Nikt nie ma chyba wątpliwości, że pandemia jest wyjątkowo trudnym okresem dla teatru. W takim właśnie niełatwym czasie zagrała Pani w spektaklu „Austerlitz”, który w Wilnie reżyserował wybitny polski reżyser Krystian Lupa. Jak pracuje się nad premierą w sytuacji, która z dnia na dzień staje się coraz mniej pewna?
Po pierwszej fali pandemii próby zaczęliśmy w sierpniu, gdy sytuacja była dosyć unormowana. Mieliśmy oczywiście zalecenia, np. żeby próby odbywały się w maskach, co oczywiście w teatrze byłoby bardzo trudne do realizacji. Nic nie zwiastowało jednak jeszcze, że sytuacja będzie się rozwijać w kierunku, który obecnie obserwujemy. Poza tym – praca nad spektaklem pochłania tak bardzo, że łatwo zapomnieć o tym, co wokół. O wiele bardziej zaniepokojona czuję się teraz, gdyż wszystkie moje planowane spektakle są odwołane. Cóż, jest jak jest… Wracając do pracy nad „Austerlitz” – w czasie przygotowań obserwowaliśmy, jak wzrasta liczba zachorowań, napięcie w związku z tym rosło. Przychodząc na próby, nikt chyba nie był pewien, czy nie jest zakażony, czy nie przyniósł wirusa do teatru. Cały personel techniczny był w maskach, ale w przypadku aktorów zasłanianie twarzy praktycznie przekreśliłoby sens prób. Dla każdego aktora przygotowania do premiery to wyjątkowo ważny czas, gdy wkłada wszystkie swoje siły w pracę, tak, by spektakl mógł się urodzić. Tu od pewnego momentu czułam nad sobą chmurę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Pracowaliśmy w ciągłym poczuciu, że premiera może zostać odwołana lub przeniesiona na drugi rok. Premiera jest bardzo ważna, dzielisz się z widzem owocami swojej pracy, to pewnego rodzaju rytuał, trochę jak w przypadku ostatniego spektaklu… Tu, pracując nad spektaklem, nieraz nie miałam pewności, czy ta praca ma sens, czy będziemy się mogli podzielić z widzami…
Czytaj więcej: Kiedy Polski Teatr Miejski na Pohulance zostanie zwrócony Polakom?
A jednak premiera się odbyła. Czy inaczej gra się, gdy nie ma pełnej sali?
Tak. Podczas premiery w Teatrze Młodzieżowym co drugie miejsce musiało być puste. Wydaje mi się, że w przypadku tego konkretnego spektaklu mogło to dać widowni pewne poczucie intymności, które tu mogło ułatwić odbiór. Dla aktora jest to jednak bardzo dziwne uczucie. Grałam w kilku spektaklach w czasach obostrzeń, ale zupełnie nie mogę się do tego przyzwyczaić. To tak, jakby coś nie pozostało dokończone, czegoś brakuje. Widownia ma ogromny wpływ na aktora. Pełna sala daje poczucie, że to, co robimy, jest ważne nie tylko dla nas… Myślę, że to zbiorowe przeżycie jest też ważne dla widowni. Pomiędzy widzami jest przecież też wiele emocji, można powiedzieć, że to kolejny spektakl, rozgrywający się obok tego, który jest na scenie.
Teraz znów znajdujemy się w okresie, gdy nie ma możliwości spotkania nawet z połową widowni. Co oznaczają dla aktora odwołane spektakle?
