupełnej bezradności i niemocy. 

    Dlatego trzeba pozwalać latorośli na błędy i nie stawiać szlabanu.

    Niektóre zakazy rodzicielskie są niezbędne i kategoryczne, przykładem może być zakaz oglądania pornografii przez nastolatka. Nastolatek na tym etapie życia często nie jest w stanie przewidzieć poważnych i długofalowych konsekwencji swojego czynu. Dorosły wówczas jest od tego, by zapewnić młodej, niedoświadczonej życiowo osobie odpowiednią ochronę. Jednocześnie jest wiele sytuacji, w których uczymy się przez doświadczenie i doświadczenie to jest niezbędne, by zaszedł sam proces nabywania umiejętności u dorastającej osoby. Dziecko przez doświadczenie i obserwację uczy się: regulować emocje, tworzyć relacje, zwycięsko rozwiązywać konflikty, rozmawiać z osobą dorosłą, spędzać wolny czas, zdobywać nowe umiejętności poznawcze. Nie możemy mu, w trosce o konsekwencje popełnionego błędu, zabronić tej nauki tak samo, jak nie możemy zabronić dziecku biegania w trosce o to, że się któregoś pięknego dnia przewróci i złamie nogę.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Jeśli dziecko w toku zdobywania nowych umiejętności popełni błąd, który uszczupli jego psychiczne czy fizyczne zasoby (np. złamie rękę, wdrapując się na dach), często już sam błąd będzie dla niego wystarczającą karą. Nie ma wówczas, moim zdaniem, najmniejszego sensu w tym, by miało ono jeszcze dodatkowo cierpieć z powodu czegoś, co i tak nie było dla niego ani przyjemne, ani potrzebne. Natomiast dobrze przeprowadzona rozmowa jak najbardziej może być pomocna w takiej sytuacji i ułatwi dziecku wyciągnięcie prawidłowych wniosków z odniesionej porażki na przyszłość.

    Dużo się słyszy zewsząd narzekań, że dzisiejsze dzieci i młodzież mają za dużo wolności. A może takie „wolnościowe” wychowanie ma plusy?

    Brak wychowania (bo tak określam „bezstresowe wychowanie”) ma swoje plusy tam, gdzie chcemy się zatrzymać, zastanowić nad naszą pracą z dziećmi, by np. przerwać rodzinny międzypokoleniowy przekaz o konieczności stosowania przemocy fizycznej i psychicznej. Pamiętajmy jednak, że materia nie cierpi próżni – dziecko zawsze będzie potrzebowało wsparcia dorosłego, dlatego jeśli nie wiemy, jak wychowywać, nie krzywdząc, warto zapisać się np. do „szkoły dla rodziców” (w Polsce takie organizowane ze środków państwowych szkolenia rodzicielskie są dość powszechne) czy np. wybrać się na rodzinną terapię.

    Coś, co „wychowuje” dziś nasze dzieci, to nowe technologie, one wchłonęły młode pokolenie. Tego nie da się odwrócić, zmienić, a korzystanie z nich ma nie tylko złe strony, lecz także wpływa na rozwój naszych dzieci. Problemem stają się nieumiejętne korzystanie nich, zbyt długie przebywanie w wirtualnym świecie i inne zagrożenia z tego płynące. Jak powinien postępować rodzic? Co można zaproponować w zamian? Czy może umiejętnie włączyć się w ten wspólny technologiczny świat?

    Z pewnością nowe technologie są ogromnym wyzwaniem dla współczesnych rodziców i wszystkich osób pracujących z dziećmi i z młodzieżą. Badania jednoznacznie pokazują, że upowszechnienie mediów społecznościowych wśród młodzieży istotnie przyczyniło się do wzrostu zaburzeń psychicznych u nieletnich. Brak ruchu, osiadły tryb życia, spędzanie czasu przed komórką do późnych godzin nocnych powoduje spadek nastroju i zwiększa ryzyko zachowań impulsywnych, nieobliczalnych, nieprzemyślanych. By bezpiecznie zajrzeć do młodzieńczego świata z ekranu cyfrowego, dobrze jest przynajmniej czasem obejrzeć to, co oglądają dzieci, porozmawiać o ich zainteresowaniach i próbować zrozumieć ich fascynację. Równocześnie dobrze jest zapraszać dziecko do innych aktywności, które będą stanowiły zdrową przeciwwagę do przebywania w wirtualnym świecie, takich jak: wspólne spacery, spotkania z kolegami i koleżankami „w realu”, uprawianie wybranych sportów, opieka nad domowym zwierzęciem, wykonywanie prostych domowych obowiązków, relacje rodzinne nie skupione wokół ekranu itp. Tak jak i we wszystkim innym, także i tu niezbędny będzie zdrowy umiar. 

