Spod pomnika Adama Mickiewicza na krakowskim rynku to niespełna kilometrowy spacer. Trzeba wejść w ulicę Sienną, można nią dojść do Świętej Gertrudy, ale szybciej i przyjemniej skręcić w prawo wcześniej, w krakowskie Planty. Plantami przeciąć Dominikańską, pójść w lewo w następną ulicę Józefa Sarego, a potem pierwsza w prawo to już będzie ulica Wojciecha Bogusławskiego. Tam w kamienicy pod szóstym, w mieszkaniu numer 5a, ostatnie 11 lat swojego życia spędził Czesław Miłosz.
Na elewacji, po lewej stronie bramy wejściowej, upamiętniająca tabliczka przypomina, że w tym domu w latach 1994–2004 mieszkał i tworzył Honorowy Obywatel Miasta Krakowa, laureat Nagrody Nobla.
– W listopadzie 1993 r. Miłosz otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Krakowa i wedle tradycji powinien otrzymać mieszkanie – wyjaśnia prof. Aleksander Fiut, wieloletni przyjaciel poety. – Pojawiło się jednak wówczas sporo krytycznych głosów w mediach, pytających, dlaczego poeta z Ameryki, który dostał Nagrodę Nobla, ma dostać mieszkanie na własność, gdy jest tylu innych potrzebujących. Z tego powodu Miłosz zdecydował się to mieszkanie wykupić.
Miłosz w Krakowie mieszkał już wcześniej. Tuż po wojnie spędził tu niespełna rok w mieszkaniu przy ulicy św. Tomasza 26. Gdy dostał Nobla, do Krakowa po raz pierwszy przyjechał w czerwcu 1981 r. Na wszystkich spotkaniach były wówczas tłumy ludzi. W wolnej Polsce zaczął pojawiać się regularnie. Zanim kupił mieszkanie, zatrzymywał się w hotelu. Początkowo Miłoszowie, Czesław i jego druga żona Carol, przyjeżdżali do Krakowa na miesiące letnie, a na zimę wyjeżdżali do swojego domu do Kalifornii, ale w pewnym momencie postanowili, że tu zostaną.
Kraków, nie Wilno
W towarzystwie prof. Fiuta i prowadzącej nasz spacer Anny Hojwy z Krakowskiego Biura Festiwalowego, wraz z grupą uczestników, którzy zgłosili się do udziału w tym festiwalowym wydarzeniu, wchodzimy schodami na pierwsze piętro, a tam drzwiami na prawo do wnętrza mieszkania noblisty. W niewielkim przedpokoju, na podłodze obok wieszaka, duże oprawione w antyramę zdjęcie Miłosza siedzącego na ławeczce na placu Katedralnym w Wilnie.
– Gdy Miłosz zdecydował się wrócić do Europy, oczywiście mógł zamieszkać w Wilnie, Litwa była już wolnym krajem, ale wybrał jednak Kraków – mówi prof. Fiut. – Wilno, jak twierdził, to już nie było to jego miasto, nie było tych ludzi, których znał, środowisko się zmieniło, większość mieszkańców stanowili Litwini, a on nie znał litewskiego. Myślę, że wybrał Kraków, bo miał tu grono przyjaciół. Jan Błoński, Jerzy Turowicz, Wisława Szymborska, środowisko uniwersyteckie, m.in. ja czy Teresa Walas, więc on tutaj się czuł jak u siebie. Spotykaliśmy się na różnych obiadach, miał z kim podyskutować, wygłaszał wykłady na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie zresztą dostał doktorat honoris causa. Poza tym samo miasto mu się podobało i było mu bliskie przez ten zabytkowy charakter przypominający mu jego ukochane Wilno.
Wchodzimy do dużego pokoju, profesor zajmuje miejsce w fotelu pod oknem, obok biurka poety. – Gdy Miłoszowie kupili to mieszkanie, wszystko wyglądało mocno inaczej, stał tu jeszcze piec – wspomina. – Ten duży pokój służył zarówno za gabinet, jak i sypialnia, stało tu jeszcze łóżko Czesława. Pamiętam jego urządzanie. Chodziliśmy po sklepach z meblami, wydawać by się mogło, że Carol dysponowała dużymi pieniędzmi, tymczasem ona była bardzo oszczędna, dobierała meble stare, całe to jej wyposażenie jest jej dziełem. Było tu jednak ciasno i potem Miłoszowie dokupili jeszcze sąsiednie mieszkanie i je połączyli. Wówczas sypialnia została tam przeniesiona. Łóżko, ale już inne, specjalne, wróciło tu jeszcze, gdy Miłosz był już bardzo chory. Zmarł na nim w tym pokoju 14 sierpnia 2004 r.
