Ten atak oddziału wydzielonego z brygady „Szczerbca” na Czarny Bór okazał się jednak całkowicie nieudany. Relacje polskich weteranów i raport niemiecki wskazują na nieudolną próbę zaatakowania w ciemnościach, prosto z marszu, dobrze umocnionego i właściwie strzeżonego Stützpunktu znajdującego się przy tamtejszym przystanku kolejowym. Brak rozpoznania siły przeciwnika i oceny możliwości własnych skutkował porażką atakujących. Zasada „uda się albo nie” z reguły nie przynosiła sukcesów.
„Zostali ostrzelani huraganowym ogniem”
Zawiódł przede wszystkim czynnik zaskoczenia. Uczestnik tej akcji, Leon Jankiewicz „Zasuwa” tak zapamiętał atak: „Kompania szturmowa atakowała w nocy Czarny Bór (…). Doszliśmy pod bunkry i obrzuciliśmy granatami. Brak nożyc do przecinania drutów zakończył akcję niepowodzeniem”. Z kolei Jerzy Ossowski „Osa” zapamiętał, iż w Czarnym Borze „nie udało się zaskoczyć broniących się w bunkrach (…). Podchodzący tam chłopcy z kompanii szturmowej zostali ostrzelani huraganowym ogniem. Zginął Jerzy Różański «Jur». Dołączył dziesięć dni wcześniej. «Szczerbiec» nakazał zaprzestanie ataku i wycofanie się spod bunkrów.
Według relacji obsługującego erkaem Zbigniewa Konopackiego „Hultaja” okoliczności śmierci żołnierza były następujące: „Nasz pluton zajął stanowiska na nasypie kolejowym. Leżeliśmy dosłownie między szynami. Z niewyjaśnionych powodów «Jur» znalazł się na dole, między opłotkami domostw i tam został ciężko ranny w brzuch odłamkami granatu (…). Zmarnowana [w ataku] amunicja i granaty były niczym w porównaniu ze stratą kolegi z naszej [1.] drużyny”. Olgierd Christa „Noc” zapisał we wspomnieniach: „Zgodnie z zasadą [poległy] »Jur« został przez kawalerię odwieziony i pochowany w odległych Mikuliszkach”. Oceniając atak z pozycji strzelca Władysław Bortkiewicz „Zbój” napisał: „Trudno się oprzeć wrażeniu, że akcja nie tyle była źle zorganizowana, ale w ogóle była nie przygotowana. Zaważył na tym brak należytego rozpoznania i wszystkie poprzednie tak łatwo wygrywane «na hurra» potyczki. Byliśmy przeświadczeni, że nikt nam się nie może oprzeć (…). Jestem przekonany, że dobrze przygotowana i uzbrojona drużyna byłaby w stanie wyjść z tej akcji zwycięsko. Wszyscy się wtedy uczyliśmy walczyć. Nauka kosztuje”.
Z Czarnego Boru pochodził żołnierz brygady „Szczerbca” Paweł Montrynowicz-Żakowicz, mieszkający przy głównym trakcie nazwanym imieniem Józefa Piłsudskiego, syn emerytowanego kolejarza Piotra i Wiktorii Urbrzys, uczeń jezuickiego gimnazjum z Wilna. Mieszkańcem Szwarce Boru był także inny podkomendny por. Gracjana Froga „Szczerbca” z „Trójki”, Zenon Czarnocki, syn Leona i Marii Chądzyńskiej, również uczeń wspomnianej wyżej jezuickiej placówki.
W cytowanym wcześniej niemieckim raporcie czas walki musi być zawyżony. Por. „Szczerbiec” nie mógł przez dwie godziny trzymać swoich podkomendnych pod ogniem wroga. Wymiana strzałów mogła trwać najwyżej pół godziny, po czym sygnał z rakiety stał się rozkazem do odwrotu. Po odskoku z Czarnego Boru brygada „Szczerbca” przeszła około 20 km w kierunku południowo-zachodnim przez Mereszlany i Anniany zatrzymując się na kwaterach w Skorbucianach i Sorok Tatarach na przedpolach Puszczy Rudnickiej. Rozpoczęły się wówczas przygotowania do ataku na Nowe Troki.
