Po uchwaleniu w połowie marca kontrowersyjnej Ustawy o Oświacie i po podpisaniu jej przez prezydent Dalię Grybauskaitė, władze Litwy są nadal przekonane, że krytykowana przez Polaków na Litwie ustawa nie pogorszy relacji polsko-litewskich.
„Nie powinna, jeśli w rzeczy samej chcemy konstruować je (relacje) w oparciu o obiektywne fakty i język międzynarodowych konwencji” — oświadczył litewski minister spraw zagranicznych, Audronius Ažubalis, zapytany przez dziennikarzy, czy podpisana przez prezydent ustawa popsuje stosunki polsko-litewskie.
Tymczasem prof. Roman Wieruszewski, szef poznańskiego Centrum Praw Człowieka, były wiceszef Komitetu Praw Człowieka ONZ uważa, ze Litwa nie mówi językiem prawa międzynarodowego, a właśnie narusza to prawo. Przede wszystkim Europejską Konwencję Praw Człowieka, którą ratyfikowały państwa Rady Europy, w tym też Litwa w 2000 r.
Zdania, że nic się nie stało, minister Ažubalis jak też premier Andrius Kubilius, trzymali się jeszcze przed kontrowersyjnym głosowaniem nad ustawą, kiedy Seimas, nie zważając na protest przeciw ustawie 60 tys. obywateli litewskich oraz rozpaczliwe apele władz polskich do władz Litwy o zaniechanie przyjmowania szkodliwej dla polskiej mniejszości ustawy. Nie zważając na sygnały dochodzące z Warszawy, premier Kubilius i minister Ažubalis twierdzili, że nie ma oznak, jak też przesłanek do tego, że uchwalenie Ustawy o Oświacie negatywnie wpłynie na stosunki dwustronne między Polską i Litwą.
Tymczasem po podpisaniu ustawy przez prezydent polskie media i władze niezależnie od ich orientacji politycznej jednogłośnie uznały, że polsko-litewskie stosunki pogorszyły się na tyle, że trudno wyobrazić, żeby mogły być jeszcze gorsze.
Stwierdził to marszałek Senatu RP Bogdan Borusewicz.
„Jeszcze bardziej już nie można tych relacji popsuć, one są złe, nie wyobrażam sobie, żeby one mogły być jeszcze gorsze” — odpowiedział marszałek, zapytany, czy ustawa pogorszy relacje polsko-litewskie.
Z kolei kierownik działu zagranicznego „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński konstatuje, że Litwa poszła drogą nacjonalizmu „ukrywającego się pod hasłami dawania mniejszościom narodowym możliwości integracji”. Warto zauważyć, że zarówno polityk, jak też dziennikarz, do niedawna byli przyjaciółmi Litwy.
„Dzisiejsza decyzja jest konsekwencją tej postawy i braku woli partnerskiego potraktowania sprawy tak ważnej dla polskiej społeczności na Litwie. Jest odrzuceniem rozwiązań, które byłyby w zgodzie z europejskimi standardami i powszechnie uznawaną w prawie międzynarodowym zasadą niepogarszania praw nabytych przez mniejszości” — czytamy z kolei w oświadczeniu Ministerstwa Spraw Zagranicznych Polski, w którym z ubolewaniem stwierdza się, że „Pani Prezydent Dalia Grybauskaitė zakończyła niedobry proces, który — jak wszyscy pamiętamy — rozpoczęli litewscy posłowie w Sejmasie, w dniu wizyty Pana Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Wilnie 8 kwietnia 2010 r.”. Sam minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski ubolewał, że Litwa zamiast skracać wydłuża listę nierozwiązanych problemów polskiej mniejszości.
Jerzy Haszczyński dodaje, że bynajmniej nie tylko Sikorski, którego Wilno uważa za „polskiego nacjonalistę”, wypomina Litwie niewywiązywanie się z obietnic.
„Wręcz przeciwnie, trudno w Polsce znaleźć polityka zajmującego się sprawami zagranicznymi, który miałby inne zdanie” — pisze na swoim blogu redaktor „Rzeczpospolitej”.