O działalności TVP Wilno i planach z Mirosławem Ciunowiczem, dyrektorem TVP Wilno, prezesem Fundacji Wileńszczyzna i kandydatem na Polaka Roku 2021 rozmawia Ilona Lewandowska.
Jest Pan Polakiem z Wileńszczyzny, który od lat mieszka w Polsce, ale jest Pan tu bardzo obecny poprzez swoje zaangażowanie w różne projekty. Czy bycie dyrektorem TVP Wilno sprawiło, że Pana kontakty z Wileńszczyzną są częstsze?
Na pewno tak. Dotychczas trzymała mnie tu przede wszystkim praca w Fundacji Wileńszczyzna plus oczywiście kontakty rodzinne i harcerskie. Teraz, w związku z pracą, muszę nie tylko o wiele częściej być w Wilnie, ale także być na bieżąco w sprawach sytuacji medialnej, społecznej, a także politycznej, bo jesteśmy również od tego, by nagłaśniać sytuację Polaków na Litwie również w kontekście litewskiej polityki.
Po raz ostatni rozmawialiśmy podczas uroczystości w pierwszą rocznicę uruchomienia TVP Wilno. Od tego czasu minęło prawie półtora roku. Jak ocenia Pan rozwój tego projektu?
TVP Wilno cały czas się rozwija i ma swoje nowe, bardzo ciekawe odsłony. Cały czas jestem zaskakiwany przez młode środowiska, które wychodzą z bardzo interesującymi pomysłami. Nieraz miałem okazję słyszeć, że dzisiejsza młodzież na Litwie jest wycofana z projektów, które były bardzo atrakcyjne w latach 90., jak harcerstwo, wyjazdy do Polski, konkursy, że już się tak do tego nie garną i bardziej chcą uciekać na Zachód. Okazuje się, że tak nie jest, że ludzie sami przychodzą z bardzo ciekawymi projektami. Nigdy bym się nie spodziewał, że takie projekty jak kulinarny, historyczny czy teatralny aż tak u nas wypalą. Współpraca z Polskim Teatrem „Studio” to pewnego rodzaju fenomen, jesteśmy jedynym ośrodkiem TVP, który ma swój teatr i jestem z tego bardzo dumny. Jesteśmy niewielkim środowiskiem, ale bardzo zwartym, co pozwala nam robić naprawdę dużo.
Czy oznacza to, że współpraca z Polskim Teatrem „Studio” ma już jakąś stałą formę? Czy teatr stał się formalnie częścią TVP Wilno?
Nie, ale przez ostatni rok nasza współpraca była bardzo intensywna. Teraz bardzo zachęcam Edwarda i Lilię Kiejzik do wejścia na wyższy poziom, bardziej profesjonalny, budowania struktury. To nie jest już projekt, który może działać spontanicznie, potrzebuje stałej administracji, planów przyszłej pracy na profesjonalnym poziomie. Mam nadzieję, że ta bariera zostanie przekroczona, choć jest to trudny etap. Jestem przekonany, że wszyscy musimy od siebie coraz więcej wymagać, bo inaczej zapadniemy się do środka.
Jak te wileńskie projekty oceniane są z perspektywy Warszawy?
Bardzo różnie. Są osoby, które oceniają je bardzo pozytywnie, ale nie brakuje również głosów krytyki. Czasem ktoś mówi, że jakaś nasza produkcja jest bardzo banalna, że nie przystoją takie pozycje Telewizji Polskiej. Czasem rzeczywiście nawet ja widzę, że niektóre nasze produkcje są bardzo proste, może mniej atrakcyjne, ale jesteśmy jeszcze bardzo młodym projektem. To normalny etap rozwoju i na pewno nasz poziom będzie się stale poprawiał. Niektóre środowiska już się wykruszają, stwierdzają, że to nie dla nich, że nie chcą się dalej rozwijać, inni się profesjonalizują. Są osoby, które inwestują w siebie, nawet rozpoczynają studia w tym zakresie. Jeśli ktoś nie chce iść do przodu, podwyższać poziom, sygnalizuję, że za jakiś czas ten program może zniknąć z anteny. Nie uważam, że trzeba się bać krytyki, na pewno nie wszystko, co robimy, prezentuje bardzo wysoki poziom, ale na pewno nie mamy się czego wstydzić. Kiedy jeżdżę po różnych ośrodkach TVP, bardzo dobrze to widzę. Pomimo naszego krótkiego istnienia są także słabsze ośrodki.
Przed naszą rozmową miał Pan spotkanie w Telecentras. Czy oznacza to możliwość rozszerzenia dystrybucji?