Czytaj więcej: Józef Mackiewicz, pisarz na wskroś nowoczesny i bardzo wileński
„Nie wiadomo, gdzie został pochowany”
5 kwietnia 1944 r. w ataku na pociąg koło stacji Czarny Bór poległ kolejny żołnierz AK Aleksander Cywiński „Olek”. Akcję przeprowadzili partyzanci z organizującej się dopiero w Skorbucianach 7. Brygady. W tej miejscowości dzisiaj znajduje się symboliczna mogiła poległego. Celem ataku był pociąg wiozący urlopowanych wermachtowców, funkcjonariuszy Organizacji Todta, policjantów litewskich i białoruskich, kursujący na trasie Wilno–Lida. Pierwsza próba zatrzymania tego składu przeprowadzona kilkanaście dni wcześniej za stacją Czarny Bór w kierunku na Lidę nie powiodła się. Maszynista nie zareagował wtedy na sygnał świetlny z czerwonej latarki. Pociąg pojechał dalej.
Druga próba ataku zakończyła się tragicznie. Longin Jarmołkiewicz i Aleksander Cywiński wsiedli do pociągu w Czarnym Borze. Po kilku minutach jazdy, w umówionym miejscu, zalegnięcia przy nasypie 7. Brygady, która wówczas miała siłę niepełnej kompanii, pociągnęli za hamulec bezpieczeństwa. Cywiński dachem przedostał się do lokomotywy obsługiwanej przez Polaków. Wg relacji komendanta „Siódemki” por. Wilhelma Tupikowskiego „Wilhelma” w czasie próby opanowania kabiny lokomotywy został uderzony przez pomocnika maszynisty pociągu w głowę żelaznym młotkiem. Skład ruszył i szybko odjechał, gdy atakujący dobiegali do pociągu. „Był już alarm – relacjonował dr Roman Korab-Żebryk – własowcy [sic!; właśc. Rosjanie w służbie niemieckiej], todtowcy i Niemcy z Wehrmachtu otworzyli ogień. »Wilhelm« odpowiedział także ogniem dziurawiąc ostatnie wagony. Pociąg ruszył dalej. Pod Jaszunami obsługa wyrzuciła ciało Olka z pociągu (…). Nie wiadomo, gdzie został pochowany. »Wilhelm« nie zatroszczył się o odnalezienie zwłok. Młodszy brat Olka, Czesław Cywiński, był [pod ps. „Skowronek”] w mojej brygadzie i nawet w mojej kompanii szturmowej. Zaprzyjaźniony byłem z całą rodziną Cywińskich”. „Skowronek” zginął w katastrofie samolotu rządowego pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 r.
„Rozpoczęli strzelaninę”
Ponad miesiąc po nieudanym ataku brygady „Szczerbca” na Czarny Bór w pobliskiej Hamerni 27 kwietnia 1944 r. w godzinach południowych miały jeszcze miejsce inne tragiczne wydarzenia. W czasie transportowania wozem broni, próbek ładunków zapalających, kostek trotylu, instrukcji dywersyjnych dla potrzeb „Bazy” wileńskiego Kedywu, Józef Deszcz „Hrabia” wspólnie z „Bejką” (N.N.) i Zbigniewem Dziedziakiem „Sroką” wdał się w przypadkową potyczkę z litewskimi policjantami.
