Więcej

    Jerzego Targalskiego walka z „Tchórzem”

    Czytaj również...

    Dr Jerzy Targalski, historyk, politolog, publicysta, działacz opozycyjny, a w latach 2019–2020 także felietonista magazynu „Kuriera Wileńskiego”, zmarł 19 września br. po długiej chorobie. Jego pogrzeb, z państwowymi honorami, odbył się we wtorek 28 września. Uczestniczyli w nim premier, ministrowie polskiego rządu, profesorowie uniwersyteccy i zasmuceni przyjaciele. „Jestem dumny, że rząd, który mam zaszczyt współtworzyć, mógł korzystać z wiedzy i rad Jerzego Targalskiego. Wierzę, że wielka spuścizna pisarska zmarłego wyda jeszcze niejeden zdrowy owoc dla Polski niepodległej” – napisał minister obrony narodowej RP Mariusz Błaszczak. Dr Targalski pośmiertnie został odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Spoczął na cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, w Alei Zasłużonych.
    | Fot. Filip Blazejowski /Gazeta Polska

    „Tchórz” był największym wrogiem Targalskiego, bo wiedział, że cały jego wewnętrzny program niepodległościowy od czterech dekad opierał się na przeobrażeniu tchórza i oportunisty myślowego w wolnego i odważnego w myśleniu Polaka, który na serio chce niepodległości i suwerenności Polski.

    Ludzie, którzy jako publicyści wypowiadają w artykułach swoje myśli do dna, jak Władysław Studnicki, tym samym rezygnują z możliwości dojścia kiedykolwiek do władzy” – pisał dawno temu Stanisław Cat-Mackiewicz („Kto to są »pułkownicy«”, „Słowo”, 5 maja 1936 r.).

    Wystarczyłoby zamienić nazwisko Studnicki na Targalski i wszystko by się zgadzało. Zawsze, kiedy Jerzy Targalski wypowiadał „swoje myśli do dna”, nie przebierając w słowach, porównaniach i poruszając emocje od lewa do prawa, myślałem o starym felietonie Mackiewicza: „To przecież o Targalskim!”. Mógłbym zresztą bez końca porównywać „szalonego” Studnickiego z „szalonym” Targalskim. Niekoniecznie w sferze poglądów czy idei, choć postrzeganie Sowietów i Rosji było u nich niemal tożsame. Niemniej jednak bez trudu mógłbym dowieść, że ich inteligencja, erudycja, znajomość świata, krytyka narodowych wad Polaków i kompletne nieliczenie się z opinią w artykułowaniu sądów i poglądów bardzo ich do siebie upodobniało.

    Nawet reakcje na ich śmierć są podobne – nagle, po długich latach ostracyzmu, wzruszania ramionami, odwracania się plecami, ubolewania nad wypowiedzianymi słowami, a nawet pisemnych napaści, Targalski w 2021 r. – jak Studnicki w 1953 r. – ma swój państwowy pogrzeb i Polonię Restitutę od Pana Prezydenta RP na czerwonej poduszce. I ma też zastępy fanów wśród polityków ścigających się w zawołaniu: „Ja z niego!”. I te dziesiątki ckliwych wpisów i wspomnień w mediach społecznościowych, które… odebrały mi prawo osobistego wspomnienia Jerzego.

    ***

    Tylko się cieszyć z takiego obrotu spraw – ktoś mi ostatnio powiedział – bo chociaż po śmierci Jerzy został wreszcie doceniony. Nie zgadzam się z tą opinią. W moim wieku staję się powoli weteranem pogrzebów i coraz częściej mam okazję obserwować tę nieznośną prawidłowość: wzmożenie emocjonalne do czasu pogrzebu, deklaracje i mowy, a potem pył niepamięci przygniata mogiłę zmarłego, by zaledwie po roku kilka osób przypomniało w internecie, że rok temu pożegnaliśmy… Jerzego Targalskiego.

    W Polsce, zwłaszcza na prawicy rzecz jasna, nadużywa się cytowania „Przesłania Pana Cogito” Zbigniewa Herberta, bo tu każdy prawie udaje „wyprostowanego wśród tych co na kolanach”. Robię to niezmiernie rzadko, zresztą nie jestem aż tak zakochany w poezji Herberta, by w kółko epatować jego strofami, ale jedna z nich akurat dziś wydaje mi się jak najbardziej na miejscu. Nie ta najchętniej akcentowana o „szpiclach” i „katach”, ale o „tchórzach”, co „wygrają”, „pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę a kornik napisze twój uładzony życiorys”.

