Wybory prezydenckie odbędą się w niedzielę 12 maja. W wyborach startuje ośmiu kandydatów. Największym poparciem — jak wynika z ostatnich badań opinii publicznej przeprowadzonych przez „Baltijos tyrimai” — cieszy się Gitanas Nausėda. Urzędującego prezydenta chce widzieć w II kadencji 44 proc. badanych. Ignasa Vėgėlė popiera 9,4 proc. ankietowanych. Ingridę Šimonytė zaledwie 5,8 proc. respondentów. Pozostali kandydaci nie przekroczyli 5 proc.: Remigijs Žemaitaitaitis (4,6 proc.), Eduardas Vaitkus (3,9 proc.), Andrius Mazuronis (2,6 proc.), Dainius Žalimas (2,1 proc.), Giedrimas Jeglinskas (1,1 proc.).
Czytaj więcej: Ściąga dla litewskiego wyborcy. Wybory prezydenta RL i referendum 12 maja 2024 r.
Deklaruje, że wygra
Analityk Wileńskiego Instytutu Analizy Politycznej Matas Baltrukevičius dostrzega zasadniczą różnicę pomiędzy wyborami 2019 r., a tegorocznymi. — Podstawowa różnica polega na tym, że w 2019 r. ostateczny wynik był bardziej otwarty. Na tej zasadzie, że szanse w II turze Gitanasa Nausėdy był większe, tym niemniej nie można było zawczasu powiedzieć, kto dokładnie zostanie prezydentem Litwy. Pozycja Ingridy Šimonytė była wówczas o wiele mocniejsza niż teraz, kiedy pełni funkcję premiera. Trzeba pamiętać, że stanowisko szefa rządu jest bardzo niewdzięczne, jeśli chodzi o kandydowanie na urząd prezydenta. Wtedy sytuacja wyglądała inaczej. Cała komunikacja i strategia wyborcza liderujących kandydatów, w tym również Sauliusa Skvernelisa, polegała na tym, że idą po zwycięstwo. Dzisiaj faworyt jest jeden, to było widać po jego zachowaniu, kiedy kampania jeszcze na dobre się nie rozpoczęła. Pozostali kandydaci raczej startują z innych przyczyn, na przykład deklarując, że muszą reprezentować odpowiednią grupę wyborców. Wyjątkiem, w pewnym sensie, jest Ignas Vėgėlė, który nawet jeśli nie wierzy we własne zwycięstwo, to deklaruje, że ma szansę na wygraną — podkreśla w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” politolog.
Andrzej Pukszto uważa, że wynik w wyborach prezydenckich może mieć wpływ na wyniki w wyborach do Parlamentu Europejskiego oraz do Sejmu. — Intryga nie dotyczy lidera, bo ten wydaje się oczywisty. Intryga dotyczy tylko drugiej tury. Tu mamy kilka scenariuszy. Pierwszy, czy w ogóle II tura się odbędzie. Drugi, polega na tym, jeśli się odbędzie, to czy tam znajdzie się Vėgėlė, czy Šimonytė. Gdyby do II tury trafił Vėgėlė, to byłby to ogromny cios dla sceny konserwatywno-liberalnej, a przede wszystkim w Związek Ojczyzny. Jeśli trafi Šimonytė, to ten fakt, z pewnością wzmocni obóz rządzący. To będzie sygnał, że być może jego elektorat się nie rozrasta, to tym niemniej twardy elektorat zachowuje. Z pewnością od Šimonytė trochę głosów może odebrać kandydat Partii Wolności Dainius Žalimas. Trzeba pamiętać, że kampania trwa i niewykluczone, że poważne asy zostaną wyciągnięte w ostatniej chwili — mówi naszemu dziennikowi politolog z Uniwersytetu Witolda Wielkiego.
Czuje się komfortowo
Rankingi przedwyborcze pokazują pewne tendencje i nastroje społeczne, nie da się ich przełożyć na ostateczny wynik, który poznamy po 12 maja. — Pewna intryga pozostaje i dotyczy II tury. Pamiętajmy, że w 2015 pozycja Dalii Grybauskaitė była o wiele silniejsza, tym niemniej II tura się odbyła. Zawsze musimy być przygotowani, że w polityce może się wydarzyć coś sensacyjnego lub niespodziewanego. To, czego Nausėda nie może być do końca pewny, to to, że być może w ostatnim momencie do przestrzeni publicznej trafi więcej informacji dotyczących tego, co na przykład jeszcze ustaliła sejmowa komisja w tzw. sprawie referenta. Jednak z punktu widzenia dnia dzisiejszego widać, że czuje się raczej dosyć komfortowo. Teraz widzimy taką sytuację, że jeśli II tura się odbędzie, to oprócz Nausėdy mogą do niej trafić raczej tylko Šimonytė lub Vėgėlė – oświadcza Baltrukevičius.