Serial? Czemu nie
Najstarszym meblem i obiektem przyciągającym największą uwagę w mieszkaniu jest biurko, czyli warsztat pracy poety. – Stojący na nim komputer Macintosh może wzbudzać uśmiech na twarzy – mówi Anna Hojwa. – Proszę sobie jednak pomyśleć, że pracował na nim poeta urodzony w roku 1911, którego mama i ciotki chodziły w krynolinach, on sam jeździł bryczką, a pod koniec długiego życia sprawnie posługiwał się komputerem. Jego syn Antoni przygotował program, który pozwalał mu wystukiwać na tym macintoshu polskie litery, są tu nawet takie resztki karteczek poprzyklejanych, by widoczne były polskie znaki. Oprócz komputera na biurku stoi telewizor. I tu ciekawostka, Miłosz bardzo lubił seriale, szczególnie namiętnie oglądał „Złotopolskich”. Za monitorem mamy atrament, bo większość wierszy pisał piórem, które naprawiał przy ulicy Szpitalnej, gdzie długo był warsztat, w którym naprawiano pióra wieczne. Oprócz pióra używał też dwukolorowego ołówka, z wielką pieczołowitością i starannością redagował wszystkie swoje utwory. Jest tu też jeszcze czytnik. Pod koniec życia Miłoszowi pogarszał się wzrok, podkładał więc kartkę i kamerka powiększała mu na ekranie obraz. Poza tym jest też na biurku lupa, której używał.
– Miłosz miał bardzo uregulowany tryb życia – opowiada prof. Fiut. – Rano wstawał, jadł śniadanie, szedł na spacer, a potem, przed południem, były święte godziny jego pracy. Po obiedzie w Ameryce chodził na popołudniowe zajęcia, pracował na uniwersytecie, a tutaj zajmował się różnymi sprawami, głównie wydawniczymi. W Berkley chodził jeszcze popływać na basen. Potem kolacja, spał gdzieś do trzeciej w nocy, wtedy się budził i czytał. Mniej więcej do szóstej. Znowu się zdrzemnął i wstawał na śniadanie. Właściwie całe jego życie tak wyglądało.
Miłosz czytał bardzo dużo. W jego krakowskim mieszkaniu jest raptem mniej więcej jedna dziesiąta jego księgozbioru. W posiadaniu poety było ok. 50 tys. książek. Czasem prosił syna o przywiezienie konkretnych egzemplarzy z Ameryki, i jak ten wspomina, doskonale pamiętał, gdzie jaka książka się znajduje. Czy szukać jej na półce, jeśli tak, to na której, czy może schowana jest pod schodami. Spośród książek w krakowskim mieszkaniu Anna Hojwa wyciąga niewielki czarny album zdjęć z przedwojennej Wileńszczyzny. Poeta miał je zawsze blisko siebie.
Po Noblu do McDonalda
Na ścianach i regałach sporo interesujących zdjęć, szczególnie rzuca się w oczy fotografia z Janem Pawłem II. – Na ścianie obok biurka jest zdjęcie Janiny, pierwszej żony Miłosza, matki Anthony’ego i Petera czy, jak kto woli, Antoniego i Piotrusia, którzy mieszkają w Stanach Zjednoczonych – mówi Anna Hojwa. – Obok mamy reprodukcję zdjęcia Gabrieli z Kunatów, ciotki Miłosza, która w latach młodzieńczych była wielką miłością poety, poświęcił jej wiele wierszy. Pod zdjęciem Janiny Miłosz znajduje się zdjęcie z Rosji z 1913 r., na którym jest ojciec poety Aleksander Miłosz. Jest też zdjęcie dziecięce dziadka Kunata, ze strony matki. No i jest portret matki, który mu zawsze towarzyszył. Obok tych zdjęć stoi rzeźba drugiej żony Carol, którą zamówił już po jej śmierci. Ta śmierć była dla niego strasznym przeżyciem. Liczył, że ona będzie tą, która po jego śmierci zajmie się spuścizną. Ich wspólne zdjęcie jest w przedpokoju, obok zdjęcia noblisty w Wilnie.
Na Bogusławskiego w Krakowie Miłoszowie mieli czas i na wytężoną pracę, i na spotkania, i na prowadzenie bogatej korespondencji. Odwiedzało ich wielu ludzi, jest tu dużo prezentów i nagród. Oczywiście nie ma Nagrody Nobla. Dyplom i medal zdeponowane są w Bibliotece Narodowej w Warszawie.
