— Osobiście sam musiałem się zmierzyć z powyższymi pytaniami, bo jako dziecko uczestniczyłem w szkolnych zabawach andrzejkowych i w tym czasie nie widziałem w nich zagrożenia – albo nie byłem go świadomy. Teraz jako osoba dojrzała w wierze dostrzegam w nich pewne zagrożenia. A idąc za słowami św. Pawła: „Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła” (1 Tes 5, 22), chcę stanąć jednoznacznie i stanowczo przy Chrystusie, odrzucając to, co ma w sobie elementy zabobonne – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” diakon Adam M. Dunst OFM Conv, franciszkanin, który posługuje obecnie w Kłajpedzie.
Czytaj więcej: W dzień Wszystkich Świętych wspominamy tych, którzy znaleźli swoją miłość – Boga
Żywot św. Andrzeja
Diakon pokrótce przedstawił Czytelnikom „Kuriera Wileńskiego” samą postać św. Andrzeja. Pochodził on z Betsaidy nad Jeziorem Galilejskim i mieszkał w Kafarnaum wraz ze swoim starszym bratem św. Piotrem i jego teściową. Obaj byli rybakami. Początkowo Andrzej był uczniem Jana Chrzciciela. Lecz tuż po tym, jak Jezus przyjął chrzest w Jordanie, a Jan wypowiedział słowa: „Oto Baranek Boży”, Andrzej poszedł za Chrystusem, a następnie przyprowadził Piotra do Jezusa. Andrzej był pierwszym uczniem powołanym przez Jezusa na apostoła.
W tradycji usiłowano zbadać ślady jego apostolskiej działalności po Zesłaniu Ducha Świętego. Orygenes (zm. 254 r.), jeden z najważniejszych komentatorów Pisma Świętego, uważał, że św. Andrzej pracował w Scytii, w kraju leżącym pomiędzy Dunajem a Donem. Byłby to zatem apostoł Słowian.
Według św. Hieronima (zm. 421 r.) św. Andrzej miał pracować w Poncie, w Kapadocji i w Bitynii, skąd udał się do Achai.
Teodoret (zm. 458 r.) twierdził, że św. Andrzej przeszedł ze Scytii do Tracji i Epiru, aby zakończyć życie śmiercią męczeńską w Achai. Wszystkie źródła są zgodne, że św. Andrzej poniósł śmierć męczeńską w Patras w Achai, 30 listopada 65 lub 70 r. (w tradycji wschodniej – w 62 r.).
Został ukrzyżowany głową w dół na krzyżu w kształcie litery X. Wyrok ten przyjął z radością – cieszył się, że umrze na krzyżu, jak Jezus. Litera X jest pierwszą literą imienia Chrystusa w języku greckim (od Christos, czyli Pomazaniec). Prawosławni uważają, że św. Andrzej umierał aż trzy dni, bo do krzyża został przywiązany, a nie przybity. Przez cały ten czas wyznawał wiarę w Chrystusa i pouczał zebranych, jak należy wierzyć i cierpieć za wiarę. Jego męczeńska śmierć jest wzorem stałości, wytrwałości i oddania. Dlatego został patronem małżeństw i zakochanych. Ponadto jest patronem podróżujących, rybaków, rycerzy, woziwodów i rzeźników.
Reaktywacja pogaństwa?
– Dzisiaj wiele osób andrzejki kojarzy głównie z wróżbami. Skąd się to wzięło – nie wiadomo. Św. Andrzej od zawsze patronował zakochanym oraz wspomagał w sprawach matrymonialnych – z magią i okultyzmem nie miał nic wspólnego. Andrzejkowe wróżby mogą się wywodzić od starogermańskiego boga Frejra – dawcy bogactw, miłości i płodności. Wylewano wosk i z jego kształtów odczytywano przyszłość, szczególnie w sprawach miłosnych, zwracając się przy tym do św. Andrzeja, co jednak nie było właściwą postawą religijną, ale raczej magiczną, rozumianą jako manipulacja sacrum. Kultywacja andrzejek w tej właśnie formie oznaczałaby reaktywację pogaństwa, którego odradzanie się widzimy na całym świecie – mówi diakon Adam M. Dunst.
– Tego rodzaju wróżbiarstwo, początkowo matrymonialne, a obecnie dotyczące wszelkiego rodzaju prób przewidywania przyszłości, dokonuje się w atmosferze „niewinnej zabawy”. Nierzadko jednak przybiera ona formę okultystycznego seansu, prowadzonego przez wyspecjalizowanych magów czy wróżbitów, których zaprasza się na tego typu imprezy – nie ma wątpliwości duszpasterz.