Prowadzona przez Jana Wojciechowskiego „Kolarza” kronika „Bazy” tak przedstawiała to starcie: „Z jednej z chat wyskoczyło trzech policjantów litewskich żądając zatrzymania się i podniesienia rąk. Nasi wobec tego zeskoczyli z wozu i rozpoczęli strzelaninę z odległości około 30 metrów. W czasie strzelaniny »Sroka« został bardzo ciężko ranny. »Kondor« miał przestrzeloną rękę i razem z »Bejką« wycofali się. Litwini podjęli »Srokę«, który zmarł na posterunku w Czarnym Borze, dobity przez Litwinów. Na skutek postrzału »Kondorowi« musiano amputować rękę”. Ten ostatni zginął już pod okupacją sowiecką w grudniu 1944 r. atakując z oddziałem por. Sergiusza Kościałkowskiego „Fakira” czekistów broniących się na posterunku w Mejszagole. Ciężko ranny w brzuch zmarł podczas odwrotu partyzantów.
Z kolei raport Okręgowej Delegatury Rządu w Wilnie wysłany do centrali w Warszawie tak charakteryzował starcie pod Hamernią i kolejne tragiczne wydarzenie: „W końcu kwietnia 1944 r. na drodze między Czarnym Borem a Wilnem miały miejsce wypadki zabójstwa młodzieży polskiej przez plechavicziusów. 27 kwietnia zginął od kuli litewskiej śp. [Zbigniew] Dziedziak »Sroka« lat 22, ożeniony z córką [Hanną Obertyńską] pułkownika [Tomasza] Obertyńskiego. 29 kwietnia zamordowany został przez Litwinów z posterunku w Czarnym Borze śp. Władysław Dawidowski lat 21, syn malarza Wacława Dawidowskiego. Jechał z folwarku, w którym pracował po zakup zboża. Miał na ten cel 2000 RM. Policjanci zatrzymali go na drodze. Przeprowadzili rewizję. Po znalezieniu pieniędzy zaczęli go bić niemiłosiernie, a gdy upadł zastrzelili. Na posterunku złożyli raport, że uciekał. Jest to piąte morderstwo dokonane na młodzieży polskiej w tej miejscowości. Niemcy rozpoczęli śledztwo. Do Czarnego Boru wysłali własny posterunek dla obserwacji”.
Nekrolog „Sroki”, podpisany przez żonę, rodziców i siostrę, ukazał się w wileńskim „Gońcu Codziennym”. Nabożeństwo żałobne zostało odprawione 6 maja 1944 r. w wileńskim kościele Serca Jezusowego. Wzmiankowany tutaj płk dypl. Tomasz Obertyński, zamordowany przez NKWD w Katyniu wiosną 1940 r., był przed wybuchem wojny pierwszym oficerem sztabu inspektora armii gen. Stefana Dąb-Biernackiego. Wcześniej dowodził 51. pułkiem strzelców kresowych z Brzeżan. Jego córka, Hanna Obertyńska, mieszkała w Wilnie przy ul. Trzeciego Maja 11.
Czytaj więcej: Józef Mackiewicz doskonale rozumiał słabość człowieka wobec propagandy
Pod lupą kontrwywiadu Armii Krajowej
W Czarnym Borze, oprócz wielu postaw patriotycznych, pojawiło się, jak wszędzie, zjawisko kolaboracji z bolszewikami i Niemcami. Co najmniej kilkunastu mieszkańców tego osiedla dostało się do ewidencji służb informacyjnych AK w Wilnie. Rejestracja danej osoby przez kontrwywiad Komendy Okręgu Wileńskiego nie oznaczała jednak faktycznej winy a wskazywała jedynie na możliwość popełnienia przestępstwa wymierzonego w Polaków.
