Sok z brzozy można zbierać wczesną wiosną (na przełomie marca i kwietnia), zanim zaczną puszczać pąki. To właśnie w tym okresie pień drzewa, potrzebując odpowiednich składników do intensywnego rozwoju ulistnienia, nasiąknięty jest dobroczynnym płynem.
Jak spuszczać sok
W pniu grubej brzozy ręczną lub akumulatorową wiertarką nawierca się od strony południowej (!) na wysokości 50-70 cm otwór na głębokość do 3 cm. W otwór trzeba włożyć rurkę lub drewniany lejek. Drugi koniec rurki należy umieścić w pojemniku, do którego ma skapywać sok z brzozy. Najlepiej sprawdza się duża, plastikowa butelka. W ciągu doby z brzozy może wypłynąć ok. 1,5 litra soku.
Uwaga! Po zakończeniu pobierania soku (7-10 dni) należy obowiązkowo zatkać otwór w pniu kawałkiem brzozowej gałązki lub korkiem.
Czytaj więcej: Herb Gminy Podbrzezie — liście brzozy z baziami
Czas przechowywania
Na początku sezonu sok jest niezwykle czysty i klarowny, natomiast ten zbierany pod koniec sezonu zazwyczaj lekko mętnieje. Zaleca się trzymać go w szklanym lub emaliowanym pojemniku. Do spożycia nadaje się przez ok. 4 dni. Mniej więcej na tyle czasu można go umieścić w lodówce bez ryzyka zatrucia lub utraty cennych właściwości.
Żółty sok…
,,Miastowych’’ przestrzegam przed spuszczaniem soku z drzew w skwerach czy parkach. Jest to związane nie tyle z ryzykiem gęstego tłumaczenia się przed policją czy strażą miejską, ile ze skutkami zdrowotnymi. Brzozy i klony rosną tam w zanieczyszczonych środowiskach, a więc ich sok będzie z takimż smakiem. Jest i jeszcze jedno niebezpieczeństwo — potępienie ze strony społeczeństwa, które nie do końca rozeznane jest w rzekomym niebezpieczeństwie tego procederu, który nie jest przecież zakazany.
Otóż znajomy opowiedział, jak to w dzieciństwie nasłuchał się opowiadań starszych o ,,cudownie smacznym’’ soku brzozowym.
Więc razem z chłopakiem z sąsiedztwa dobrali się do dorodnej brzozy rosnącej pod blokiem. Wszystko poszło jak z płatka — śrubokrętem ojca zrobili dziurkę, wbili kawałek znalezionej w piwnicy rurki, podstawili litrowy słoik ,,podwędzony’’ matce i hurra! Zaczął kapać upragniony napój.
Rano przybiegli, napili się łapczywie soku i zaczęli drążyć kolejne drzewo, poprzednie zostawiając płaczliwie broczące „krwią”…
Następnego dnia znów wesoło podbiegli do swego „eldorado”. Tyle, że… sok był jakiegoś dziwnego, żółtawego odcienia.
„E tam, inne drzewo to i inny kolor!” — zawyrokował starszy i zrobił kilka głębokich łyków. A potem zwymiotował…
A to była „słodka” zemsta okolicznych miłośników przyrody za kaleczenie zielonych płuc osiedla…
Kamuflaż nie zawadzi…
Mieszkając w podwileńskiej miejscowości, mam wręcz nieograniczony dostęp do wolno rosnącego drzewostanu leśnego. Pamiętając jednak o „pikantnej” przygodzie znajomego, jak też nie chcąc kusić zazdrosnych złodziei czasochłonnie zdobytym „złotodajnym” produktem, zabezpieczam się swoim „kamuflażowym”, jak na wojnie, sposobem.
Po pierwsze, wybieram drzewa rosnące dalej — co najmniej kilkanaście metrów od dróżki leśnej. Po drugie, 5-litrową butlę po wodzie wkładam do czarnego worka na śmieci, którego zakończenie owijam taśmą klejącą wokół rurki z drzewa, żeby nachalne mrówki, spragnione cukru, nie wlazły do soku. Po trzecie — przykrywam gałązkami jodły…
Czytaj więcej: Lasy muszą być nie tylko sadzone, ale też doglądane