19 listopada, na placu Kudirki pod siedzibą rządu odbył się więc protestacyjny strażaków z różnych regionów Litwy. Uczestnicy protestu żądali wyższych wynagrodzeń oraz lepszych warunków pracy. Wiec został zorganizowany przez Litewskie Stowarzyszenie Pracowników Straży Pożarnej i Ratowniczej przy samorządach.
Pikietujący mieli ze sobą plakaty z hasłami: „Jadę sam, jak ugasić? ”, „Rząd, dlaczego odbierasz nadzieję pomocy mieszkańcom wioski ”, „Temu dali, tamtemu dali, a strażakom co zostało?”. W tle zabrzmiały piosenki o pracy strażaków. Większość protestujących była ubrana w czarne kurtki robocze z żółtymi paskami. Najwięcej przybyło strażaków ze Żmudzi i Joniškies.
Algis Lisauskas, przewodniczący Litewskiego Stowarzyszenia Pracowników Straży Pożarnej i Ratowniczej, w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” powiedział, że o ciężkiej sytuacji finansowej strażaków mówi się już od kilku lat, ale żadnych zmian nie ma.
– Sytuacja jest krytyczna. Strażacy pracujący przy samorządach otrzymują zaledwie 450 euro miesięcznie, a w grudniu być może zostaniemy bez wypłat, bo pieniędzy nie ma. Tyle zarabia osoba wykonująca pracę bez kwalifikacji lub osoba będąca na bezrobociu. Jak za takie pieniądze można przeżyć? Przecież każdy wie, jaka nasza praca jest ciężka i niebezpieczna. Codziennie narażamy własne życie. Nie zamierzamy strajkować, ponieważ nie chcemy, żeby przez to ucierpieli niewinni ludzie – komentuje Algis Lisauskas.
Uczestnicy wiecu podkreślają, że niskie płace to nie jest jedyny problem.
– Istnieje mnóstwo problemów. Przede wszystkim nasze budynki są stare, technologia jest stara, co bardzo utrudnia pracę. Konieczna jest radykalna zmiana. Kolejnym, bardzo ważnym problemem jest to, że strażacy dyżurują pojedynczo, a to oznacza, że w razie potrzeby gasić pożar jedzie tylko jedna osoba. To znaczy, strażak sam musi dojechać do miejsca pożaru, zostawić samochód, samodzielnie uruchomić pompę, naciągnąć linę i gasić. Dyżurować powinno co najmniej dwóch strażaków, ale nie ma na to pieniędzy – podkreśla przewodniczący Litewskiego Stowarzyszenia Pracowników Straży Pożarnej i Ratowniczej przy samorządach.
Tymczasem Kęstutis Velikianec, dyrektor Straży Pożarnej Rejonu Wileńskiego w rozmowie z „Kurierem Wileńskim”, powiedział, że strażacy rejonu wileńskiego nie biorą udziału w wiecu.
– My, na szczęście, nie mamy tak dużych problemów. Gdyby wszystkie samorządy tyle uwagi poświęcały straży pożarnej swojego rejonu, co rejon wileński, to być może takich problemów nikt by nie miał. Rozmawiam ze strażakami z innych rejonów. Opowiadają, w jak złej znajdują się sytuacji. Mówią na przykład, że kierownik straży pożarnej przychodzi do administracji i prosi o 50 euro na akumulator, a jego się pytają, po co tutaj przyszedłeś. Rzeczywiście, w niektórych samorządach straż pożarna znajduje się w tragicznej sytuacji. Moim zdaniem, samorządy powinny bardziej zadbać o swoich strażaków. Nasi strażacy zarabiają więcej niż 450 euro. Trudno jest mi powiedzieć, dlaczego wypłaty różnią się i od czego lub kogo to zależy. Być może Departament Ochrony Przeciwpożarowej i Ratownictwa przydziela pieniądze niejednakowo, ponieważ metodyka przydzielania pieniędzy jest „niezdrowa” – twierdzi Kęstutis Velikianec.
W sierpniu minister spraw wewnętrznych, Rita Tamašunienė, mówiła, że w przyszłym roku strażacy i funkcjonariusze Straży Granicznej otrzymają większe wynagrodzenia. Według niej, taka inicjatywa ma na celu zmniejszenie różnicy w wynagrodzeniach między instytucjami statutowymi.
„Więcej uwagi poświęcimy funkcjonariuszom straży pożarnej, grupom strażackim na poziomie samorządowym oraz pracownikom Państwowej Straży Granicznej. Teraz zarabiają najmniej” – powiedziała minister w wywiadzie dla BNS.
Szefowa ministerstwa zapowiedziała, że zwróci większą uwagę na regiony i będzie dążyć do wzmocnienia ich samodzielności.