„Tato, tato zobacz, to moje zdjęcie, a u samej góry, to Dominik z mojej grupy przedszkolnej”, „Mamo, a moje zdjęcie, które było zamieszczone w Kurierze, też tu jest” – te oraz wiele innych radosnych głosów słychać było w piątek przy szyldzie „Kuriera Wileńskiego”.
Upiększały go 64 zdjęcia tegorocznych finalistów tradycyjnego, dorocznego konkursu „Moje dziecko w obiektywie” organizowanego przez najstarsze polskie pismo codzienne na Litwie.
Najstarsze, bo już 1 lipca polski dziennik obchodzić będzie 64. urodziny i dlatego też tyle zdjęć dziecięcych wytypowała do finału komisja konkursowa, która zebrała się w redakcji 11 maja. Miała bardzo trudne zadanie, ponieważ każde zdjęcie było interesujące i reprezentowało wysoki poziom artystyczny.
Finał konkursu odbył się 2 czerwca w wileńskiej szkole Lazdynai. To właśnie ta placówka oświatowa w tym roku przejęła na swe barki organizację tego wydarzenia. Było to święto nie tylko dla dzieci, ale też dla każdego, kto w to piątkowe popołudnie był w tej tak żywej i rozbawionej sali.
Sporo czasu przed wyznaczoną godziną do szkoły przybyli rodzice, dziadkowie, wiodąc za rączki swoje pociechy. Przybyli prawie wszyscy finaliści. Pięknie wystrojeni, trochę niepewni, czy aby nie ominie ich ten obiecany podarek, chętni do ruchu i zabawy.
Nie zabrakło również tegorocznej faworytki naszych czytelników w konkursie „Dziecko Czytelników”. Została nią 5-letnia Aniela Kozłowska z Wilna. Nie zabrakło też tego popołudnia najmniejszych, zaledwie kilkumiesięcznych dzieciaczków. Do takich należała 6-miesięczna Alicja Zmitrowicz z Niemenczyna, która wygodnie wtulona w ramiona mamusi zapomniała o kapryszeniu, właściwemu jej wiekowi. Po co miała zresztą kaprysić, wszak obok była mama, tato, no i starszy, trzyletni braciszek, Janek! Głowa rodziny, Daniel Zmitrowicz, szef Zzet pictures, na co dzień filmuje wesela. Tym razem filmował piękną zabawę, na której wśród 64 finalistów był też jego synek Janek.
– Wysłaliśmy też zdjęcie Alicji, ale do finału nie trafiła, ma czas – żartuje mama Małgosia – Ale przyjechaliśmy wszyscy. Bardzo się cieszymy, że zdjęcie naszego Janka, który szedł doić krowy u babci, mieszkającej koło Sużan, trafiło do finału. To piękna impreza, ileż tu niespodzianek dla dzieci, jak pięknie wszystko przygotowane! – nie ukrywa swego zachwytu, a po chwili dodaje – Pierwszy raz nasze dzieci uczestniczyły w takim konkursie, ale na pewno nie ostatni, bo naprawdę, to wspaniałe przeżycie. Dla nich i dla nas, rodziców.
– I dla dziadków. My z żoną to od wnuków dowiedzieliśmy się, że ich zdjęcia wysłane były do redakcji „Kuriera Wileńskiego”. Nasz 7-letni Nikita i o rok młodsza Jana, chodzą do zerówki w Zujunach, gdzie mieszkamy. To nauczycielka wysłała ich zdjęcia. Ogromne jej dziękujemy za to – mówi ze wzruszeniem Jan Matulewicz.
Jak dowiedziałam się chwilę później, sam może by i przeoczył ten konkurs. Codzienna praca (jest kamieniarzem), obowiązki domowe przy wnukach (córka pracuje w Anglii), nie pozwalają na czytanie gazet. A tu i zdjęcia trafiły, i dzieci otrzymają prezenty, a on z przyjemnością do tego fantastycznego świata bajki przeniósł się z niełatwego dnia codziennego.
Zdanie to podziela również Alfreda Barejsza, która na finał konkursu przyszła z 7-letnią wnuczką, Miładą. Zdjęcie wnuczki do redakcji zaniosła sama, cieszyły się obie, kiedy zostało opublikowane i oczywiście, kiedy jest finał. Dla niej to popołudnie jest wyjątkowe, bo widzi, jak jej wnuczka dobrze się tu czuje, jak jest szczęśliwa w tej baśniowej krainie.
Nauczycielka, Diana Markiewicz, powitała wszystkich zebranych tymi słowami: „Wczoraj obchodziliśmy wspaniałe święto – Międzynarodowy Dzień Dziecka. A u nas to święto w tym roku przedłużyło się jeszcze o dzień. Przedłużyło się za sprawą „Kuriera Wileńskiego”, który nas wszystkich zaprosił na finał swego tradycyjnego, w tym roku już 19., konkursu „Moje dziecko w obiektywie”. Chciałoby się, by takie święta były co dzień, bo co może być piękniejszego, jak radość w oczach dzieci. Radość z zabawy i podarku”.
