– Wileńskiej publiczności przedstawiliśmy koncert z piosenkami Zbigniewa Wodeckiego „ZacznijMY od Bacha” w wykonaniu założonego przeze mnie zespołu Retro Boys – składa się on z sześciu muzyków grających na instrumentach oraz trójki śpiewaków. Koncert to hołd złożony Zbigniewowi Wodeckiemu, jednej z najistotniejszych postaci polskiego życia muzycznego przełomu XX i XXI w. To artysta do dziś dnia najbardziej kochany przez publiczność – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Tomasz Raczkiewicz, śpiewak operowy, wieloletni solista Teatru Wielkiego im. Stanisława Moniuszki w Poznaniu.
Miłość do muzyki i miłość do Wilna
Członkowie zespołu mieli zaszczyt poznać i występować z tym wielkim artystą i tak jak on… zaczynali od Bacha. Podobnie jak Zbigniew Wodecki zdobyli klasyczne wykształcenie muzyczne, a na estradę przenieśli doświadczenie zdobyte w salach koncertowych i teatrach operowych.
Piosenki Zbigniewa Wodeckiego zabrzmiały w wykonaniu: śpiewaczki operowej i estradowej Kseni Szawszyszwili, Wojciecha Daniela – artysty musicalowego młodego pokolenia, współpracującego z teatrami muzycznymi w Gdyni, Poznaniu i Krakowie, oraz Tomasza Raczkiewicza. Wokalistom towarzyszyli doskonali muzycy estradowi pod kierunkiem Jacka Skowrońskiego – kompozytora i aranżera, przez lata związanego z Hanną Banaszak.
– Myślę, że każdy artysta życzyłby sobie, żeby mieć taką publiczność. Wileńska publiczność jest wspaniała, wrażliwa, fantastyczna, to są uśmiechnięci ludzie, którzy świetnie reagują, przeżywają. To było widać w ich oczach, twarzach, było widoczne ich wzruszenie. Myślę, że ten koncert to był dobry pomysł na wspólne spędzenie walentynek, ponieważ łączy nas miłość do muzyki, łączy nas miłość do Wilna. Do Wilna, które jest jednym z ważniejszych miast w moim sercu. Ponieważ właśnie w tym pięknym mieście poznali się moi rodzice – cieszy się Tomasz Raczkiewicz.
Tu poznali się jego rodzice
Litwa jest bliska sercu Tomasza Raczkiewicza, a tę emocję przekazali mu rodzice. Oboje w 1971 r., wtedy jeszcze do Związku Sowieckiego, przyjechali autokarem na wycieczkę – co ciekawe, nie znali się jeszcze wtedy. Jego ojciec był studentem Akademii Medycznej w Lublinie, mama studiowała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Do Wilna przywiozła to, co było wówczas tutaj zabronione, czyli Pismo Święte, różańce i inne dewocjonalia.
Oboje w niedzielę wybrali się do Ostrej Bramy, do Matki Boskiej, i modlili się przed świętym obrazem. Mama prosiła o dobrego męża, a tato – o dobrą żonę. – Chwalić Boga, są już ze sobą 53 lata razem. Gdy modlili się przed obrazem, jeszcze się nie znali. Macie tutaj cudowną protektorkę – opowiada Tomasz Raczkiewicz.
Dla niego samo Wilno jest piękne, ale jeszcze piękniejsze jest to, co gdzieś podskórnie w tym mieście bije – ta polskość, która jak bijące serca na każdym kroku o sobie przypomina.

| Fot. Facebook
Siłacz na scenie
Tomasz Raczkiewicz chętnie opowiada o swojej karierze artystycznej. – Wszystko zaczęło się od tego, że skończyłem Akademię Muzyczną w Poznaniu i we Wrocławiu. Z wykształcenia i z zawodu jestem śpiewakiem operowym, który od 28 lat jest solistą Teatru Wielkiego imienia Stanisława Moniuszki w Poznaniu. Przez wiele lat śpiewałem kontratenorem, teraz również śpiewam tenorem, chętnie pracuję na estradzie, dlatego tworzę właśnie takie projekty jak ten. Reżyseruję, piszę teksty, napisałem książkę o śpiewających kastratach, grywam także w serialach. Czasu mi wystarcza na wszystko, to jest kwestia zorganizowania. W moim zawodzie najważniejsze jest dużo spać i dobrze odpoczywać – nie kryje.