    No właśnie, tchórzy wołających dziś: „Targalski był wielki!”, jest bez liku. Ktoś powie, to przecież normalna kolej rzeczy, ale kiedy tchórz jest wysokim urzędnikiem państwowym, który może zmienić (nie)porządek rzeczy w realizację, choćby w niewielkim zakresie, konceptów politycznych Targalskiego, a na co dzień notorycznie abdykuje, pławiąc się w osobistych zaszczytach i pieczeniach, by w dniu pogrzebu ścigać się na wielkość wieńca…

    No właśnie. Może nie ma dziś nic bardziej smutnego niż widok tego czy innego rzecznika Europejskiego Zielonego Ładu, który oddaje hołd Targalskiemu. Targalskiemu, który krótko przed swoją śmiercią pisał o „niszczeniu gospodarki polskiej pod okiem Brukseli w ramach Zielonego Ładu”. „Wiatraki, panele słoneczne i rosyjski gaz z Niemiec zamiast węgla” – oto co nas czeka, jeśli nie powiemy temu „nie” („Endlösung der polnischen Frage”, 4 sierpnia 2021 r.). Myślę w każdym razie, że nie przypadkiem nasz Wieszcz umieścił tchórzy w szeregu ze szpiclami i katami, i nie jest też przypadkiem, że z tym trójgłowym smokiem – „Szpicel-Kat-Tchórz”, przez całe życie walczył Jerzy Targalski.

    Czytaj więcej: Mistrz Jerzy Targalski 1952–2021

    ***

    Ale hydra, której na imię „Tchórz”, jest z tej potrójnej hydry najważniejsza, a na pewno najważniejszym obiektem walki Jerzego Targalskiego. „Szpicle” i „kaci” są paradoksalnie stosunkowo łatwi do zdemaskowania, ich los kończy się zazwyczaj po demaskacji; zaś „tchórze” są skryci, działają najczęściej w przebraniu realistów, patriotów i oportunistów, no i są najbardziej liczni.

    „Tchórz” był największym wrogiem Targalskiego, bo wiedział, że cały jego wewnętrzny program niepodległościowy od czterech dekad opierał się na przeobrażeniu tchórza i oportunisty myślowego w wolnego i odważnego w myśleniu Polaka, który na serio chce niepodległości i suwerenności Polski. To był – można by rzec – warunek powodzenia codziennego znoju Targalskiego, bo Polacy po dziejowych kataklizmach XX w. i dziesiątkach lat okupacji niemiecko-sowiecko-komunistycznej w zasadzie utracili swoją tożsamość i stali się ludźmi trwale uszkodzonymi.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    „Gdyby Polskę wyobrazić sobie jako pojedynczego człowieka, to ów człowiek tych wszystkich przejść prawdopodobnie by nie przeżył, a jeśliby mu się to udało, to byłby kaleką o ciężkich urazach psychicznych” – pisał w „Eseju o duszy polskiej” Ryszard Legutko. „Polska stała się poczwórną ofiarą: agresji niemieckiej, komunistycznego zniewolenia, społecznej destrukcji oraz terytorialnego zaboru. Jeśli nadto uzmysłowimy sobie, że Polacy byli społeczeństwem, które pierwotnej agresji niemieckiej dzielnie się przeciwstawiało, to kolejne agresje można uznać za akty wyjątkowo krzywdzące”.

    Czytaj więcej: Ostatnia droga Jerzego Targalskiego

    ***

    Jerzy Targalski obrał sobie najtrudniejszą z dróg, bo wyszedł poza ramy diagnostyki narodowej i stanął na pozycji diagnosty aplikującego leki na polepszenie stanu zdrowia. Tę zmianę upatrywał w pracy indywidualnej z wyłuskanymi przez siebie młodymi ludźmi. Temu służyły wykłady, ćwiczenia i seminaria w Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego i Centrum Badań nad Bezpieczeństwem Akademii Sztuki Wojennej.

