Członkostwo w ZPAF było dla niego ważnym krokiem w rozwoju zawodowym.
„To było moje marzenie, odkąd zacząłem zajmować się fotografią. Wymagało dużo pracy i uporu, ale udało się” — przyznał. Przynależność do prestiżowego związku otworzyła mu drzwi do prestiżowych wystaw.
„W zeszłym roku miałem piękną wystawę o Wilnie śladami Czechowicza, Bułhaka i Fleury’ego w samym sercu Warszawy” — opowiedział.
„Fotograficy” — nie „fotografowie”
„Kilka lat temu próbowałem założyć Związek Polskich Fotografików na Litwie. Pan Karpowicz bardzo nalegał, żeby to byli »fotograficy«, nie »fotografowie«” — wspominał.
„Spójrzmy na historię polskiej fotografii — mamy Jana Bułhaka, który zakłada wileński fotoklub, ten się rozrasta i nagle mamy Związek Polskich Artystów Fotografików, do którego dziś należę. To jest ta sama organizacja! Początkiem tego wszystkiego było Wilno. Pomyślałem sobie: Jakby pięknie było wrócić do początku. Jakie to by było romantyczne” — mówił z nostalgią.
Czytaj więcej: Jerzy Karpowicz, kronikarz polskości na Litwie
„Były nawet dwa spotkania”
Frątczak przyznał jednak, że zabrakło mu determinacji, by takie stowarzyszenie założyć. „Były nawet dwa spotkania i… tyle. Może kiedyś ktoś podejmie się tego wyzwania” — powiedział.
Choć na razie Związek Polskich Fotografików na Litwie pozostaje tylko niezrealizowanym pomysłem, Frątczak nie wyklucza, że w przyszłości ktoś powróci do tej idei.
„Być może jutro takie stowarzyszenie powstanie. Dziś go jeszcze nie ma” — podsumował.
Pełny wywiad ukazał się w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 11 (30) 15-21 marca 2025 r.