Jak zaznaczył o. Dunst, wieczór i noc z 29 na 30 listopada, obchodzone pod rzekomym patronatem św. Andrzeja, nie mają nic wspólnego z wiarą katolicką. Główną atrakcją tych zabaw jest wróżenie, które Kościół potępia i nazywa grzechem bałwochwalstwa. Należy pamiętać, że wróżby, nawet te najbardziej niewinne, to nie żarty. Traktując je jako zabawę, bagatelizujemy niebezpieczeństwo, jakie w sobie kryją. A jest nim otwieranie się na działanie złego ducha. Wielu ludzi mówi, że wróżby andrzejkowe to dla nich zabawa czy element tradycji. Jednak świadome sięganie do wróżb i przepowiedni jest dobrowolnym wikłaniem się w zło.
Kto korzysta z porad wróżki
Diakon Adam M. Dunst OFM Conv, proponuje zastanowić się zatem, czy katolik powinien bawić się tym, co jest sprzeczne z wiarą.
– Czasami lepiej zrezygnować z czegoś, w imię ostrożności. Warto uczyć się mądrego i roztropnego odrzucania nie tylko tego, co na pierwszy rzut oka jest złe, lecz także tego, co może zaszkodzić wierze, a nawet doprowadzić do grzechu. Nawet jeśli miałaby to być tylko forma rozrywki. Nie ma bezpiecznych zabaw z szatanem, bezpieczne jest jedynie trzymanie się z dala od niego – mówi franciszkanin.
Duchowny podkreśla, że należy pamiętać, że praktykowanie okultyzmu w jakiejkolwiek formie sprawia, iż człowiek jest kierowany i manipulowany przez złe duchy. Może to skutkować zaburzeniami w sferze fizycznej, psychicznej i duchowej. Wówczas mogą się pojawić myśli samobójcze i bluźniercze, awersja do modlitwy i sakramentów, smutek, depresja, różne obsesje, diabelskie nękania, a czasem nawet opętania.
Jak mówi duszpasterz, z usług astrologów coraz częściej korzystają ludzie, którzy szukają porady w codziennych sprawach. Wróżbici wydają się być bezpieczną formą uzyskania pomocy, gdyż bardzo często odgrywają rolę przyjaciela – kogoś, kto wysłucha i doradzi. Z tego powodu wolą się udać ze swoimi problemami do wróżki, zamiast do psychologa, księdza, lekarza. Często też wynika to z chęci przerzucenia odpowiedzialności za swoje życie na kogoś lub coś innego.
– Człowiek taki może potem powiedzieć, że nie miał wpływu na to, co go spotkało, bo po prostu było mu to pisane. Znacznie prościej jest pójść do wróżki, a potem biernie czekać na to, co przyniesie los niż włożyć konkretny wysiłek w pracę nad sobą. Najczęściej z usług takich korzystają ludzie z zaniżoną samooceną, dla których zdanie innych jest ważniejsze od własnego. Kształtują oni swój obraz na podstawie informacji uzyskanych z otoczenia, pozwalając, by inni ludzie i czynniki zewnętrzne kierowały ich życiem. Często przygoda z okultyzmem zaczyna się od z pozoru niewinnej wizyty u wróżbity. Ot tak z ciekawości. A w rzeczywistości jest to próba uzyskania odpowiedzi na pytanie, jak rozwiązać konkretny problem. Kłopot w tym, że słowa wróżbity często działają jak samospełniająca się przepowiednia. Skoro wierzymy we wróżbę, automatycznie szukamy okoliczności, które ją potwierdzą. W konsekwencji zaczynamy zachowywać się zgodnie z tym, co usłyszeliśmy, wypełniając tym samym przepowiednię. W ten sposób zyskujemy bardzo mocny argument, by ponownie skorzystać z takich usług i koło się zamyka. Możemy nawet nie zauważyć, kiedy uwikłamy się w spiralę zależności, tracąc kontrolę nad własnym życiem – tłumaczy doświadczony kapłan.
Dziecko zagubione i osamotnione
Dzieci nie zawsze potrafią odróżnić fikcję od rzeczywistości, a w bajkach, książkach i grach komputerowych nie brakuje odniesień do okultyzmu. Wartości, zarówno te dobre, jak i te złe, można przekazywać dzieciom nie tylko za pośrednictwem filmów i lektur, lecz także zabaw, żartów, a nawet dowcipów. Dzieci są bardzo podatne na wpływ innych i uczą się przede wszystkim przez przykład naszego życia.
