Film „Kościuszko. Przewodnik bardzo współczesny”, którego pokaz odbył się w Pałacu Wielkich Książąt Litewskich w Wilnie 15 stycznia, a 20 stycznia został wyemitowany w LRT Plius, jest polsko-litewską produkcją, która ukazuje biografię Tadeusza Kościuszki w dynamicznym skrócie. „Kurier Wileński” rozmawia z Piotrem Kornobisem, reżyserem filmu.
Film rozpoczyna Pan od postawienia pytania, kim jest bohater w czasie pokoju. Czy nasunęło się ono w kontekście postaci Tadeusza Kościuszki, czy też może towarzyszyło Panu wcześniej?
To pytanie, które zadaję sobie od dawna. Myślę, że w toku edukacji czy też refleksji nad własnym życiem, w pewnym wieku (a ja w tym roku kończę 40 lat), każdy człowiek musi zadać sobie pytanie o spuściznę. To pytanie całkowicie uprawnione, przestajemy myśleć tylko o sobie, zaczynamy kierować uwagę raczej na swoje dzieci czy otaczających nas ludzi. W takich warunkach pojawia się pytanie o bohatera w takich czasach jak nasze, gdy nie przeżywamy wojny, ale na różne sposoby stykamy się z przemocą. W moim życiu, takimi bohaterami byli przede wszystkim moi nauczyciele. Wydaje mi się, że takim wychowawcą może być dla nas także Kościuszko. To osoba spójna, jego czyny i deklaracje były zbieżne, to człowiek, który pokazuje, że można, mimo trudnych warunków politycznych, zachować się przyzwoicie. Kościuszko tego dowiódł.
Stworzył Pan film dokumentalny, ale nie jest to do końca film historyczny. Pokazuje Pan Kościuszkę w bardzo szerokim kontekście. Skąd pomysł, by spojrzeć na tę postać również przez pryzmat medycyny lub oczami współczesnych polskich i litewskich żołnierzy?
Uważam, że podziały trzeba łamać, o ile to się oczywiście da, bo takie jest przecież nasze życie. Nie żyjemy w bańkach, gdzie w oddzielnej rzeczywistości pozamykane są różne sfery życia. Jako dokumentalista mam możliwości, by do takiego filmu zaangażować różnych ludzi, i chętnie z takiej możliwości korzystam. Poza tym uważam, że tworzenie filmu ściśle biograficznego byłoby bez sensu. Jest wiele narzędzi, poprzez które o wiele szybciej możemy zapoznać się z jego życiorysem, po prostu nie ma sensu przepisywać Wikipedii.
Bardzo ważne jest dla mnie, że do udziału w filmie udało nam się namówić prof. Łukasza Święcickiego, który o naturze ludzkiej mówi od strony medycznej, jako psychiatra. To wybitny specjalista, którego praca polega na tym, że ratuje ludziom życie. Przywraca ich rodzinie, światu, dzięki opracowanej przez niego metodzie leczenia elektrowstrząsami mogą żyć w społeczeństwie, a nie w szpitalu. Są matkami, ojcami, funkcjonują w świecie. Dla mnie jest on nie tylko lekarzem, ale takim właśnie współczesnym bohaterem. Uważam, że nie ja, jako twórca, ale właśnie tacy ludzie, którzy na co dzień docierają do granicy między życiem a śmiercią, mają prawo wypowiadać się o Kościuszce, który wielokrotnie stawiał czoła śmierci.
Jeśli chodzi o historyków, w filmie wypowiadają się prof. Richard Butterwick-Pawlikowski, prof. Jarosław Czubaty, prof. Michał Kopczyński, a więc osoby, które poświęciły wiele lat, by zgłębić ten temat. Nie wyobrażałem sobie też robienia tego filmu bez przyjazdu na Litwę. Jak można robić film o bohaterze Rzeczpospolitej Obojga Narodów bez przyjazdu tutaj, bez rozmowy z litewskimi naukowcami?
Wbrew pozorom wielu twórców wybiera właśnie taką drogę…
Domyślam się. Bylejakość, jeśli chodzi o podejście do opowiadania o świecie, jest obecna wszędzie, ale należy z nią walczyć. Poza tym wyjazd na Litwę i filmowanie na miejscu nie jest wcale ani drogie, ani trudne pod względem organizacyjnym. Tak już jest, że są ludzie, którzy kochają swoją pracę, i są tacy, którzy po prostu muszą ją wykonywać. Tak się składa, że ja należę do tej pierwszej grupy. Kocham swoją pracę, jestem szczęśliwy, że mogę robić to, co robię, i takie dni jak dziś, gdy mamy pełną salę widzów, są dla mnie bardzo ważne.