Ale jak za chwilę się okazało, z otrzymaniem upominku nie było łatwo nikomu, gdyż czyhały na nie smoki, stwory okrutne, a także piraci. Ale na szczęście były dobre wróżki i bardzo dobre wszystkie dzieci, które ochoczo pomagały pokonywać wszelkie przeszkody. Wyczarowały morze, fale, śnieg, wichury i wszelkie inne cudeńka. Po takiej wspólnej „walce” aktorów i małych widzów na scenie pojawiał się podarek i kilka tajemniczych literek, które intrygowały chyba każdego.
Czego tego dnia nie było: taniec mafii i wjazd dumnego sułtana z całą świtą, wesołe clowny i smok trzygłowy, złota rybka na falującym morzu i inne urokliwe zabawy urozmaicone wspaniałą szkołą tańca, występem Moniki Rynkiewicz, byłej uczennicy tej szkoły, laureatki wielu festiwali, dziś znanej piosenkarki.
Zebrani usłyszeli też bardzo dobry śpiew uczennicy tej szkoły, Emilii Raczko.
Z każdym numerem na scenie pojawiało się coraz więcej literek, które były układane w słowa przez wróżki. Jak zaznaczyła reżyserka tego przedstawienia, Diana Markiewicz (nauczycielka języka angielskiego i teatru), literki były „zbierane” cały wieczór, aby utworzyć ważną nazwę – „Kurier Wileński”.
Dziękując gospodarzom szkoły, dyrektorce Marii Klimaszewskiej, wicedyrektorce Reginie Abłom i wszystkim pedagogom, zebranym rodzicom, dziadkom, redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego”, Robert Mickiewicz, m.in. zaznaczył: „Jeżeli ktoś jeszcze z rodziców stoi przed dylematem, do jakiej szkoły oddać swe dziecko, to po tych kilku godzinach tu spędzonych na pewno nie będzie miał żadnych wątpliwości”.
Nie mniej serdeczne słowa pod adresem organizatorów tej zabawy powiedział wydawca „Kuriera Wileńskiego”, Zygmunt Klonowski, który podkreślił, iż takie konkursy dziecięce są bardzo ważne dla szkoły i dla redakcji.
W końcu nastąpił tak oczekiwany przez każde dziecko moment wręczenia nagród z tajemniczego worka z prezentami, który redakcja napełniła dzięki sponsorom.
…Pałające oczka, uśmiech na twarzyczkach. Prezent otrzymany, ale nikt nie śpieszył się opuszczać szkoły i, jak się okazało, bardzo dobrze, bo dyrektorka szkoły, Maria Klimaszewska, zaprosiła wszystkich na tort, który zaraz potem wjechał uroczyście do sali, gdzie znajdowali się uczestnicy wydarzenia!
Można by już było w tym miejscu postawić kropkę i znanym powiedzeniem naszego wieszcza, Adama Mickiewicza, zakończyć: „I ja tam z gośćmi byłem, miód i wino piłem, a com widział i słyszał, w księgi umieściłem”. Ciekawość dziennikarska podpowiadała jednak, aby jeszcze „podrążyć” temat.
Reżyserka całego spektaklu (a tak na pewno można to widowisko określić), Diana Markiewicz, uzupełniła informacje, jakie chciałam jeszcze zdobyć.
– Na pewno sporo czasu zajęłyby nam przygotowania, gdybyśmy nie mieli doświadczenia w tworzeniu tego typu wydarzeń. Gdybyśmy nie mieli tak utalentowanej młodzieży, tak przywiązanej do swej szkoły. Wielu aktorów, których popisy dziś obejrzeliście, opuściło już nasze mury. Kontynuują naukę, ale przychodzą do naszego teatrzyku. Nie liczą godzin prób. Chcą tu nadal być. Mam więc zawsze bardzo dużo pomocników. A ten specjalny program na finał konkursu, który umownie może nazwałabym „W krainie Kuriera Wileńskiego”, stworzyliśmy dosłownie w ciągu kilku tygodni. Powstała bajka o naszej codziennej polskiej gazecie, która z nami była tego wieczoru – zakończyła nauczycielka.
Niestety, wszystko, co dobre, szybko się kończy…. Ale pozostaną wspomnienia, nie tylko u dzieci, ale też u dorosłych. Wspomnienia o szczególnej placówce oświatowej, gdzie w parze idą – pracowitość kolektywu, talent oraz szczodrość serc umiejących dzielić się z innymi tym niepowtarzalnym darem – obcowania z dziećmi!
Fot. Marian Paluszkiewicz