W zachowanej w archiwum wileńskim, w formie listy, kartotece kontrwywiadowczej AK znaleźli się, oprócz samego Józefa Mackiewicza, również i inni mieszkańcy tego osiedla. W ewidencji służb wileńskiej Polski Podziemnej zarejestrowani wówczas zostali: Stanisław Bronicki (kierownik sklepu; „za czasów okupacji sowieckiej rabował towary, komunista”); Kazimierz Dworzecki („konfident NKWD, sprawca aresztowania Władysława Gasińskiego”); Leokadia Dworzecka („konfidentka litewska”); Aleksander Gusiew (nauczyciel, „konfident”); Jan Janowicz („organizator komsomołu”); Antoni Komar („komsomolec, podejrzany o pracę wywiadowczą”); Nadzieja Kot („komsomołka”); Zenobia Kot („komsomołka”); Antoni Kot („syn Aleksandra, komsomoł, współpracował z NKWD przy wywożeniu”); Aleksander Kot („propagandzista komunistyczny”); Aleksander Kot („syn Aleksandra, predsiediatiel sielsowietu Czarny Bór”); Teodor Krzysztofowicz (urzędnik dyrekcji kolejowej; „szerzy publicznie propagandę niemiecką”); Bronisław Kuczko („członek komsomołu”); Czesław Kupiec („nauczyciel komunista”); Maria Liczkowa („maszynistka w NKWD, podejrzana o propagandę na rzecz Sowietów”); Józef Malewski („starszy sierżant piechoty z Grodna, komunista, na jego wniosek wywieźli bolszewicy Baranowską”); Jan Mikołajczyk („starszy ogniomistrz na Porubanku, wysługuje się Niemcom”); Tadeusz Paszkowski („nauczyciel, agitator komunistyczny”); Paweł Rabczyński („agitator bolszewicki szkalujący naród polski”); Michał Romejko („podał się za Litwina”); Romuald Rzeszawski („posiada tajną policyjną legitymację; gestapowiec”); Helena Sobolewska („nauczycielka, podnosiła godność żołnierza sowieckiego powyżej naszego”); Stankiewiczowa (imię nieznane; „na usługach NKWD, sprawczyni wywiezienia Nowakowskiego”); Wincenty Stankiewicz (rolnik; „agitator, pomagał przy wywożeniu do Rosji”); Idalia Szyszkówna („członek komsomołu”).
W nawiasach została podana przyczyna rejestracji kontrwywiadowczej. Trzeba dzisiaj podkreślić, że aby stwierdzić stan faktyczny i ewentualny stopień szkodliwości dla społeczności lokalnej Czarnego Boru każdej z tych osób należy przeprowadzić szczegółowe badania historyczne. Wszak, jak wspomniano wcześniej i Józef Mackiewicz znalazł w tym towarzystwie otrzymując następnie wyrok śmierci, którego wykonania ze względów oczywistych dla ludzi rozumnych, odmówił Sergiusz Piasecki.
Powstańcy na kwaterach
Po zakończeniu operacji „Ostra Brama” Czarny Bór stał się miejscem postoju żołnierzy AK z oddziału wileńskiej „Bazy” Kedywu ppor. Andrzeja Święcickiego „Frycza” i plutonu por. Stanisława Stachowicza „Sławicza” z 1. Brygady por. Czesława Grombczewskiego „Juranda”. W kronice „Bazy” figuruje zapis: „16 lipca: przemarsz przez prowizoryczny most na Wilii koło Buchty. Marsz na zaścianki Czarny Bór, Dusinięta, gdzie nocleg. Scysja z porucznikiem z brygady «Juranda» [«Sławiczem»]. 17 lipca: Uroczysta msza święta w Czarnym Borze. Odmarsz na koncentrację pod Wołkorabiszki do Rutkowszczyzny”. Z tej mszy i uroczystości, które miały miejsce po nabożeństwie zachowało się do dzisiaj kilka zdjęć wykonanych przez kedywiaka Zbigniewa Zniszczyńskiego. Pluton por. „Sławicza” odłączył się po bitwie z Niemcami pod Krawczunami od swojej brygady i stanął na kwaterach w Czarnym Borze. Pozostawał tam podobnie, jak kedywiacy ppor. „Frycza”, do 17 lipca 1944 r.