Ta opowieść o Kościuszce w dużej mierze powstała u mnie na wsi. Koncert, który otwiera film, był zorganizowany przeze mnie i moją żonę na polu sąsiada. To, że mogę pokazać również współczesną polską wieś, czym ona żyje, jakie wspaniałe rzeczy można robić w tym środowisku, to wielka przyjemność.
Oglądając ten film, miałam wrażenie, że w dużej mierze opowiada on o tym, jak robi się z chłopów rycerzy. To dla Pana również osobista, rodzinna opowieść?
Absolutnie tak. Jestem potomkiem powstańców warszawskich i członków Batalionów Chłopskich. Nie mam pojęcia, co moi przodkowie, którzy byli chłopami, robili w XVIII w., nie wiem, jak się zachowywali wobec wielkich powstań narodowych. Obawiam się, że mogli to mieć po prostu w nosie. Cieszę się, że ta świadomość narodowa, obywatelska bardzo wzrosła od tego czasu zarówno w Polsce, jak i na Litwie, i o takich bohaterach jak Kościuszko uczymy się w szkole. Chłop, który zamienia narzędzie swojej pracy, kosę, na broń, ukrywa swoją rodzinę i idzie walczyć, to bardzo ważna część etosu republikańskiego. Problem polega na tym, że dziś wielu ludziom wydaje się, że ktoś to zrobi za nas.
To, że pokazujemy w naszym filmie polskie i litewskie formacje Wojsk Obrony Terytorialnej, jest dowodem, że świadomość konieczności podejmowania działań w obronie swoich rodzin, sąsiadów wzrasta. Myślę, że warto ten temat pokazywać, bo jeśli wszyscy uznamy, że ktoś inny ma zadbać o edukację naszych dzieci, ich zdrowie, o obronę naszego kraju, pewnego dnia możemy obudzić się w rzeczywistości, gdy nasze państwa nam po prostu zabiorą.
Czego nauczył się Pan o Litwie w czasie pracy nad filmem?
Na pewno doświadczyłem tego, jak dla Litwinów ważny jest ich język. Osłuchałem się z tym językiem, oczywiście, nic z niego nie rozumiem, ale uważam, że jest piękny. Miałem okazję okazję poznać piękno Litwy już wcześniej, a także litewską kuchnię, która jest o wiele lepsza niż to, co czasem w Polsce litewską kuchnią się nazywa.
W ramach pracy nad filmem miałem też okazję rozmawiać z wyjątkowymi ludźmi, którzy dzielili się z nami swoją wiedzą. Jestem człowiekiem, który wierzy, że jedyną drogą do niepodległości jest współpraca w duchu, o którym mówi wystawa poświęcona Konstytucji 3 maja (z nią powiązana jest premiera naszego filmu).
Czy w tym roku zamierza Pan kontynuować polsko-litewską współpracę?
Tak, chcemy zatrzymać się nad tematem okresem romantyzmu, gdy Polska i Litwa pozbawione były państwowości, nie miały własnego szkolnictwa ani prawa do używania swojego języka. O tym języku, jego znaczeniu, chciałbym porozmawiać z ludźmi tego formatu, co w przypadku opowieści o Kościuszce. Będziemy jeździć po Litwie i słuchać sutartinės, które zostały wpisane na Listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO, chcemy wyruszyć również na Ukrainę. W Polsce będziemy rozmawiali ze specjalistami od Słowackiego i Mickiewicza, by spróbować znaleźć odpowiedź na pytanie, jakim trzeba być człowiekiem, by na niepodległość zasłużyć, by ją odzyskać.
Znów jesteśmy bardzo blisko pytania, od którego rozpoczęła się nasza rozmowa…
Tak, to dla mnie bardzo ważne. Jako naród jesteśmy zaangażowani w procesy polityczne, ale wydaje mi się, że takiej zwykłej pracy na rzecz dobra sąsiedzkiego, rodzinnego moglibyśmy robić znacznie więcej.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 3(9) 22-28/01/2022