Czy Polaków na Litwie stać na teatr? Czy mamy wystarczający potencjał, by polskie spektakle odbywały się nie tylko od święta, ale regularnie, co tydzień? Na te pytania w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” odpowiada Lilija Kiejzik, kierowniczka i reżyser Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie.
Polskie Studio Teatralne występuje coraz częściej. 16 maja widzowie Niemenczyna mogli obejrzeć spektakl „Marszałek: Żołnierz z Ducha”, 20 maja Agnieszka Rawdo wystąpi w monodramie „Lalki, moje ciche siostry“ a 28 maja przygotowaliście propozycję dla dzieci – spektakl „Nowe szaty króla“.
To prawda, pracujemy dużo i cieszę się, że nie brakuje chętnych do oglądania naszych spektakli. Wydaje mi się, że przez te kilkadziesiąt lat działalności Polskiego Studia Teatralnego udało nam się już wychować swojego widza. To nie jest łatwe. Po pierwsze, teatr to nieco trudniejsza forma spędzania czasu, niż to, co proponuje obecnie kultura masowa. Zawsze powtarzałam, że do chodzenia do teatru trzeba zmuszać. Tak, jestem przekonana, że trzeba zmuszać, zwłaszcza młodzież. Nieraz młodzi ludzie mówią, że nie lubią teatru albo że teatr jest nudny, a tak naprawdę nie widzieli żadnej sztuki poza spektaklami dla dzieci. Tymczasem lubić albo nie lubić można tylko to, co się zna. Dlatego uważam, że nauczyciele czy rodzice powinni zatroszczyć się najpierw o to, by ich dzieci wyrobiły sobie o teatrze własne zdanie. Pod tym względem wydaje mi się, że polskie szkoły w Wilnie spełniają swoje zadanie. Bardzo dobrze układa się nam współpraca z polonistami i dyrektorami szkół, na spektaklach, które są kierowane do młodzieży, zawsze mamy pełną widownię.
O jakiej widowni myśli Pani, podejmując pracę nad kolejnymi spektaklami?
Wszystko, co robimy, robimy dla widza, ale nigdy nie ukrywałam, że wybierając konkretne propozycje, myślę przede wszystkim o młodzieży. Po prostu – bez kolejnego pokolenia widzów i aktorów nie będzie w Wilnie polskiego teatru. I chyba nam się udaje dotrzeć do tego młodego odbiorcy. Kiedy rozpoczęliśmy pracę nad spektaklem o Piłsudskim, do zespołu doszło 7 młodych chłopców. Czasem mówię na nich „piłsudczycy”. Niedługo po premierze byliśmy we Lwowie na festiwalu Polska Wiosna Teatralna. Lwów ma wspaniałych aktorów, wszystko, co robi Polski Teatr Ludowy, prezentuje bardzo dobry poziom, ale oni nie mają młodych ludzi. Młodzi, zwłaszcza ci, którzy znają polski, uciekają z Ukrainy. Najzdolniejsi wyjeżdżają już na studia i nie wracają. Właśnie wtedy chyba najbardziej uświadomiłam sobie, jak wielki potencjał mamy tutaj, na Wileńszczyźnie.
A jak odbierała wasze spektakle widownia na Ukrainie?
Na Ukrainie byliśmy już po raz 10. Tradycyjnie bierzemy tam udział w festiwalu polskich teatrów, ale w tym roku nasz wyjazd był o wiele dłuższy. Na zaproszenie Konsula Generalnego RP w Winnicy, pana Damiana Ciarcińskiego, uczestniczyliśmy w obchodach Dnia Polonii i Dnia Konstytucji Trzeciego Maja, organizowanego dla miejscowych Polaków przez Konsulat RP w Winnicy. Polskie Studio Teatralne wystawiło „Tu mówi Szwejk”, „Zapiski oficera Armii Czerwonej” oraz wiązankę poezji i pieśni patriotycznej „Dla Ciebie, Polsko”. Bardzo zaskoczyli mnie Polacy w Winnicy i Żytomierzu. Lwów już dobrze znałam, ale tu byłam naprawdę pod wrażeniem tego, jak bardzo ludzie otwarci są na polską kulturę, jak dobrze znają język polski. Miałam wrażenie, że polskość w tych miejscach jest nawet bardziej spontanicznie wyrażana niż we Lwowie, gdzie czuć jednak sporo lęku. Czuło się, że polska kultura jest przyjmowana bardzo serdecznie, nie tylko przez Polaków, ale także przez Ukraińców, którzy bardzo chętnie uczą się polskiego i było ich pełno również na widowni. W dużej mierze pewnie powodem tego wzrostu zainteresowania Polską jest to, że bardzo wiele osób wybiera właśnie ten kierunek emigracji, ale nie zmienia to faktu, że przyjmowano nas bardzo serdecznie. I oczywiście, dla nas, Polaków z Wilna, było wielką radością, że możemy dzielić się polską kulturą. Możemy nie tylko ją kultywować, jak często o nas piszą, ale także współtworzyć i przekazywać dalej.
