Minister zdrowia Rimantė Šalaševičiūtė rozpoczęła restrukturyzację w swoim resorcie. Administracja zatwierdziła nową strukturę na początku marca, a wejdzie w życie w lipcu.
— Restrukturyzacja dokonywana jest po to, żeby strukturę Ministerstwa Zdrowia zrównać, przynajmniej częściowo, ze strukturą innych ministerstw. U nas było bardzo dużo różnych jednostek: departamenty, działy, zarządy — mówi „Kurierowi” Rimantė Šalaševičiūtė.
Jak zaznaczyła, rząd ma zatwierdzone normatywy i trzeba je przestrzegać. Dlatego też postanowiono połączyć i zwiększyć departamenty, odmówić się od zarządów i osobnych działów.
— Departamenty będą zjednoczone w odrębne działy: zdrowie publiczne, zdrowie jednostek i farmacja. Restrukturyzacja jest potrzebna po to, żeby było jasne, kto za co jest odpowiedzialny i jakie obowiązki do kogo należą. Zależy nam na tym, żeby każdy wiceminister wiedział, co wchodzi w jego obowiązki i rzetelnie je wykonywał — tłumaczy minister zdrowia.
Jak mówi Šalaševičiūtė, obecna struktura jest szeroka i rozdrobniona , dlatego też często funkcje są dublowane. Te same funkcje są przeznaczone dla jednych i drugich pracowników, gdyż ich kompetencje się powtarzają.
— Z dzisiejszą strukturą pracować jest bardzo trudno, ponieważ kilku pracowników jest odpowiedzialnych za te same funkcje. Dlatego też, gdy potrzebne jest wyjaśnienie, dlaczego dana praca została wykonana źle, lub dlaczego tak długo w danej sprawie nie została przyjęta żadna decyzja, pracownik mówi, że nie on jest za to odpowiedzialny, ale ktoś inny. W takiej sytuacji określić, kto tak naprawdę powinien ponieść odpowiedzialność, jest bardzo trudno — wyjaśnia Rimantė Šalaševičiūtė.
Listy o zwolnieniu lub zawiadomienie o anulowaniu etatu w ministerstwie zostały wręczone dla 129 urzędników i osób pracujących na zlecenie.
— W żadnym wypadku tylu pracowników nie zostanie zwolnionych. Pracę stracą 3-4 osoby. Będą to pracownicy, którzy źle wykonywali swoje obowiązki, byli podejrzewani o nieuczciwe decyzje. W ministerstwie pracują też osoby w starszym wieku, które niesolidnie wypełniają swoje obowiązki. Na ich miejsce przyjdą młodzi ludzie, którzy lepiej będą wykonywać polecone im zadania. Niektóre osoby otrzymają propozycje o zajęciu niższych posad, takich nie będzie dużo — zaznacza minister zdrowia.
Jak mówi, reszta pracowników zostanie przyjęta z powrotem do pracy.
— Taka jest procedura, że najpierw trzeba pracownika zwolnić, żeby po restrukturyzacji przyjąć na tę samą lub inną posadę. Kompetencje pracowników Ministerstwa Zdrowia bezpośrednio oceniali ich kierownicy. Została też przeprowadzona roczna ocena pracy urzędników, podczas której nie wszyscy pracownicy zostali ocenieni jako bardzo dobrzy lub dobrzy — dodała.
Tymczasem konserwatysta Antanas Matulas podczas rozmowy z „Kurierem” negatywnie ocenia drugą z kolei restrukturyzację w Ministerstwie Zdrowia.
— Dla mnie jest to dziwne, że już po raz drugi zostanie dokonana restrukturyzacja. To po prostu wyrzucanie pieniędzy państwowych. Pracownicy Ministerstwa Zdrowia, którzy otrzymali listy o zwolnieniu, skarżą się, że nie wiedzą co ich czeka, czy pozostaną na swoich miejscach pracy. Ludzie nie mogą dobrze pracować, gdyż żyją w ciągłym strachu — mówi Antanas Matulas.
Po otrzymaniu listu o zwolnieniu pracownik dopiero po czterech miesiącach otrzyma dokładną odpowiedź, czy zachowa miejsce pracy.
— Myślę, że i po restrukturyzacji ministerstwo nie będzie efektywnie pracować. Nowo przyjęte osoby będą musiały przekwalifikować się. A to potrwa — twierdzi Matulas.
Polityk jednak zaznacza, że można znaleźć częściowe usprawiedliwienie dla minister Šalaševičiūtė, która naprawia błędy byłego ministra zdrowia, obecnie unijnego komisarza ds zdrowia Vytenisa Andriukaitisa.
— Poprzednia struktura z jej różnymi zarządami i pododdziałami, w których pracowało po kilka ludzi, była źle działająca, odpowiadała czasom sowieckim.
Dlatego częściowo usprawiedliwia to rozpoczętą restrukturyzację, lecz pod względem zarządzania jest niedobrze, gdy co dwa lata w ministerstwie odbywa się restrukturyzacja — podkreślił Matulas.