– Miałem przyjemność być w gronie osób towarzyszących Miłoszowi podczas odbioru tej nagrody w Sztokholmie – wspomina Aleksander Fiut. – Wszyscy w eleganckich strojach, panie w sukniach, panowie we frakach, miałem poczucie, jakbym znalazł się trochę w innej epoce. Fanfary grają, wchodzi król, który swoją drogą, z przylizaną fryzurą, bardziej przypominał mi fryzjera. Uroczystość się zaczyna, spoglądam w program, a przy Miłoszu zapisano dla ubogacenia wydarzenia wykonanie muzyczne staropolskiej pieśni biesiadnej. Miłosz stoi, a królewski chór chłopięcy, też pięknie ubrany, z całą powagą zaczyna śpiewać: „Pije Kuba do Jakuba, Jakub do Michała”. Miłosz stał, zaciskał zęby, a potem mówił, że o mały włos nie parsknął śmiechem.
Profesor, przywołując wydarzenia ze Sztokholmu, wspomniał też o wielkim apetycie Czesława Miłosza, którego określił człowiekiem żarłocznym na życie dosłownie i w przenośni. – Po uroczystościach noblowskich Miłosz powiedział, że musi coś zjeść – opowiada. – Zapytany, gdzie jedziemy, odparł: „Jak to gdzie, do McDonalda!”. Proszę sobie wyobrazić specjalną limuzynę dla laureatów, elegancką panią w uniformie, blondynkę, która pełniła funkcję kierowcy, i to życzenie. Ale ani jeden mięsień jej nie drgnął, widocznie nie takie fanaberie noblistów widziała.
W mieszkaniu przy Bogusławskiego obok dużego pokoju jest też skromna kuchnia. Sporo tu filiżanek z Bolesławca, które namiętnie kupowała Carol, są kieliszki, ale ponoć czasem brakowało obiadu i wtedy Miłosz wychodził do sklepu i kupował kiełbasę. Za oknami po ścianach w podwórzu pnie się piękny bluszcz, a środek zdobi kwiatowa rabata. To wszystko zasługa Carol, wcześniej było tu zwykłe klepisko.
Schronienie u noblisty
– Miłosz czuł się w Krakowie bardzo dobrze – mówi prof. Fiut. – To była postać, gwiazda, wszędzie witany, na rynku kwiaciarki dawały mu kwiaty. Dożył czasów, gdy zupełnie zmieniła się pozycja poety. Kiedyś szliśmy na krakowskim Kazimierzu z naszymi żonami, dzieci wychodziły ze szkoły podstawowej i zaczęły wołać: „Ooo, Miłosz!”. Podbiegały, wyrywały kartki z zeszytu, prosiły o autograf. On był bardzo wzruszony tą sceną. To pokazuje, jak był odbierany i rozpoznawalny. W dniu 90. urodzin przygotowano dla Miłosza paradę, tu, na ulicy Bogusławskiego. Stał na balkonie, ulicą maszerowały dziewczęta w krakowskich strojach, fetowano go niezwykle.
Poeta nie zostawił żadnych dyspozycji na wypadek śmierci. Początkowo miał być pochowany na Wawelu, ale oficjalnie nie było miejsca. Wokół pochówku na krakowskiej Skałce wybuchały liczne kontrowersje i dyskusje, ludzie protestowali z transparentami.
– Jedna z moich przyjaciółek pytała taką protestującą osobę, czy czytała coś Miłosza – wspomina profesor. – „Nie, absolutnie”, odpowiedziała. W tych dniach w Krakowie rządziła małość. Władze kościelne trochę lawirowały i dopiero interwencja papieża, jego list przechyliły szalę. Wtedy już nie dyskutowano. Pogrzeb był wielką manifestacją. Tłum ludzi szedł z kościoła Mariackiego, gdzie była msza święta żałobna, ulicą Grodzką, potem Krakowską na Skałkę. Pogrzeb odbył się dopiero dwa tygodnie po śmierci, tak długo trwały wszystkie formalności i organizacja. Było to trudne logistyczne.
– Mieszkanie przy Bogusławskiego 6 należy obecnie do miasta Krakowa, zostało przez nie wykupione, zarządza nim Krakowskie Biuro Festiwalowe – wyjaśnia Anna Hojwa. -Udostępniamy je raz na jakiś czas do zwiedzania, czy to podczas spacerów literackich, czy czasem także indywidualnie. Mieszkanie jest zinwentaryzowane, ale ze względu na dość małą powierzchnię raczej nie ma planów stworzenia tu muzeum w tradycyjnym sensie tego słowa. Obecnie zaś część mieszkania, ta, którą Miłoszowie dokupili, służy gościom z Ukrainy. Zaprosiliśmy do niego rezydentki, które schroniły się w Krakowie przed wojną, jaką Rosja rozpętała na Wschodzie. Mogą cieszyć się przywilejem, że mieszkają w mieszkaniu noblisty.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (82) 16-22/07/2022