Brenda Mazur: Czy mogę się do Pana zwracać – Książę?
Maciej Radziwiłł: Kiedyś pewna mała dziewczynka, córka mojego kolegi, dowiedziała się, że jestem księciem. Spytała mnie, czy to prawda, bo chyba myślała, że książęta są tylko w bajkach. Powiedziałem jej, że byłem kiedyś żabą i pocałowała mnie pewna dziewczynka. Zrobiło to na mojej rozmówczyni duże wrażenie. Nikt z mojej rodziny nie używa tytułu, nikt z nas nie myśli o sobie jako o księciu. Tytuły arystokratyczne to anachronizm. Jedyne, co różni moją rodzinę od innych, to że mamy długą pamięć o naszych przodkach, która sięga 20 pokoleń. Nie ukrywam, że sprawia mi to pewną przyjemność, ale nakłada też ciężar szczególnego dbania o reputację i obowiązek, by każdy Radziwiłł przynajmniej trochę znał historię rodziny.
Czytaj więcej: Skarby rodu Radziwiłłów w Wilnie
Sięgnijmy do początków. Jak Radziwiłłowie zostali książętami?
Po raz pierwszy Radziwiłłowie otrzymali tytuł książąt Świętego Cesarstwa Rzymskiego w roku 1515 od cesarza Maksymiliana I. Tytuł ten uzyskał Mikołaj Radziwiłł, kanclerz wielki litewski i wojewoda wileński. Był to stryj Mikołaja Czarnego, Rudego i Barbary. Tytuł ten przysługiwał tylko owemu kanclerzowi i jego potomkom. Po raz drugi rodzina otrzymała taki sam tytuł od cesarza Karola V Habsburga w roku 1547, kiedy Mikołaj Czarny odbywał poselstwo do Wiednia. Mikołaj Czarny otrzymał tytuł księcia na Nieświeżu i Ołyce, a jego bratu stryjecznemu Mikołajowi Rudemu nadano tytuł księcia na Birżach i Dubinkach. Odtąd wszyscy męscy potomkowie obu Mikołajów dziedziczą tytuły książęce. Gałąź rodzinna wywodząca się z Birżów i Dubinek wymarła w drogiej połowie XVII w. Wszyscy żyjący Radziwiłłowie należący do historycznej rodziny są potomkami Mikołaja Czarnego. W tej chwili żyje ok. 30 męskich potomków tego kanclerza, ważnego przedstawiciela rodziny i bohatera narodowego Litwy.

| Fot. archiwum prywatne Macieja Radziwiłła
I tu nasuwa się pytanie: Jaki ma Pan stosunek do Radziwiłłów Wielkiego Księstwa Litewskiego? W wielu źródłach, choćby w serialu o królowej Bonie, dwóch z nich – Mikołaj Czarny i Mikołaj Rudy – przedstawieni są jako przebiegli i cwani. Ci, którzy chcieli zagarnąć koronę Jagiellonów…
Ten film nie ma wiele wspólnego z prawdą historyczną, podobnie jak… „Potop” Henryka Sienkiewicza. Relacja Zygmunta Augusta i Barbary Radziwiłłówny to była prawdziwa miłość, szalona miłość. Nie potrzeba było nakłaniać króla do małżeństwa z Barbarą, jak sugerują twórcy filmu. Nie było żadnego zmuszania. Cała czwórka znała się od dziecka. Mikołaj Czarny był przyjacielem, powiernikiem i najbliższym współpracownikiem króla. Nie jest prawdą, że potęga Radziwiłłów narodziła się dzięki małżeństwu króla z Radziwiłłówną. Radziwiłłowie już wcześniej wyrośli na najważniejszą rodzinę w Wielkim Księstwie, czego dowodem było choćby nadanie tytułu książęcego w roku 1515, o czym już wspomniałem. Zygmunt August do szaleństwa kochał Barbarę, ożenił się z nią, ryzykując różne problemy, wbrew opozycji panów polskich doprowadził do koronacji swojej wybranki. Kiedy zachorowała, nie odstępował od jej łóżka, a po śmierci spełnił życzenie zmarłej, by pochować ukochaną w jej umiłowanym Wilnie.
