Obecna wojna sprawia, że na Ukrainie przyspieszyły procesy derusyfikacji, dekomunizacji i dekolonizacji. Z drugiej strony w Rosji obserwujemy zjawisko dewesternizacji („odzachodnienia”), czyli próby odrzucenia przez władze wszelkich wpływów Zachodu. Tamtejsi politycy, publicyści i eksperci przekonują, że Rosja nigdy nie była częścią Zachodu, z natury demonicznego i rusofobicznego. Podkreślają, że Rosja to cywilizacja sama w sobie, którą nazwać można eurazjatycką, a więc stanowiącą syntezę Azji i Europy. Ta właśnie cywilizacja – jak twierdzą – musiała wiele razy stawać samotnie przeciw całemu „kolektywnemu Zachodowi”, jak np. podczas napoleońskich czy w trakcie II wojny światowej.
Oczywiście, jest to historyczny fałsz, ponieważ na początku XIX w. Rosja należała do koalicji antynapoleońskiej razem z Anglią, Prusami i Austrią, tak jak później była częścią koalicji antyhitlerowskiej wspólnie z aliantami zachodnimi. Propagandzie kremlowskiej chodzi jednak o zbudowanie paraleli między triumfalną przeszłością, gdy udało się pokonać Napoleona i Hitlera, a czasami współczesnymi.
Właściwsze byłoby jednak inne odwołanie do historii, a mianowicie do XIX-wiecznego sporu między słowianofilami a okcydentalistami („zapadnikami”). Ci pierwsi uważali, że Rosja powinna budować swoją potęgę w oparciu o własny model cywilizacyjno-ustrojowy, odrzucając wszelkie zapożyczenia z Zachodu. Łączyli to z misją dziejową imperium zawartą w definicji Moskwy jako Trzeciego Rzymu.
Drudzy twierdzili z kolei, że Rosjanie swoją pozycję mocarstwową zawdzięczają jedynie przyjęciu zdobyczy kulturowych Zachodu. Najlepszym tego przykładem było panowanie Piotra I, który nie tylko zbudował nową stolicę, lecz także uczynił Petersburg „oknem na Europę”.
Dziś na naszych oczach słowianofile wygrywają z „zapadnikami” wojnę o duszę Rosji. Niektórzy twierdzą, że ilustracją tego zjawiska może być postać samego Putina, który z mieszkańca kosmopolitycznego „Pitera” przekształcił się w mistycyzującego lokatora Kremla. Część konserwatystów w Europie i Ameryce upatruje w nim nadzieję, postrzegając Rosję jak ostatni bastion chrystianizmu na świecie. Nie widzą jednak, że odrzucenie Zachodu przez Moskwę to nie tylko odrzucenie liberalizmu, poprawności politycznej czy ideologii gender, lecz także odrzucenie katolicyzmu jako źródła wszelkiego zła. Putin jako obrońca chrześcijaństwa to jedna wielka iluzja.
Czytaj więcej: Wielka klęska Napoleona Bonaparte
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 17 (50) 04-10/05/2024