Wydawać by się mogło, że po rozpadzie Związku Sowieckiego i upadku komunizmu w naszej części Europy pojęcie „politruk” odejdzie raz na zawsze w przeszłość, a jeśli już będzie wspominane, to tylko w negatywnym kontekście. Politruk (politiczeskij rukowoditiel), czyli oficer polityczny w Armii Czerwonej, był okiem i uchem partii komunistycznej w wojsku sowieckim. Najczęściej współpracował z bezpieką, tropiąc wszelkie przejawy nieprawomyślności wśród żołnierzy. W jednostce wojskowej miał zazwyczaj większą władzę od dowódców, choć był niższy od nich stopniem. Narazić mu się oznaczało degradację, więzienie lub nawet sąd polowy i karę śmierci.
System komunistyczny nie doczekał się jednak swojej Norymbergi, tak jak narodowy socjalizm w Niemczech, zaś pamięć o Stalinie jako wielkim mężu stanu znów wraca w putinowskiej Rosji do łask. Nic więc dziwnego, że w zeszłym miesiącu pojawiło się tam nowe czasopismo noszące tytuł… „Politruk” i przeznaczone dla żołnierzy. W artykule wstępnym zamieszczonym w pierwszym numerze przewodniczący Głównego Zarządu Politycznego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, wiceminister obrony, generał-pułkownik Wiktor Goriemykin zamieścił cytat Stalina o tym, jak ważne jest ideologiczne wychowanie żołnierzy i konieczność wpajania im śmiertelnej nienawiści do wroga. Temu, jak się wydaje, ma służyć nowe pismo, które usprawiedliwia agresję na Ukrainę, podważając w ogóle zasadność jej niepodległości.
Jakby tego było mało, w Rosji pojawiła się też funkcja będąca odpowiednikiem sowieckiego politruka. Otóż w lutym dekretem Putina wprowadzono we wszystkich organach państwowych nowe stanowisko: zastępcy dyrektora ds. politycznych i społecznych. Zadaniem owego funkcjonariusza ma być „wzmocnienie patriotyzmu oraz zapewnienie odpowiedniego i dogłębnego zrozumienia polityki państwa”. To powrót do praktyk z okresu stalinowskiego i oznaka militaryzacji całego społeczeństwa, które w obliczu „wojny z Zachodem” znajduje się na froncie walki ideologicznej.
Obecny włodarz Kremla domyka więc system, który buduje od ćwierć wieku. To ustrój, w którym rządzi jedna partia, nie ma opozycji, instytucje demokratyczne są fasadą, a wybory spektaklem. Społeczeństwo jest zastraszone, a za krytykę władzy można stracić wolność, a nawet życie. Rosja wraca więc do stalinizmu. Różnica polega jedynie na tym, że od tamtego czasu udoskonaliły się metody kontroli i inwigilacji.
Czytaj więcej: Ponad 40 tys. protestujących w Moskwie po zatrzymaniu Nawalnego. „Powrót do stalinizmu”
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 23 (68) 15-21/06/2024