No to zaczął nam się ten nowy rok. Od nominacji Herberta Kickla, prorosyjskiego, skrajnego nacjonalisty, na stanowisko kanclerza Austrii. Od mapy zamieszczonej w mediach społecznościowych przez Donalda Trumpa, na której Kanada jest 51. stanem USA. Od zapowiedzi tegoż prezydenta elekta, że Zatoka Meksykańska powinna zmienić nazwę na Amerykańska, a Grenlandia i Kanał Panamski mogą zostać przejęte przez Stany Zjednoczone. Nie byłoby dużą sztuką kontynuować tę wyliczankę z głównych medialnych nagłówków, ale może wystarczy.
Poszukajmy czegoś optymistycznego. Tylko gdzie? Może w sporcie. Za dwa miesiące z okładem, równo z przyjściem kalendarzowej wiosny, wystartują w strefie europejskiej kwalifikacje piłkarskich mistrzostw świata, które w 2026 r. zaplanowane są w USA, Meksyku i Kanadzie (chyba że spełnią się zapowiedzi Trumpa, to wówczas lista krajów organizatorów się skróci). Pierwszym eliminacyjnym meczem, 21 marca, będzie spotkanie na Stadionie Narodowym w Warszawie, w którym Polska zagra z Litwą. Nigdy jeszcze spadkobiercy dawnej Rzeczypospolitej nie grali z sobą w piłkę o poważne cele.
Dotąd mierzyli się tylko towarzysko. W sumie 11 razy. Polacy wygrali pięć spotkań, Litwini dwa, a cztery razy padł remis. Jeden z tych remisów widziałem na własne oczy. W 2016 r. w Krakowie Polacy zaprosili Litwinów jako ostatnich sparingpartnerów przed wyjazdem na mistrzostwa Europy we Francji. Mecz skończył się bezbramkowo, ale potem na Euro Biało-Czerwoni dotarli aż do ćwierćfinału, gdzie dopiero w rzutach karnych odpadli z Portugalią. Ich występ odebrano jednak ze wszech miar pozytywnie, więc selekcjoner Adam Nawałka, człowiek na wskroś przesądny, dwa lata później, przed wyjazdem na rosyjski mundial, znów do roli ostatnich sparingpartnerów zaprosił Litwinów. Tym razem w Warszawie Polacy rozbili gości aż 4:0, ale cóż z tego, kiedy z Rosji sami wracali na tarczy, rozbici przez Senegalczyków i Kolumbijczyków.
Od tamtej pory Polacy z Litwinami więcej nie rywalizowali. Teraz, zrządzeniem losu, muszą. W roku słusznie minionym – przynajmniej z tego punktu widzenia – jednym i drugim szło gorzej niż źle. Latem Polacy zakończyli udział w mistrzostwach Europy na miejscu przedostatnim, a jesienią ostatni Szkoci wyrzucili ich z dywizji A Ligi Narodów. Litwini przegrali wszystkie mecze i z hukiem wylecieli do dywizji D, niżej niż San Marino. Teraz kibice na Wileńszczyźnie mogą być spokojni. W najgorszym razie będzie remis, a jeśli ktoś wygra, to tak czy inaczej na pewno nasi. Są więc powody do optymizmu.
Czytaj więcej: Piłkarskie Euro w czasach kryzysu
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 2 (4) 11-17/01/2025