Przede wszystkim spektakl szybciej umiera, jeśli nie jest grany. Po wiosennej kwarantannie, gdy wracały nasze spektakle, do każdego musieliśmy robić próby. Techniczna część musi sobie przypomnieć, aktorzy również. Jeśli spektakl jest grany np. co miesiąc, nie ma takiej potrzeby. Aktor ma większą swobodę, nie myśli o tekście, o tym, gdzie ma iść. Może sobie pozwolić na większe zaangażowanie w samą rolę, przeżywa mniejszy stres. Aktorzy, pozbawieni możliwości grania, muszą zadbać o swoisty trening swoich umiejętności, wszyscy staramy się to robić, ale nic nie zastąpi grania na scenie. Oczywiście – jest to również czas trudny finansowo. Podczas całej kwarantanny wiosną otrzymałam jednorazowe stypendium z Ministerstwa Kultury, nagrałam też jedną reklamę… Więcej nie miałam żadnych środków. Finansowo jest to więc czas bardzo trudny, zwłaszcza dla artystów, którzy nie mają etatów w teatrach.
W czasie pandemii teatry szukają nowych dróg do widza, nowych sposobów działania. Czy ten czas może zmienić teatr?
Teatr, wbrew pozorom, bardzo szybko reaguje na bieżące wydarzenia. Było to widać choćby w przypadku wydarzeń na Białorusi, gdy niemal natychmiast teatry na Litwie zaczęły robić czytania białoruskich sztuk, co było wyrazem solidarności z Białorusinami. Myślę, że również pandemia zostawi swój ślad na scenie. Szukamy też nowych form dotarcia do widza, ale transmisje wideo, które często są w tej chwili robione, nie mogą zastąpić kontaktu aktora z widownią. To coś absolutnie wyjątkowego, czego nie można przekazać na odległość. Wydaje mi się, że bardzo korzystne może być natomiast zwrócenie uwagi na filmowanie spektakli. Do tej pory na Litwie nie przywiązywano do tego wagi, takich dobrych zapisów było bardzo niewiele. Myślę, że położenie na to większego nacisku przyczyni się do lepszej pozycji litewskiego teatru, choćby dlatego, że taki dobry zapis filmowy jest ważny przy zgłaszaniu spektakli na międzynarodowe festiwale.
A Pani życie zawodowe? Czy czas pandemii, poza trudnościami, przyniósł również jakieś nowe pomysły?
Po raz pierwszy napisałam swój własny projekt do Ministerstwa Kultury i otrzymałam dofinansowanie. Będą to bajki w trzech językach, po polsku, rosyjsku i litewsku, w formacie wideo, które ukażą się w grudniu. Można więc powiedzieć, że wyciągnęłam wnioski z wiosennej kwarantanny i teraz, gdy nie mam możliwości występowania na scenie, wszystkie swoje siły poświęcam bajkom. Myślę, że ten projekt, który będzie można oglądać przed świętami, spodoba się dzieciom i da mi dużo satysfakcji. Ta myśl pojawiła się już dawno, zaczęło się od propozycji s. Michaeli Rak, by czytać bajki w hospicjum dziecięcym. Ostatecznie został zrealizowany w innej formie, co wymusiła pandemia, ale można mieć nadzieję, że trafi przez to do większej liczby odbiorców, a jeśli się spodoba – być może będzie kontynuowany.
Jovita Jankelaitytė
Aktorka teatralna i filmowa. Karierę rozpoczęła w teatrze Oskarasa Koršunovasa, od roli w sztuce „Bóg jest DJ-em” według Falka Richtera. W 2016 r. zagrała w sztuce „Mit Edypa” w reż. Gintarasa Varnasa, w której wcieliła się w rolę Antygony. Był to pierwszy spektakl młodej aktorki na dużej scenie Litewskiego Narodowego Teatru Dramatycznego w Wilnie. Za rolę żydowskiej artystki Chai Rosenthal w spektaklu „Getto” Varnasa w 2019 r. Jankelaitytė otrzymała Złoty Krzyż Sceny, najważniejszą litewską nagrodę teatralną przyznawaną wybitnym twórcom. W tym samym roku aktorka za rolę Chai otrzymała też prestiżową nagrodę Fortuny, przyznawaną przez kowieńskie środowisko teatralne.