Wszystko to, co czym Pani mówi zachęca do patrzenia w przyszłość i robienia nowych planów. Czy możemy w tym roku spodziewać się jakiś niespodzianek?
Nie można stać w miejscu. Wydaje mi się, że teraz mamy bardzo duży potencjał. Przez ostatnie lata sytuacja Polskiego Studia Teatralnego bardzo się zmieniła. Bardzo rozwinęły się organizowane przez nas jesienią festiwale teatralne. Z naszego, dawniej amatorskiego teatru, wyszli zawodowi aktorzy, tacy jak Agnieszka Rawdo, czy mój syn, Edward. Ci, którzy nie ukończyli studiów aktorskich, mieli okazję do systematycznej pracy z bardzo dobrymi reżyserami z Polski, brania udziału w różnego rodzaju szkoleniach. Niektórzy, np. Czesław Sokołowski, Jolanta Gryniewicz czy Monika Jodko, ukończyli bądź kończą studia muzyczne. Uważam, że mamy to, co najważniejsze, aby rozszerzać działalność – wielopokoleniową widownię i aktorów. To młode pokolenie pokazuje, że możemy myśleć o rozwoju, o przyszłości. Wydaje mi się, że to bardzo dobry czas, żeby zacząć myśleć o bardziej stałej obecności polskich spektakli w Wilnie. Na pewno bardzo ważne jest też wsparcie, jakie mamy z Polski. Możemy liczyć na Senat RP, na Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Fundację „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Polska naprawdę docenia to, co robimy i bardzo nas wspiera. Pomyślałam więc, że można podjąć pewne ryzyko i zaproponować wileńskiej widowni regularne, np. cotygodniowe, spotkania z polskim teatrem. W takiej formule chcemy zacząć pracować od jesieni. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Jak Pani przewiduje, co będzie najtrudniejszą częścią realizacji tego planu?
Największe wyzwania to scena i widownia. O scenę wcale nie jest łatwo, zwłaszcza, że w najbliższym czasie w kilku teatrach w Wilnie będą odbywały się remonty. Zarezerwowaliśmy teatr na Pohulance na dwa poniedziałki we wrześniu. Mam nadzieję, że uda się stworzyć jakiś stały kalendarz polskich spektakli. Jeśli chodzi o widownię, wydaje mi się, że Polaków na Wileńszczyźnie jest wystarczająco dużo, by raz w tygodniu zapełnić teatr. Niestety, trzeba tu wspomnieć o pewnej nieprzyjemnej dla mnie sprawie. Trochę za bardzo przyzwyczailiśmy się do bezpłatnych imprez. Czasem słyszę, że 3 czy 5 euro za bilet do teatru to zbyt drogo… Muszę przyznać, że przykro mi tego słuchać, zwłaszcza, gdy wiem, że osoby, które tak mówią potrafią zapłacić np. 100 euro za bilet na koncert rosyjskiej gwiazdy. Wydaje mi się, trochę trzeba zmienić nasz stosunek do polskiej kultury. My, jako bardzo liczna polska społeczność mamy potencjał, by przynajmniej częściowo polskie spektakle finansować.
O jakich sumach mówimy? Jakich nakładów wymaga zrealizowanie jednego spektaklu?
