Premier Litwy Andrius Kubilius bardzo aktywnie działa, by w sprawie kryzysu zawrzeć tak zwane porozumienie z narodem. Faktycznie nikt nie wie, na czym ono ma polegać, ale wygląda, że chce, by naród zaaprobował jego posunięcia polityczne i w ten sposób wszystkie konsekwencje swoich rządów zwalić na barki obywateli: zgodziliście się, a więc macie.
I teraz powstaje pytanie: Dlaczego premier, skoro jak twierdzi, wszystko robi, co może i jak najlepiej, tak bardzo zabiega o to porozumienie? Zresztą, chyba tego nie można nazwać porozumieniem, bo jeśli mówimy o jakimkolwiek narodowym porozumieniu, to muszą go popierać zarówno partie polityczne, jak też organizacje społeczne oraz związki zawodowe, a to oznacza, że należałoby rozmawiać z przedsiębiorcami, związkami zawodowymi itp. W przypadku tego porozumienia, które chce wszystkim narzucić Andrius Kubilius, tak nie jest. Premier Kubilius rozmawia jak dotąd, z największym biznesmenem kraju Lubysem. Może więc warto to porozumienie nazwać „Andrius Kubilius i Bronius Lubys?”. Cała ta „przygoda” przypomina sowieckie czasy, kiedy to pierwszy sekretarz partii wypowiadał swoje zdanie, a cała reszta podnosiła ręce i głosowała „za”. Nasz „sekretarz” chyba również idzie w te ślady. Nic dodać, nic ująć, jak tylko życzyć powodzenia!