Z ponad 45 tys. zaproszonych prawie 3,5 tys. zadeklarowało swój udział i tyleż było niezdecydowanych, a przyszło zaledwie 200 osób — wczoraj na Placu Niepodległości odbyła się młodzieżowa akcja protestacyjna „Nie jesteśmy obojętni” (Mums ne tas pats) przeciwko fałszowaniu wyników wyborów parlamentarnych.
Kontynuacją tego protestu ma być akcja „Białych rękawiczek”, która według zapowiedzi organizatorów, odbędzie się podczas drugiej tury wyborów parlamentarnych — 28 października. Akcja ma zapobiec kupowaniu głosów oraz innym naruszeniom ordynacji wyborczej. Uczestnicy akcji w białych rękawiczkach mają monitorować okolice punktów wyborczych oraz informować policję i Główną Komisję Wyborczą o ewentualnych naruszeniach prawa wyborczego.
Tymczasem, jak się wydaje, obserwatorzy w białych rękawiczkach będą mieli pełne ręce roboty, bo jak poinformowała wczoraj policja, tylko w środę — w pierwszym dniu przedterminowego głosowania w drugiej turze — zarejestrowano 22 doniesienia o ewentualnych naruszeniach prawa wyborczego.
Na podstawie tych doniesień funkcjonariusze wszczęli 21 postępowanie wyjaśniające. Najwięcej ewentualnych naruszeń odnotowano w powiecie wileńskim (7), w Kłajpedzie (4) i Taurogach (3). Zawiadomienia na policję przyszły też z Uciany, Olity, Kowna, Szawel i Mariampola. Prezydent Dalia Grybauskaitė, która w drugiej turze wyborów głosowała przedterminowo, nie wykluczyła, że wyniki wyborów mogą być anulowane, jeśli naruszenia prawa wyborczego w drugiej turze będą równie masowe, jak to było podczas pierwszego głosowania. Również Andrius Kubilius nie wyklucza takiej możliwości. Tymczasem były prezes Sądu Konstytucyjnego Egidijus Kūris uważa, że anulowanie wszystkich wyników wyborów spowodowałoby sytuację kuriozalną, bo z powodu próżni prawnej Konstytucja nie przewiduje możliwości przedłużenia pełnomocnictw starego Sejmu, zanim w ponownych wyborach zostanie wyłoniony nowy skład parlamentu. A tego właśnie domagała się, między innymi, protestująca wczoraj młodzież, która zorganizowała się do przeprowadzenia akcji na Facebooku. I choć podkreślano apolityczność akcji protestu, o czym też świadczył jeden z plakatów: „Kupowali wszyscy — kupowała prawica, kupowała lewica”, to jej uczestnicy nie stronili też od akcentów politycznych, skierowanych głównie przeciwko zwycięskiej w pierwszej turze wyborów Partii Pracy Wiktora Uspaskicha, a wśród protestujących kręcili się politycy stojącego obecnie na czele koalicji rządzącej Związku Ojczyzny-Chrześcijańskich Demokratów Litwy premiera Andriusa Kubiliusa.
Protestująca młodzież domagała się, między innymi, zaostrzenia kar za naruszenie prawa wyborczego, wprowadzenie sankcji wobec kandydatów na posła, jak też wobec liderów ich ugrupowań politycznych włącznie z ograniczeniem możliwości ich udziału w kolejnych wyborach oraz anulowania wyników I tury wyborów w okręgach wyborczych, gdzie doszło do rażących naruszeń prawa wyborczego. Jak na razie Główna Komisja Wyborcza anulowała wyniki tylko w jednym okręgu — Jeziorosko-Wisagińskim, aczkolwiek, jak przyznał przewodniczący GKW Zenonas Vaigauskas, wyniki I tury należałoby anulować co najmniej jeszcze w dwóch kolejnych okręgach wyborczych, w których doszło do masowego kupowania głosów oraz innych naruszeń prawa wyborczego. Sprawa nie jest jednak tak prosta, bo, jak podkreśla Vaigauskas, jego Komisja ma ograniczone kompetencje w zakresie egzekwowania przestrzegania prawa wyborczego. Pośrednio świadczy o tym też fakt, że zgodność decyzji GKW o anulowaniu wyników I tury w okręgu wyborczym z Konstytucją ma sprawdzić właśnie Sąd Konstytucyjny, który, w opinii niektórych prawników, jako jedyny ma dziś kompetencję prawną do anulowania wyników wyborów.
Protestująca wczoraj młodzież uważa jednak, że jeśli obecny system prawny nie dysponuje możliwością wyeliminowania naruszeń podczas głosowania, to wybrany w takim głosowaniu Sejm nie może mieć legitymacji parlamentarnej i muszą zostać rozpisane nowe wybory parlamentarne.