Prezydent Korei Południowej Jun Suk Jeol we wtorek 3 grudnia wieczorem ogłosił stan wojenny, oskarżając opozycję o paraliżowanie prac rządu i sprzyjanie Korei Północnej. Do parlamentu weszli żołnierze, jednak Zgromadzenie Narodowe przegłosowało żądanie zniesienia stanu wojennego, które według prawa prezydent musi uznać i uznał. Już we środę 4 grudnia opozycja złożyła wniosek o impeachment prezydenta.
„Ogłaszam stan wojenny, aby chronić Republikę Korei przed siłami antypaństwowymi” — oświadczył Jun w przemówieniu, które transmitowano na żywo.
Po zaledwie kilku godzinach presja społeczna i uchwała parlamentu zmusiły prezydenta do odwołania stanu wojennego. Niemniej opozycja nie zamierza na tym poprzestać — sześć partii złożyło wniosek o impeachment. Lider Partii Demokratycznej Li Dze Mjung nazwał decyzję prezydenta „niekonstytucyjną” i ostrzegł przed „upadkiem gospodarki”.
Wprowadzenie stanu wojennego spotkało się z krytyką również w szeregach partii rządzącej. Szef ugrupowania Han Dong Hun określił decyzję jako „błąd” i wezwał do dymisji ministra obrony.
Według opozycji głosowanie nad impeachmentem może odbyć się już w piątek 6 grudnia. Do jego przyjęcia potrzeba zgody dwóch trzecich deputowanych oraz większości sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Wynik pozostaje niepewny, jednak nawet w obozie Juna nie brakuje głosów krytyki wobec jego działań.
Czytaj więcej: Unijny projekt w kryzysie