Mikołaj Czarny i Mikołaj Rudy byli wiernymi przyjaciółmi króla. Mikołaj Czarny miał ogromną władzę w Wielkim Księstwie Litewskim, był właściwie namiestnikiem króla. Po jego śmierci dokonano zmian w ustroju państwa i kolejni kanclerze wielcy litewscy nie mieli już podobnego zakresu władzy na Litwie.

| Fot. archiwum prywatne Macieja Radziwiłła
Będę drążyć dalej. A czy Henryk Sienkiewicz, kreując w „Potopie” Janusza Radziwiłła na zdrajcę, miał rację? Radziwiłł jest tam ukazany jako człowiek, który kieruje się przede wszystkim własnym interesem i dąży do władzy. Czy pisarz nie skrzywdził księcia?
Powieść Sienkiewicza nie ma wiele wspólnego z prawdą historyczną. Była to powieść z kluczem, która miała obrazować nie tyle Rzeczpospolitą z wieku XVII, ile wydarzenia z okresu powstania styczniowego 1863 r. Janusz Radziwiłł posłużył jako klucz do zrozumienia postaci Aleksandra Wielopolskiego, który współpracował z caratem. Co więcej, Henrykowi Sienkiewiczowi zależało na tym, by powieść mogła się ukazać na terenie Imperium Rosyjskiego. Cenzura carska nie pozwoliłaby na to, by pisarz opisał fakt, że o ile potop szwedzki dotyczył Korony, to Litwę najechały wojska moskiewskie.
Janusz Radziwiłł jako najważniejszy polityk litewski znalazł się w bardzo trudnej sytuacji. Król Jan Kazimierz zbiegł z kraju, Szwedom poddawały się kolejne polskie województwa, a Litwie zagrażali dwaj wrogowie naraz. Próbował on sojuszu ze Szwedami, by bronić się przed bardziej niebezpiecznym wrogiem ze wschodu. Dzisiaj chyba także wolelibyśmy okupację szwedzką niż rosyjską…
Szczególnie nielubiany przez Sienkiewicza Bogusław Radziwiłł zasłużył się wygnaniem Moskali z Wilna, o czym Sienkiewicz zdaje się nie wiedzieć. Nie rozumiał także, że Bogusław jako potomek Jagiellonów po matce stał wyżej niż inni ówcześni magnaci, był też bliskim krewnym Jana Kazimierza. Kwestie genealogicznych powiązań miały w tamtych czasach ogromne znaczenie, czego my nie rozumiemy. Trzeba zawsze zaczynać analizowanie dawnych epok od próby rekonstrukcji sposobów myślenia ówczesnych ludzi. Nie znaczy to, że należy idealizować takie postacie, jak Janusz Radziwiłł czy Bogusław.
W znamienitej większości ród obfitował w wiele wybitnych postaci. Pięknych i szlachetnych. Radziwiłłowie byli i są obywatelami świata w najpełniejszym tego słowa znaczeniu. Czy skupiacie się w jakimś zrzeszeniu rodowym? Czy temu służy powstała fundacja?
Jako rodzina jesteśmy dosyć blisko i nie potrzebujemy tworzyć związku rodzinnego. Rodzina zawsze trzymała się jako jeden klan mimo czasami odległego pokrewieństwa i różnych poglądów politycznych, a nawet różnego wyznania.