Baltrukevičius sądzi, że Ignas Vėgėlė nie wykorzystał do końca swego potencjału. Miał dobry start w kampanii wyborczej, ale później tempo wyraźnie przyhamowało. Nie wyklucza jednak, że niezależny kandydat w niedalekiej przyszłości może zrobić karierę polityczną. — W dużym stopniu wszystko będzie zależało od ostatecznego wyniku. W przypadku trafienia do II tury albo gdy będzie bardzo blisko trafienia do niej, wówczas jest możliwy scenariusz od dawna dyskutowany. Związek Chłopów i Zielonych poparł jego kandydaturę. „Chłopi” aktywnie działają w czasie kampanii sejmowej. W takiej sytuacji nie możemy wykluczyć tego, że może on się stać ich kandydatem na premiera. Jego szanse się wzmocnią, jeśli socjaldemokratom nie uda się znaleźć mocnego kandydata na szefa rządu. Wówczas „chłopi” mogą osiągnąć wynik lepszy, niż teraz pokazują sondaże. Jednak trzeba też pamiętać o tym, że tacy kandydaci, jak Remigijus Žemaitaitis lub Eduardas Vaitkus, którzy są o wiele bardziej radykalni, mogą w znaczny sposób „odsunąć” go od II tury. Wówczas jego pozycja w wyborach do Sejmu będzie o wiele słabsza. Zresztą, jeśli Vėgėlė nawet będzie miał bardzo dobry wynik, to będzie musiał kalkulować, czy warto mu iść z „chłopami” — czy wszystko uzgadniać z Karbauskisem? Czy wybrać jakąś mniejszą partię. W tym drugim przypadku oczywiście jego siła przebicia będzie o wiele słabsza — tłumaczy analityk.
Czytaj więcej: Wybory prezydenckie: decyzja „chłopów” wzmocniła pozycję Vėgėlė
Polityka zagraniczna
W przypadku trzech podstawowych kandydatów, ich wygrana nie spowoduje raczej zmiany polityki zagranicznej. — W przypadku podstawowych kandydatów różnice w zakresie polityki zagranicznej nie są duże. Trochę zaskoczył Ignas Vėgėlė, który oświadczył, że będzie próbował dogadać się z Łukaszenką. Stwierdził, że Litwa jest skazana na dialog z Mińskiem. To jest chyba jedyny wyłom, który miał miejsce w ciągu ostatniego miesiąca. Nikt z głównych kandydatów nie kwestionuje transatlantyckiego kursu Litwy i Rosji, jako zagrożenia i agresora. Generalnie główny nurt w tej kwestii mniej więcej jest zbieżny. Nikt nie kwestionuje relacji z UE, NATO, Polską czy USA. Wszyscy rozumieją, że są potrzebne, ważne i trzeba je rozwijać. Jeśli chodzi o pozostałych kandydatów, to również jest zgoda w tej sprawie. Chyba tylko Eduardas Vaitkus — ze względu na swe wypowiedzi dotyczące zahamowania wojny lub szukania pokoju — stał się prorosyjskim kandydatem. Tylko nie wiadomo, czy on zbierze choćby jeden procent głosów. Można czegoś dopatrywać się u Remigijusa Žemaitaitisa, którego raczej też nie da się zaliczyć do czołowych kandydatów — oświadcza Andrzej Pukszto. Dodając, że w odróżnieniu od poprzednich wyborów nikt nie mówił o mniejszościach narodowych.
Dużych zmian w polityce zagranicznej nie spodziewa się też nasz drugi rozmówca. — Najbardziej mnie zdziwiło w trakcie dyskusji przedwyborczych, że Gitanas Nausėda oraz Ingrida Šimonytė mówiły bardzo podobnie. Nawet w kwestiach, gdzie w przeszłości dochodziło do pewnych napięć. Teraz wygląda tak, że Nausėda od samego początku był zwolennikiem przedstawicielstwa Tajwanu na Litwie. Tak naprawdę nie było. Miały miejsce jego wypowiedzi, które były sprzeczne ze stanowiskiem rządu. Teraz ewidentnie trzyma się protajwańskiej opcji. Być może najbardziej wyróżnia się stanowisko Vėgėlė, który stawia bardziej na pragmatyzm niż wartości. Więc gdyby on został prezydentem, to teoretycznie mogłyby zajść zmiany w polityce zagranicznej. Na przykład na odcinku Chin. Ten kierunek tak naprawdę mniej interesuje mieszkańców Litwy, niż pomoc Ukrainie lub relacje z Białorusią, bo tu raczej nie będzie żadnych zmian — oświadcza analityk i politolog.
Mantas Baltrukevičius uważa, że polityka zagraniczna nie była jednak „ważnym tematem” debat wyborczych. Podobnie, jak Pukszto, sądzi, że liderzy wyścigu prezydenckiego raczej nie kwestionują ważność relacji z obecnymi podstawowymi sojusznikami Litwy. — W przypadku pozostałych kandydatów, to dla nich polityka zagraniczna również nie jest na tyle ważnym tematem, aby mu poświęcać zbyt dużo uwagi – zaznacza rozmówca.