    Był przy tym zawsze surowym lekarzem. Nie upiększał, nie brązowił, nie słodził, jakby chciał nam powiedzieć za Józefem Mackiewiczem, że „optymizm nie zastąpi nam Polski”. U niego nigdy nic nie było idealne, a co najwyżej zadowalające. Wobec tego, co społeczne, co w ujęciu politycznej poprawności ma być „zbiorową mądrością”, był bezwzględny. Nawet całkiem niedawno pytał retorycznie w kontekście konfliktów Polski z Komisją Europejską: „Po co Polakom suwerenność, skoro można ją sprzedać, i to nawet nie za kasę, tylko jej obietnicę?”, po czym sam sobie odpowiadał: „Na wszystko Polacy się oczywiście zgodzą, i to nawet za miskę soczewicy. Obiecaną, nie rzeczywistą”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Dziś na tej najtrudniejszej z dróg pozostaliśmy sami. I wcale nie jest pewne, że z niej jak najszybciej nie uciekniemy, bo już pierwszy zakręt może nas zniechęcić. Ale jedno jest pewne: Jerzy Targlaski dziś wyrecytowałby nam pełen realizmu i goryczy wiersz Jerzego Czecha pt. „Wyspiański”, który kiedyś tak pięknie wyśpiewał Przemysław Gintrowski, a który tak trafnie oddaje postać i sposób myślenia Jerzego:

    A ja o Polsce marzę
    Co nie jest tylko witrażem
    I nie komedią na scenie
    Ale spełnieniem
    Niechże się taka stanie
    Co by nie była udaniem
    By szyldem tylko nie była
    Lecz żeby żyła
    A ludzie, co mnie mijają
    I czymś tam się pocieszają
    Pociecha dla nich jak tarcza
    I to już im wystarcza
    A myśl ich podła kusi
    Że tak już zostać musi
    I będą sobie kłamać
    Że zmartwychwstanie sama
    A we mnie wielki okrzyk drga
    Słowami tymi natchniony –
    Wyzwoleń ten tylko doczeka się dnia
    Kto własną wolą wyzwolony!
    Żegnaj, Jerzy, odpoczywaj w pokoju!


    Sławomir Cenckiewicz

    Dr hab. Sławomir Cenckiewicz jest historykiem czasów najnowszych i publicystą. Od 2016 r. dyrektor Wojskowego Biura Historycznego im. gen. broni Kazimierza Sosnkowskiego, polskiej instytucji publicznej zajmującej się badaniem dziejów Wojska Polskiego.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 40(115) 02-08/10/2021

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Mer udzieli ślubu? Duchniewicz pisze do Dobrowolskiej, podaje argumenty

    Ceremonia ma stać się atrakcyjniejsza Zdaniem mera Duchniewicza, ceremonia zaślubin z udziałem mera samorządu byłaby znacznie bardziej atrakcyjna, tym bardziej, że ceremonię rejestracji małżeństwa można zorganizować nie tylko w siedzibie urzędu stanu cywilnego, ale także w miejscach wybranych przez nowożeńców...

    Transmisja Mszy św. z Ławaryszek w TVP Wilno

    „Neogotycka perła Ławaryszek” — tak przez parafian nazywana jest świątynia usytuowana w centrum miejscowości. Kościół ten zbudowano na początku XX wieku, w 1906 roku. Jego fundatorem był ówczesny proboszcz ks. Józef Mironas. Jest to świątynia z cegły dużych rozmiarów: długość ma 42...

    Upamiętnienie Banionisa z wątkiem polsko-litewskim. Pokłóconych sąsiadów pożera większy gracz

    W dniu 16 kwietnia w Litewskim Teatrze Narodowym wyświetlono film „Marš, marš! Tra-ta-ta!” z 1964 roku. Ten obrazek w reżyserii Raimondasa Vabalasa jest polityczną parodią na relacje międzynarodowe i nie tylko. W filmie widzimy odwieczny konflikt przez pryzmat kochanków, Zigmasa...

    Dni Gminy Rudomino: spotkanie z młodzieżą

    Z tej okazji Centralna Biblioteka Samorządu Rejonu Wileńskiego zaprosiła młodzież z Gimnazjum im. Ferdynanda Ruszczyca na jedno z wydarzeń w bogatym programie promującym historię i kulturę miejscowości Rudomino — spotkanie ze starostą gminy Rudomino Józefem Szatkiewiczem. Dyrektor biblioteki, Mirosław...