.
Od piątku i do niedzieli wieczór Wilno żyje tradycją Jarmarku Kaziukowego, który w tym — podobnie jak i rok wcześniej — jest pod każdym względem wyjątkowy. Wyjątkowy pod względem długości rzędów handlowych, wyjątkowy pod względem liczby uczestników oraz wyjątkowy pod względem oczekiwanych gości jarmarku.
Prawie 8,5 km — tyle bowiem wynosi długość straganów rzemieślniczych, które ciągną się po obu stronach Alei Giedymina, ulicami wokół Palcu Katedralnego oraz w kierunku Zarzecza i główną arterią Starówki aż do Placu Ratuszowego. Fakt, że jeszcze wczoraj z rana, przed oficjalnym otwarciem Kaziuka Wileńskiego, prawie wszystkie miejsca handlowe były już zajęte, a zwiedzający niekończącym się tłumem przepływali między stoiskami, świadczy, że mogą sprawdzić się oczekiwania organizatorów jarmarku, że tegorocznego Kaziuka odwiedzi rekordowa liczba osób — około 500 tys. Liczba okazała, jak na okazałą — ponad 400-letnią tradycję jarmarków organizowanych w Wilnie od 1604 roku na cześć patrona stolicy Wielkiego Księstwa Litewskiego — Kazimierza Jagiellończyka.
Tegoroczny jarmark zainaugurowano tradycyjnie w południe przed Narodowym Teatrem, gdzie przemówienia wygłosili gospodarz miasta — mer Raimundas Alekna oraz minister rolnictwa Kazimieras Starkevičius.
Organizatorzy jarmarku wręczyli im nowy logotyp imprezy, po czym mer i minister wybili tradycyjne kaziukowe monety, żeby „handel kwitł” i był dostatek.
Od kilku lat nową tradycją Kaziuków Wileńskich jest prezentowanie poszczególnych regionów Litwy. W ubiegłym roku swoje rzemiosła i tradycje przedstawiła Żmudź, gospodarzem zaś tegorocznej imprezy jest Auksztota.
Mer Alekna, jako przedstawiciel tego regionu wyraził nadzieję, że jego ziomkowie potrafią zauroczyć gości Kaziuka Wileńskiego swoim rzemiosłem oraz tradycją kulinarną.
Tymczasem, z roku na rok daje się zauważyć, że tradycyjne rzemiosła ustępują tandecie „Made in China”, której pełno na straganach również w tym roku. Litewskie rzeźby, wyroby kowalskie, biżuteria, wyroby garncarskie coraz częściej muszą konkurować z chińską produkcją. Jedynie królowa Wileńskich Kaziuków — Palma Wileńska — wciąż pozostaje nietknięta konkurencją z Chin. Być może dlatego, że jest uosobieniem wielowiekowej tradycji, w którą podwileńskie palmiarki wkładają nie tylko swój talent, ale też duszę.