Fundacja „Trzy Trąby” powstała z mojej inicjatywy w 2017 r. Jest tylko moim przedsięwzięciem i zarządza ją moja najbliższa rodzina, czyli moja żona, moje dzieci i ja, dlatego nie ma w nazwie naszego nazwiska, a jedynie nawiązanie do herbu, który nazywa się po prostu Trąby. Fundacja zajmuje się m.in. opieką nad dziedzictwem rodziny i kilku innych rodzin arystokratycznych, od których pochodzę. Wspieramy różne wydarzenia kulturalne w Polsce i czasami także na Litwie. Kiedyś działaliśmy w tej dziedzinie także na Białorusi. Na terytorium tego kraju znajduje się wiele miejsc związanych z historią Radziwiłłów, przede wszystkim zamek i kościół w Nieświeżu. Nieśwież przez wieki był niejako stolicą naszej rodziny. Dzisiaj działalność w zakresie kultury na Białorusi nie jest możliwa. Wspieramy za to różne emigracyjne organizacje białoruskie. Pomagamy białoruskim artystom, intelektualistom. Wspieramy kilku białoruskich historyków, którzy musieli uciekać ze swojej ojczyzny. W ostatnich trzech latach zaangażowaliśmy się w pomoc humanitarną dla Ukrainy.
W Polsce fundujemy stypendia dla szczególnie zdolnych studentów, którzy dostali się na najlepsze uczelnie świata, i wspieramy kilka organizacji charytatywnych opiekujących się ludźmi biednymi, chorymi i bezdomnymi.

| Fot. Bernt Rostad, domena publiczna
Na Litwie jest wiele śladów Radziwiłłów. Czy Pana zdaniem Litwa dba o zachowanie dziedzictwa rodu?
Dziedzictwo materialne Radziwiłłów na Litwie jest bardzo znaczące. Zawsze można by zrobić więcej dla zachowania i odtworzenia różnych budowli i innych śladów dziedzictwa rodziny, ale rozumiem, że środki są ograniczone szczególnie teraz, kiedy priorytetem są wydatki na obronność. Dużo zostało zrobione. Są też plany odbudowy pałacu Janusza Radziwiłła na ulicy Wileńskiej w Wilnie i zamku w Dubinkach. W ten ostatni projekt sam jestem trochę zaangażowany. Najbardziej cieszy mnie jednak wciąż żywa pamięć o mojej rodzinie na Litwie. Pamięć ta jest widoczna, mimo że od dawna nikt z mojej rodziny nie mieszka na Litwie, a czasy sowieckie nie sprzyjały upamiętnianiu dawnych rodzin magnackich i arystokratycznych. Sześć lat temu współorganizowałem na Zamku Wielkich Książąt Litewskich w Wilnie wielką wystawę o mojej rodzinie. Cieszyła się ogromnym powodzeniem. Pamiętam kolejkę zwiedzających w ostatnich dniach wystawy.
Ostatnio na Litwie miały miejsce też dwa ważne wydarzenia. W Wilnie odkryto insygnia władców polsko-litewskich: Aleksandra Jagiellończyka, Barbary Radziwiłłówny i Elżbiety Habsburżanki. A nie tak dawno w Dubinkach odnaleziono szczątki Mikołaja Rudego i Mikołaja Czarnego. Jaka była Pana reakcja?
Pamiętam uroczystość ponownego pochówku Mikołaja Czarnego i Mikołaja Rudego w Dubinkach w 2009 r. To był najbardziej osobliwy pogrzeb, w którym miałem okazję uczestniczyć. Szedłem za urną z prochami Mikołaja Czarnego, mojego trzynaście razy pradziada, tak jakbym szedł za trumną mojego ojca. Czułem tę ciągłość pokoleń mojej rodziny, czułem, że jestem w tym ciągu jednym z wielu ogniw, przede mną byli moi przodkowie, po mnie przyjdą następne pokolenia. To była piękna uroczystość. Miałem okazję przemawiać do setek zebranych ludzi.