    Każdy człowiek – dziecko też – jeśli tylko okażemy zrozumienie jego emocjom, doświadcza ulgi i prędzej się uspokaja
    | Fot. Freepik. com

    A może np. wspólne gry komputerowe, oglądanie ciekawych i wartościowych filmów, czyli włączenie się ten świat, może być terapią rodzinną i budulcem więzów?

    W arteterapii jest też dział filmoterapii. Dobry, sensownie omówiony film może sprzyjać rozwojowi i pozytywnej zmianie zarówno jednostkowej, jak i grupowej. Można więc śmiało powiedzieć, że przy odpowiednim podejściu także elektronika (sama w sobie neutralna jako narzędzie) może służyć rozwojowi, zmianie, korekcie pewnych zachowań. Ponadto znane mi są badania, które pokazują, że modelowanie społeczne zachodzi także tam, gdzie dana osoba utożsamia się z bohaterem filmu – pozytywnym bądź negatywnym – i w ten sposób uczy się od niego różnych aprobowanych w filmie zachowań tej postaci. Z tego powodu warto skrzętnie dobierać filmy, które proponujemy dzieciom do oglądania.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czy może Pani zaproponować jakieś dobre, ciekawe, wartościowe czy zabawne filmy, które można oglądać wspólnie, np. na Netflixie, dostosowane do wieku dziecka?

    Z pewnością można by polecić wiele filmów wartych obejrzenia z dzieckiem z rozbudowanej bazy filmowej Netflixa. W tej chwili przychodzi mi do głowy jeden z nich, zatytułowany „Dzika ekipa”. Film ten opowiada historię zwierząt, które muszą wpasować się w sztuczne role, przyjmując fałszywą tożsamość „dzikich i groźnych” zwierzaków. Przychodzi jednak dzień, gdy udaje im się z tej skorupy narosłych wokół nich nieprawdziwych przekonań wyzwolić. Film nie tylko w barwny sposób pokazuje, na czym polega droga do odkrycia własnej tożsamości, ale też może uświadomić młodym widzom, jak pochopnie niekiedy piętnujemy i demonizujemy tych, którzy się od nas różnią – tylko dlatego, że nie rozumiemy ich zachowania i mylnie przypisujemy im negatywne motywy działania. Film ten dotyka również ważnego dla młodych tematu samoakceptacji w środowisku, w którym nie wszyscy rozumieją i akceptują nas samych.

    Absolutnym hitem jest film „W głowie się nie mieści”, który dobre kilka lat temu wyszedł z wytwórni Pixar. Osobiście zrozumiałam go dzięki mojej wiedzy psychologicznej. Film był konsultowany przez naukowca, wybitnego specjalistę od emocji. Zawiera tak wiele prawd o emocjach, że na jego kanwie można np. oprzeć cały wielogodzinny cykl spotkań edukacyjnych, dotyczących tematu świata uczuć i rozwijającej się na ich bazie, złożonej osobowości każdego z nas. Bardzo serdecznie polecam go do obejrzenia wszystkim rodzinom, które są gotowe i chętne do wspólnej otwartej rozmowy na temat przeżywanych emocji.

    Czytaj więcej: Wychowanie wczesnoszkolne służy temu, aby dzieci w szkole czuły się pewnie


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” ” Nr 03 (08) 20-26/01/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    A jednak nowe komórki nerwowe tworzą się! Ciekawostki o szefie naszego ciała — mózgu

    Mózg człowieka składa się z około 90 mln neuronów, z których każdy potrafi wygenerować około 300 impulsów na sekundę (co przekłada się na 100 megabajtów informacji na sekundę). I chociaż ma konsystencję galarety a jego głównym komponentem w 90...

    Brat naszego Boga

    Adam Chmielowski przyszedł na świat w rodzinie szlacheckiej jako najstarszy z rodzeństwa 20 sierpnia 1845 r. we wsi Igołomia niedaleko Krakowa. Szybko został sierotą, w 1853 r. utracił ojca, parę lat później zmarła mu matka. Wraz z trójką młodszego...

    W Indiach można wieść spokojne życie. Polka obala stereotypy o tym kraju

    Brenda Mazur: Z pewnością wielu ludzi się zastanawia, jak trafiłaś do Indii. Aleksandra Zalewska: Pierwszy raz przyjechałam do Indii jako pilot wycieczki, a potem wróciłam prywatnie, na dłużej... I rozkochałaś się w tym kraju. Bo to musiała być chyba miłość… Nie, to...

    Emerycie — „wyskocz z kapci” i znajdź sposób na zdrowie!

    Bywa też inaczej, bo niektórzy dziadkowie na pełny etat są wciągnięci w pomoc dzieciom i cieszy ich kontakt z wnukami. Gdy tylko wnuki podrosną, rola dziadków się zmniejsza. Jednym słowem, większość seniorów tym wolnym emeryckim czasem nie jest zachwycona. Czują...