Dziesięć lat temu – 29 marca 2004 roku – Litwa, razem z Łotwą i Estonią nad Bałtykiem oraz Bułgarią, Rumunią, Słowacją i Słowenią została członkiem najpotężniejszego bloku obronnego świata – NATO. Wtedy nikt chyba nie spodziewał się, że 10. rocznicę symbolicznego – jak się wydawało — dla bezpieczeństwa członkostwo w Aliansie kraje te będą obchodziły w obliczu realnego zagrożenia.
W tym tygodniu wywiad Stanów Zjednoczonych doniósł, że obok realnego zagrożenia rosyjskiej napaści na Ukrainę, zagrożone są również kraje bałtyckie. Wywiadowcy nie wykluczyli rosyjskich planów „krymskiej” aneksji części terytoriów tych krajów. Dlatego dzisiejsze zapewnienia krajów członkowskich NATO, zwłaszcza USA, że obrona Litwy, Łotwy i Estonii przed możliwą agresją jest wspólną sprawą Aliansu, dowodzą, jak ważną decyzję przed 10 laty wspólnie w podjęto w Wilnie, Rydze, Tallinie, Brukseli i Waszyngtonie. O tej decyzji i jej znaczeniu dla zapewnienia naszego bezpieczeństwa mówiono też podczas (czwartek, 27 marca) trwającej w Sejmie konferencji „Wkład parlamentów w rozszerzenie NATO”.
Oprócz litewskich polityków i wojskowych w konferencji uczestniczą przedstawiciele krajów sojuszu jak też przedstawiciele władz Ukrainy i Gruzji. Kraje te, zwłaszcza Gruzja, postrzegane są jako kolejne kandydatki do obronnego Aliansu. O tym, że potrzebują zbiorowego systemu obrony przed zewnętrznym agresorem Gruzja i Ukraina mogły odczuć na sobie podczas rosyjskiej inwazji na ich terytoria.
Tymczasem Litwa, Łotwa i Estonia są zagrożone tą inwazją. Na razie teoretycznie. Aczkolwiek jeszcze w 2010 roku, kiedy portal Wikileaks ujawnił istnienie NATO-wskich planów obrony krajów bałtyckich przed Rosją, szef dyplomacji rosyjskiej Sergiej Ławrow domagał się od władz Aliansu wyjaśnień, bo twierdził, że Rosja nie może mieć żadnych roszczeń militarnych wobec Litwy, Łotwy i Estonii. Po czterech latach okazało się, że Rosja ma roszczenie, a ten sam Ławrow tłumaczy je tzw. obroną interesów ludności rosyjskojęzycznej albo zwyczajnie „rodaków”, co już doprowadziło do separacji terytoriów Gruzji i aneksji Krymu.
Eksperci wskazują, że w kolejce są Wschodnia Ukraina, Naddniestrze w Mołdawii oraz kraje bałtyckie.
W kontekście tych wydarzeń oraz obchodów 10-lecia członkostwa w NATO w Wilnie, Rydze i Tallinie jest przekonanie, że sojusz obroni swoich członków przed ewentualną agresją. Przekonanie te wzmacnia decyzja Stanów Zjednoczonych o wzmocnieniu misji powietrznej „Air Policing” kolejnymi myśliwcami. Swoje samoloty do ochrony przestrzeni powietrznej nad krajami bałtyckimi zapowiedzieli przysłać Francja, Dania i Wielka Brytania. Już w maju mają one wylądować na litewskim lotnisku w Zokniai pod Szawlami. Wcześniej, pod koniec kwietnia amerykańską misję w trybie rotacyjnym zastąpią polskie myśliwce. Polsce też przypisana jest podstawowa rola w planach obrony krajów bałtyckich. Według planów NATO, to polskie siły mają pierwsze przyjść im z pomocą w obliczu ewentualnej agresji. Dlatego dziś wiele uwagi poświęca się potrzebie naprawy polsko-litewskich relacji, które faktycznie legły w gruzach w ciągu ostatnich pięciu lat kadencji prezydent Dali Grybauskaitė. Eksperci odnotowują, że załamanie się relacji politycznych na szczęście nie odbiło się na współpracy wojskowej, która była i pozostaje intensywną.
Polska i inne kraje członkowskie, oczekują od krajów bałtyckich, że same również należycie zatroszczą się o swoje bezpieczeństwo. Zwłaszcza Litwa, która spośród krajów NATO-wskich ma najmniejszy budżet wojskowy. Mimo wcześniejszych apeli natowskich partnerów, a nawet Estonii, która wydaje na swoją obronność prawie tyle samo, co Litwa i Łotwa razem wzięte, władze w Wilnie nie widziały potrzeby zwiększać asygnacji wojskowych. Wczoraj jednak (28 marca) partie polityczne ustaliły, że do 2020 roku budżet wojskowy zostanie zwiększony do natowskiego standardu 2 proc. PKB. Porozumienie w tej sprawie partie zamierzają podpisać dzisiaj – w 10. rocznicę członkostwa w NATO.