Jeżeli chodzi o odnalezione kilka miesięcy temu przedmioty w podziemiach katedry wileńskiej, to już kilka dni po tym odkryciu miałem okazję obejrzenia i dotknięcia tych skarbów. Było to dla mnie duże przeżycie. Przedmioty, które zostały znalezione w 1931 r. w trumnie Barbary Radziwiłłówny, były niewątpliwie umieszczone tam przez jej zrozpaczonego męża i były wyrazem jego wielkiej miłości. Oprócz regaliów jest tam piękny pierścień, który otrzymała od króla Zygmunta, i złoty łańcuch o dosyć rzadkim kształcie. Takich łańcuchów raczej nie wkładano do trumien. Myślę, że to sam król zawiesił Barbarze na szyi ten przedmiot. Co wtedy myślał? Czy był to jakiś specjalny, intymny symbol, który łączył się z jakimś wydarzeniem z ich miłosnej historii? Nigdy się już tego nie dowiemy. Oglądanie i możliwość dotykania tych pamiątek były dla mnie wzruszającym przeżyciem. Mam nadzieję, że w niedługim czasie wszyscy mieszkańcy Litwy, a także Polska będą mieli okazję zobaczyć te przedmioty z bliska.
Przenieśmy się bliżej czasów współczesnych, choćby po II wojnie światowej. Po wojnie rodziny ziemiańskie znajdowały się w trudnej sytuacji, niektórzy żyli wręcz w biedzie, a do tego dochodził często też swego rodzaju ostracyzm. Bardzo trudno było np. dostać lepszą pracę czy posłać dzieci na studia. Jak żyli pańscy dziadkowie?
Lata powojenne były dla mojej rodziny i podobnych rodzin bardzo trudne. Moja matka wywodziła się z innej znanej rodziny arystokratycznej, rodziny Czartoryskich. Rodzina straciła wszystko. Ojciec mojego ojca zginął jako oficer Armii Krajowej w czasie wojny. Ojciec mojej matki wrócił po wojnie z obozu jenieckiego ciężko chory. Rodzina cierpiała biedę, podobnie jak wszyscy Polacy. Jestem do dzisiaj wdzięczny pracownikom upaństwowionego majątku mojego dziadka Czartoryskiego, którzy przekazywali produkty rolne z tego gospodarstwa dawnym właścicielom. Robili to, narażając się na więzienie, ale byli przekonani, że komuniści nie mieli prawa odbierać właścicielom majątku i pozostawiać ich bez środków do życia. Moi rodzice zdawali maturę w okresie stalinizmu i jako wrogowie klasowi nie mieli możliwości studiowania na wymarzonych kierunkach. Mimo wszystko dali sobie radę w życiu. Później było już łatwiej, chociaż trudno było robić karierę z takim „akustycznym” nazwiskiem. Oczywiście poziom represji w Polsce był nieporównanie łagodniejszy niż na Litwie. Kuzyn mojego dziadka Konstanty Radziwiłł, właściciel majątku Towiany na Litwie, został wywieziony do Kazachstanu i tam zmarł po wojnie. Nie mógł wydostać się z armią gen. Andersa, bo miał obywatelstwo litewskie.
Znaczna część Pan życia przebiegała w „komunie”. Gdzie wówczas mieszkaliście? Jak wyglądało życie, jaki był pierwszy samochód? Jak władza ludowa traktowała dawnych książąt?
Żyliśmy bardzo skromnie. Po urodzeniu mojego brata moi rodzice zdecydowali, że moja mama zajmie się domem i poświęci się dzieciom, więc żyliśmy ze skromnej pensji mojego ojca. Trochę pomagali nam krewni, którzy wyemigrowali za Zachód. Na początku mieszkaliśmy w zwykłym bloku w niewielkim miasteczku niedaleko Warszawy. Potem dzięki mojej babce przenieśliśmy się do Warszawy i zajmowaliśmy połowę niewielkiego domu. O kupnie samochodu nie mogliśmy nawet marzyć, ale nikt nie narzekał. Żyliśmy skromnie, ale dobrze. Pamiętam ożywione życie towarzyskie wśród przedstawicieli starych rodzin arystokratycznych, z których wielu, jak Radziwiłłowie, Czartoryscy czy Sapiehowie, wywodzi się z Litwy.

| Fot. domena publiczna
Znaczącym epizodem jest Pana działalność w opozycji demokratycznej, m.in. współpraca z Komitetem Samoobrony Społecznej „KOR”.