Jak mówi, ten zawód wymaga sprawności fizycznej. A kiedy zaczyna się okres produkcji, w czasie spektakli to potrzebny staje się niemal klasztorny rygor. Śpiewanie to jest ciężka fizyczna praca. Trzeba uczyć się tekstów najczęściej w obcych językach.
– Mogę powiedzieć uczciwie. Pracuję jako artysta estradowy, jako piosenkarz, jako aktor, ale żadna z tych profesji nie jest nawet w połowie tak wymagająca i tak wyczerpująca jak śpiew w operze. W tym zawodzie jest wiele rozczarowań, ciężkiej harówki i dużo determinacji, ale mimo wszystko to jest piękny zawód. Najpiękniejsze w nim jest to magiczne poczucie, że przez kilka godzin jesteśmy tym, kim nigdy w rzeczywistości byśmynie byli. Na scenie jestem królem, jestem carem, jestem egipskim faraonem… – wymienia Raczkiewicz.
– Bardzo ważne w tym zawodzie jest to, żeby umieć podnieść się po porażkach i trudnych momentach, ale nade wszystko nie dać się unieść takiemu poczuciu, że jesteśmy kimś lepszym, że jesteśmy lepszymi od innych. Każdy z nas jest ważny na tym świecie, każdy robi coś istotnego i bez nas ten świat byłby inny i pewnie nie tak dobry – zapewnia.
Raczkiewicz śpiewakiem operowym został przez przypadek. Od dzieciństwa marzył, by zostać… księdzem. Pewnego razu, jak śpiewał w scholi w kościele, usłyszała go pani profesor. I tak spod ołtarza na scenę…
– Zadebiutowałem partią Fiodora w „Borysie Godunowie”. Przez przypadek moja śp. przyjaciółka, śpiewaczka operowa Agnieszka Mikołajczyk – pod pseudonimem Aga Mikołaj śpiewała w całej Europie, była ostatnią uczennicą legendarnej Elisabeth Schwarzkopf – podsunęła realizatorom, że jest ktoś taki jak ja, co może zaśpiewać partię chłopca w tej operze. I zadzwoniono do mnie w sobotę, czy mogę już we wtorek wystąpić w danej partii. Nauczyłem się tekstu, przyjechałem i tak się zaczęło. Później były kolejne role, dostałem etat, potem zaczęła się współpraca z innymi teatrami. No i tak sobie jestem na tej scenie do dziś – opowiada Tomasz Raczkiewicz.
„Lubię wracać tam, gdzie byłem już…”
Podczas wileńskiego koncertu zabrzmiały znane i uwielbiane piosenki z repertuaru Zbigniewa Wodeckiego: „Zacznij od Bacha”, „Chałupy”, „Pszczółka Maja”, „Lubię wracać”, „My Way”. Nie zabrakło także znanych duetów śpiewanych przez Mistrza z takimi gwiazdami, jak Irena Santor czy Zdzisława Sośnicka. Ponadto wykonano skomponowaną przez Jacka Skowrońskiego do słów Tomasz Raczkiewicza piosenkę „Bez Ciebie”, będącą wspomnieniem Zbigniewa Wodeckiego.
„ZacznijMY od Bacha” to nie tylko sentymentalna podróż wypełniona przebojami najwyższej próby. To także opowieść o wybitnym człowieku i śladzie, jaki odcisnął w sercach i umysłach kilku pokoleń Polaków. Razem z wileńską publicznością artyści wrócili wspomnieniami do czasów, gdy Zbigniew Wodecki zachwycał swoim magicznym głosem, bawił narracją utkaną z najprzedniejszych dowcipów i wzruszał do łez swoim podejściem do sztuki i do ludzi.
Czytaj więcej: Życie teatrów wileńskich: Litewski Teatr Narodowy Opery i Baletu
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 9 (25) 01-07/03/2025