To zależy od spektaklu, ale jedno jest pewne – w dzisiejszych czasach nie da się robić teatru za darmo. Tak było w latach 60. Można powiedzieć, że bawiliśmy się w teatr, poświęcaliśmy czas całkowicie za darmo i na kostiumy przerabialiśmy stare sukienki. Teraz tak się nie da. Widz oczekuje profesjonalizmu, a to oznacza odpowiednie przygotowanie i bardzo dużo pracy. Każdy spektakl potrzebuje fachowej obsługi od strony dźwiękowej czy oświetlenia. Tego nie da się zrobić za darmo. Czasem musimy również wynajmować stroje czy dekoracje. Podstawowy wydatek to jednak zawsze sala. Bez tego oczywiście nie można mówić o teatrze. W najlepszej sytuacji jesteśmy w Domu Kultury Polskiej, gdzie możemy liczyć na bardzo dużą życzliwość i zrozumienie naszej sytuacji finansowej. Ale nikogo chyba nie trzeba przekonywać, że spektakl na scenie w prawdziwym teatrze ogląda się inaczej. Trzeba brać również pod uwagę sytuację naszej młodzieży. W zasadzie wszyscy nasi młodzi aktorzy pracują. Czasem, żeby się utrzymać, muszą pracować w kilku miejscach. Nie mogę od nich oczekiwać, by poświęcali na teatr kilka wieczorów tygodniowo za darmo.
Czy jest szansa, że aktorzy Polskiego Studia Teatralnego będą za swoją pracę otrzymywać honoraria?
Myślę, że tak. Zresztą – tak naprawdę my już zarabiamy. Nie są to wielkie pieniądze, ale jesteśmy zapraszani z naszymi spektaklami i otrzymujemy za to pieniądze. A pewno bardzo trudno coś zarobić w przypadku dużych spektakli, takich, jak ten o Piłsudskim. Tego rodzaju projekty zawsze są bardzo drogie. Warto na pewno jednak proponować mniejsze formy, monodramy lub spektakle na 2-3 aktorów. Mogą być one bardzo ciekawe, a równocześnie dochód z biletów może w takim przypadku pozwolić na choćby symboliczne zapłacenie aktorom. Ten pomysł, cotygodniowych, polskich spektakli, jest dla mnie ważny również dlatego, że uważam, że dzisiaj w Wilnie warto byłoby stworzyć możliwość realizacji swoich pomysłów dla młodych, polskich twórców z różnych środowisk. Przecież wielu Polaków studiuje lub ukończyło Akademię Teatralną. Kiedy mówię o polskim teatrze w Wilnie, nie myślę ani o budynku, ani tylko o Polskim Studio Teatralnym, ale o przestrzeni, w której mogą znaleźć miejsce także osoby, które przychodzą z własnymi propozycjami.
Czy ten polski teatr w Wilnie, który nie byłby miejscem, ale raczej podróżującym, regularnym wydarzeniem, może być realizowany jedynie siłami Polaków mieszkających na Litwie, czy też, kiedy mówimy o cotygodniowych spektaklach, zakładamy częstą obecność gości z Polski?
Na pewno w tej chwili nie bylibyśmy w stanie stworzyć takiego repertuaru sami. Zresztą, gdyby ten teatr tworzyło tylko jedno środowisko, mogłoby to być nudne. Zawsze potrzeba nowego spojrzenia, z zewnątrz. Nie musimy zresztą próbować pracować jedynie własnymi siłami. Aktorzy z Polski bardzo chętnie przyjeżdżają do Wilna. Dla wielu z nich to miejsce ma szczególne znaczenie, zwłaszcza, gdy proponujemy scenę na Pohulance, która zajmuje szczególne miejsce w historii polskiego teatru. Jestem pewna, że przy wsparciu finansowym polskich instytucji uda nam się stworzyć kalendarz pełen atrakcyjnych propozycji, w których znajdzie się miejsce dla polskich aktorów i teatrów z Litwy, gości z Polski i Polaków z różnych stron świata. Według mnie, kluczem do powodzenia tego przedsięwzięcia jest widownia na Litwie. Nieraz słyszymy, że mieszkańcy Wileńszczyzny spragnieni są polskiej kultury. Mam nadzieję, że okaże się to prawdą i widzów na polskich spektaklach nie zabraknie. Poza tym – nasza polska kultura jest naprawdę bardzo atrakcyjna. Mam nadzieję, że spektakle teatrów z Polski spotkają się z zainteresowaniem nie tylko polskich, ale także litewskich widzów.
Fot. Marian Paluszkiewicz