– Prawdą jest, że często zabawy andrzejkowe wprowadzają najmłodszych w świat magii, oswajając z tematem okultyzmu. Należy jednak pamiętać, że nie dla każdego będzie to realne uwikłanie się w okultyzm. Najbardziej narażone są dzieci o wysokiej podatności na wpływy, które mają skłonność do zatapiania się w wirtualną rzeczywistość, przez co ciężko odciągnąć je od bajki czy gier komputerowych. Jeśli do tego mają zapracowanych rodziców, którzy z nimi nie rozmawiają i nie poświęcają im wystarczającej ilości czasu, to istnieje ryzyko, że jeśli nie teraz, to być może w przyszłości nadmiernie zainteresują się magią, a w konsekwencji wejdzie w jakąś formę okultyzmu. Zagrożenie jest tym realniejsze, im bardziej dziecko czuje się zagubione i osamotnione – podkreśla diakon Adam M. Dunst OFM Conv, franciszkanin, który posługuje obecnie w Kłajpedzie.
Katolicka modyfikacja andrzejkowych zabaw
Duszpasterz radzi rodzicom, którzy chcą mieć realny wpływ na program szkolnych andrzejek, by zaoferowali nauczycielom pomoc przy ich organizacji. Wróżby andrzejkowe od zawsze miały charakter zabawy, którą traktuje się z przymrużeniem oka. Oczywiście, nie zmienia to faktu, że próba poznania przyszłości – nawet w formie zabawy, ale za pomocą wróżenia – jest grzechem.
Dlatego katolik, który chce być wierny Panu Bogu, powinien andrzejki nieco zmodyfikować. Zamienić to, co magiczne, czyli wróżby nakierowane na poznawanie przyszłości, na to, co radosne, wychowawcze i ewangelizacyjne. Gry, zabawy, konkursy czy filmy lub opowiadania o św. Andrzeju mogą równie dobrze bawić dzieci. Główny problem nie tkwi bowiem w czynności lania wosku, tylko w tym, że nazywa się ją wróżbą. A skoro jest wróżbą, to znaczy, że za jej pośrednictwem można poznać przyszłość. Można np. zorganizować dzieciom konkurs na odlanie najbardziej wiarygodnego kształtu zwierzęcia.
Warto też opowiedzieć im o ostatkach, Adwencie i krzyżu św. Andrzeja. Andrzejki można potraktować jako okazję do rozmowy o Bogu, zasłoniętej przyszłości oraz związanych z tym emocjach. Warto też wytłumaczyć dziecku, dlaczego w zabawie andrzejkowej nie powinno chodzić o magię, wróżenie czy determinizm.
Jednocześnie należy zauważyć, że usilne dostrzeganie we wszystkim diabelskiego działania, może prowadzić do absurdalnych zachowań, takich jak np. unikanie numerów telefonu z trzema szóstkami z rzędu. Takie upraszczanie rzeczywistości nie tylko rodzi lęk i rozmaite zaburzenia, lecz także naraża na śmieszność. Nie demonizujmy rzeczywistości, ale też starajmy się nazywać rzeczy po imieniu. Dzisiejsze zwyczaje andrzejkowe są sprzeczne z wiarą chrześcijańską, dlatego warto spędzić ten dzień w taki sposób, by nie prowokować poszukiwań o charakterze ezoterycznym.
Matka Kościół radzi, jak żyć
– Rolą rodziców jest wprowadzenie dziecka w świat autentycznych i trwałych wartości, zaszczepienie mu racjonalnego podejścia do rzeczywistości oraz odpowiedzialności za podejmowane decyzje, tak by potrafiło odrzucić wszystko, co ma choćby pozór zła, aby robiło to nie tyle z lęku, ile z troski o swoją wiarę. Możliwe, że właśnie taką postawę miał na myśli papież Franciszek, który w jednej ze swoich audiencji mówił o Dekalogu – przez wielu odbieranym w kategoriach poleceń i zakazów, a w rzeczywistości będącym „owocem czułości i miłości samego Boga”: „Spróbujcie postrzegać i traktować przykazania, jakby były słowami, pouczeniami, jakie daje mama, by dobrze przeżyć życie. Matka nigdy nie naucza tego, co jest złe, chce jedynie dobra swoich dzieci – i tak też czyni Kościół” – zaleca diakon Adam M. Dunst OFM Conv.
Czytaj więcej: Człowiekowi wierzącemu andrzejkowa wróżba nie zaszkodzi
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 45 (135) 30/11-06/12/2024