Co zrobi Litwa, jeśli jutro zostanie zaatakowana? Czy nasz kraj jest przygotowany na zewnętrzną inwazję? Czy sojusznicy będą nas bronili? Te i inne pytania coraz częściej można usłyszeć w przestrzeni publicznej.
O możliwej wojnie wypowiadają się politycy i eksperci. Jak pokazują badania opinii publicznej przeprowadzone przez agencję „Spinter tyrimai” na zlecenie platformy internetowej Visipsichologai.lt – w ramach Indeksu Zdrowia Emocjonalnego – na jesieni ubiegłego roku o 5 proc., z 20 do 25 proc., wzrósł zauważalny niepokój wewnątrz społeczeństwa.
Oprócz wojny w Ukrainie oliwy do ognia dolał konflikt izraelsko-arabski. Kierownik projektu Paulius Tamulionis twierdzi, że podstawowym źródłem społecznego niepokoju są wojna na Ukrainie oraz konflikt izraelsko-palestyński. Faktycznie sytuacje geopolityczna w regionie, zresztą na świecie również, nie napawa optymizmem.
Warto jednak zadać pytanie, czy wpływ na negatywne nastroje społeczne ma realne podstawy. Pamiętam, że w 2022 r. mówiono o możliwości wojny Rosji z Zachodem w perspektywie dziesięciu lat. Później tę perspektywę skrócono do pięciu lat. Teraz można usłyszeć głosy, że Rosja może zaatakować za dwa lata. Szczerze przyznam się, że kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden powtarzał, iż Rosja zaatakuje Ukrainę, w możliwość pełnowymiarowej wojny nie wierzyłem. Niemniej jednak Rosja wojsko na granicę z Ukrainą zaczęła przerzucać już na wiosnę 2021 r. Obecnie siły zbrojne Federacji Rosyjskiej na dobre ugrzęzły w Ukrainie. Putinowi brakuje ludzi, broni, techniki wojskowej. Oczywiście tego samego brakuje Ukrainie i jest to wielkie zaniedbanie Zachodu. Mimo wszystko nic nie wskazuje na to, że Rosjanie będą mogli w najbliższym czasie doprowadzić do kapitulacji Kijowa.
A więc nie bardzo rozumiem, jak w takiej sytuacji Rosja może zaatakować którykolwiek kraj należący do Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO). To nie oznacza, że nie powinniśmy szykować się do wojny. Polityka Litwy ukierunkowana na wzmacnianie swojej obronności jest jak najbardziej słuszna. Jednak upublicznianie wszelkiego rodzaju scenariuszy apokaliptycznych nie wzmacnia naszego bezpieczeństwa, tylko coraz mocniej polaryzuje społeczeństwo. Permanentny niepokój i stres wśród członków naszych społeczności może być wykorzystany przez różnego rodzaju radykałów i populistów. Stanie się coś na wzór Węgier lub Słowacji. I to byłoby rzeczywiste zwycięstwo Rosji.
Czytaj więcej: Widać dziś dobitnie, że wojna będzie długa i ciężka
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 11 (33) 23-29/03/2024