W Wikipedii ktoś napisał, że współpracowałem z KSS „KOR”, czyli pierwszą organizacją opozycji demokratycznej w czasach PRL. To przesada, bo kiedy powstał Komitet Obrony Robotników, miałem 15 lat. Jednak już w liceum podejmowałem różne działania opozycyjne. W latach 80. przez siedem lat byłem drukarzem i wydawcą niezależnych książek i czasopism, pracowałem w największym podziemnym wydawnictwie NOWA. Osobiście uczestniczyłem w wydaniu ok. 60 książek. Niektóre nakłady sięgały kilku tysięcy egzemplarzy. W roku 1986 na krótko trafiłem do aresztu w związku z tą działalnością.
Dziś jest Pan przedsiębiorcą. Przedsiębiorczość raczej nie ma genów arystokratycznych. Większość arystokratów, mając ogromne majątki, nie umiała nimi zarządzać. Pan na tym polu odnosi sukcesy!
Faktycznie nie ma to wiele wspólnego z tradycjami szlacheckimi, w ramach których działalność gospodarcza ograniczała się jedynie do rolnictwa.
Po upadku komunizmu rzuciłem pracę na Uniwersytecie Warszawskim. Po krótkim epizodzie w polityce skończyłem studia z zakresu biznesu na jednym z amerykańskich uniwersytetów. Kilka lat pracowałem w międzynarodowych bankach. Potem zająłem się biznesem. Przez pewien czas byłem aktywny w biznesie także na Litwie. Stworzyłem kilka firm z różnych dziedzin, mam udziały w farmie mlecznej i firmie produkującej żywność, ale nie są to największe moje interesy. Kiedy upadł komunizm wydawało mi się, że właśnie w obszarze biznesu będzie można szczególnie korzystać z wolności, a przecież wszyscy wtedy spragnieni byliśmy wolności.
Czy ma Pan częsty kontakt z Litwą? Polacy na Litwie z sentymentem i uznaniem wspominają pańskiego brata, Konstantego, który piastował urząd ambasadora RP na Litwie. Lubi Pan tu przyjeżdżać, jak się tu czuje?
Bardzo lubię jeździć na Litwę. Mam wielu przyjaciół także wśród litewskich Polaków. Nadal podejmuję różne inicjatywy w zakresie kultury i biznesu. Żałuję, że mój brat nie pracuje już jako ambasador, chociaż formalnie z tej funkcji nie został odwołany. To trochę dziwna sytuacja. Wynika z konfliktów politycznych w Polsce. Kiedy gruchnęła wieść, że jakiś Radziwiłł ma zostać ambasadorem polskim w Wilnie, niektórzy myśleli, że chodzi o mnie. Pamiętam, że kiedy wyjaśniłem sytuację mojemu znajomemu profesorowi z Litwy, powiedział, że skoro Konstanty ma być ambasadorem RP w Wilnie, to niech ja będę ambasadorem Litwy w Warszawie. Myślę, że bez względu na przyszłe losy mojego brata będzie on nadal zaangażowany w sprawy społeczności Polaków na Litwie. Były i są mu one szczególnie bliskie. Myślę, że nasze aktywności na Litwie świetnie się uzupełniają. Dobre relacje polsko-litewskie są niezwykle ważne w tych niespokojnych czasach. Sytuacja Polaków na Litwie jest istotnym elementem tych relacji.
3 czerwca br. odbyła się premiera książki Macieja Radziwiłła i Aleksandra Kaczorowskiego pt. „Radziwiłł”. Maciej Radziwiłł w rozmowie z Aleksandrem Kaczorowskim przybliża historię dwudziestu pokoleń swoich przodków i objaśnia istotę resentymentów obecnych w społecznym postrzeganiu arystokracji już od XIX stulecia. Ta książka to podróż przez historię, która żyje, boli i wciąż uczy…
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym dziennika „Kurier Wileński” Nr 34 (95) 23-29/08/2025