Szef kancelarii 1. Brygady „Juranda”, sierż. Adolf Zabłocki „Czarny”, tak pisał o postoju w tej miejscowości: „Kwatery mieliśmy w majątku [Czarny Bór] (…). Sztab dowódcy [por. «Sławicza»] mieścił się na początku zabudowań przy drodze. Było wtedy święto Matki Boskiej Szkaplerznej. W sadzie tego majątku była odprawiona msza święta, w której brali udział żołnierze brygady. Po nabożeństwie około południa podjechał samochód wojskowy
(amfibia). Zatrzymał się. Pułkownik wojsk sowieckich, siedząc w samochodzie, zapytał,
gdzie jest sztab dowódcy. Odpowiedziałem: »Tutaj«. Nie pamiętam, czy mi pokazał na
mapie miejsce zbiórki oficerów na »odprawę« [w Boguszach], czy był sam dowódca [«Sławicz»]. Miejsce było wyznaczone na skrzyżowaniu szos Wilno – Turgiele. »Odprawa« miała się odbyć o godz. 16. 00”.
Do miejsca kwaterunku plutonu por. „Sławicza” w Czarnym Borze dotarli w tym czasie żandarmi „Jedynki”. Jeden z nich, Edward Wilżys „Ciotka”, relacjonował: „Po pogrzebie [w Wilnie na Pióromoncie por. Czesława Grombczewskiego] wyszliśmy z drużyną, w której był Wacław Amboziak «Sęp» [dowódca drużyny żandarmerii] z miasta w kierunku na Porubanek i Czarny Bór. Na ulicy Rossa w pomieszczeniu klasztornym zostaliśmy zatrzymani przez patrole armii sowieckiej i próbowano nas rozbroić. Wybrnęliśmy jakoś z tej sytuacji i dołączyliśmy do brygady w miejscowości Czarny Bór”. Niedługo potem wojska NKWD przystąpiły do pacyfikowania terenu i rozbrajania polskich brygad.
Czytaj więcej: Sienkiewicz dla dzieci, Żeromski dla młodzieży. Mackiewicz… „Pisarz dla dorosłych”?
Przez Pragę i Wiedeń do Włoch
Józef Mackiewicz przed wejściem na Wileńszczyznę armii Józefa Stalina ewakuował się z Czarnego Boru się do Warszawy, a następnie Krakowa. Spod Wawelu wyjechał na początku stycznia 1945 r. już z dokumentami litewskimi. Przez Pragę dotarł do Wiednia, a następnie do Włoch. Tak scharakteryzował potem pasażerów jednego z takich transportów ewakuacyjnych, zapełnionych ludźmi uciekającymi przed bolszewikami: „Wyjazd z Wiednia nastąpił w drugiej połowie lutego 1945 r. Wykoncypowana została taka typowa dla okresu hitlerowskiego reżimu «lipa», a jedna największych jakiej byłem świadkiem: kilku Tatarów krymskich, litewsko – polskich, kilku Karaimów z Trok, kilku Gruzinów i jeden Azerbejdżanin; poza tym eleganckie panie z Warszawy, Wilna, Krakowa, panowie obładowani walizkami z najlepszej skóry świńskiej, kierownik poczty z Zawias czy Jewja, który ciągnął na plecach worek kartofli, bo mu powiedziano, że jest ich brak we Włoszech; inżynier, który kiedyś budował chłodnie w Nowej Wilejce, towarzystwo w bogatych futrach; dwie panie w wyjątkowo jaskrawych kapeluszach, nawet jedna taka, która wiodła na smyczy rasowego jamnika (przeżył powstanie warszawskie), a druga ostatniej mody teriera; oficerowie jadący do Drugiego Korpusu [gen. Władysława Andersa]; ziemianie z naszych kresów; trochę biedaków bez grosza przy duszy; stary, wyranżerowany już działacz z pierwszej emigracji rosyjskiej; żony jadące do swych mężów w 8. armii alianckiej z bagażami, z biżuterią, z dolarami”. Był to prawie cały przekrój społeczny ludzi uciekających przed „wyzwoleniem”.
Tomasz Balbus
Instytut Pamięci Narodowej
| Fot. ze zbiorów Tomasza Balbusa Instytutu Pamięci Narodowej
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 38 (111) 24-30/09/2022