Mamy taką nadzieję. Właśnie trwają rozmowy, by nasze nadawanie objęło cały obszar Litwy. Bardzo zależy mi na tym, by zwłaszcza wzdłuż wschodniej granicy Litwy wzmocnić sygnał, by ustawić nadajniki przy samej granicy z Łotwą, by sygnał docierał do Dyneburga, gdzie mieszka bardzo wielu Polaków, mających żywy kontakt z Wileńszczyzną. Oczywiście chcielibyśmy, by TVP Wilno było odbierane również w Druskiennikach, a nawet, by dotrzeć z naszym sygnałem do Grodna. Te tereny są dla nas ważne również dlatego, że wielu z nas ma tam krewnych. Wiem, że np. TVP Wilno jest chętnie oglądane po drugiej stronie granicy, niedaleko Szumska w Gudogajach na Białorusi. Starsze osoby bardzo czekają np. na msze św. z Wilna, to niewielki wysiłek, który może bardzo dużo dać.
Czytaj więcej: Helena Juchniewicz: „Współczesna szkoła jest niewątpliwie inna”
Rozumiem, że te informacje czerpie Pan nie tylko z sondaży, ale także z własnych kontaktów…
Tak, lubię wejść do domu, porozmawiać, dowiedzieć się, o co chodzi. Statystyka może mi powiedzieć, że w danej miejscowości ludzie nie oglądają TVP Wilno, ale nie powie, dlaczego. Mnie natomiast właśnie to najbardziej interesuje. Okazuje się, że bardzo często jest to po prostu problem techniczny. Dziś również o tym rozmawialiśmy w Telecentras. Oprócz tego, że staramy się o wejście na tego krajowego MUXa, myślę o projekcie, być może w formie konkursu, który mógłby być realizowany razem z polskimi mediami na Litwie. Chciałbym dotrzeć do osób, które można określić jako wykluczone pod względem technicznym, nie mogą z jakichś powodów uchwycić naszego sygnału. Moglibyśmy w Telecentras zamówić usługę np. 100 anten w ciągu roku przeznaczonych dla takich osób. Cieszę się, że takich problemów nie ma już w Wilnie. Od września udało nam się uruchomić TVP Wilno w ofercie Telii, największego operatora telewizji kablowej, więc osoby, które chcą nas oglądać, nie mają z tym kłopotu.
Czytaj więcej: Dr Marzena Mackojć-Sinkevičienė: To wielka duma, że jesteśmy Polakami
Jakie miejsce w Pana planach i projektach zajmuje „Mackiewiczówka”, którą opiekuje się Fundacja Wileńszczyzna?
Józef Mackiewicz, tak jak jego dom w Czarnym Borze, zawsze były bardzo bliskie mojemu sercu. Teraz chcemy dokończyć prace remontowe, by w 2022 r., który jest rokiem Mackiewicza, mógł on działać w pełni. Pozyskanie środków na taki drewniany domek, który stoi gdzieś na uboczu, nie jest wcale łatwe, ale mam nadzieję, że nie tylko uda nam się zakończyć remont, ale też sprawić, by ten dom działał. Na razie mamy już doświadczenie spotkań, szkoleń dziennikarskich w tym domu i ludzie się tam dobrze czują. To nie jest miejsce, gdzie można zrobić wielkie show, ale ma swój niepowtarzalny klimat i historię. Moim marzeniem jest, by był to dom pracy twórczej, zawsze otwarty na kameralne spotkania, w którym zawsze jest świeża kawa, jest ciepło i ludzie czują się jak w domu.
Wszystkich kandydatów do tytułu Polak Roku 2021 pytamy, co oznacza dla nich bycie Polakiem na Litwie. W Pana przypadku warto chyba jednak zapytać, co znaczy być Polakiem z Wileńszczyzny w Polsce…
To trudne pytanie, którego jeszcze nikt mi nie zadał… Jak to jest? To jest ciągła walka, bo nie wszyscy czekają na takie osoby, jak ja, z otwartymi ramionami. Chyba każdy Polak, który urodził się poza granicami i przyjeżdża do Polski, chce, by zauważono tam jego małą ojczyznę. Jestem jednym z takich Polaków, którzy stoją w kolejce ze swoimi projektami, które są ukierunkowane na Wileńszczyznę. Czasem słyszę, że jestem krnąbrnym, upartym Litwinem, który nie odpuści, jeśli czegoś chce. Na początku bardzo mnie to uraziło, ale potem pomyślałem, że skoro mam taką cechę, warto ją wykorzystać. Chodzę więc i próbuję osiągnąć to, na czym mi zależy. Czasem ktoś mówi: „dajcie już temu Ciunowiczowi, co chce, bo on nie odpuści”. I wydaje mi się, że taka determinacja to ogólnie cecha Wilniuków. Jeśli czegoś naprawdę chcemy, potrafimy wytrwać, dokręcić tę śrubę, ile będzie trzeba.