Apolinary Klonowski: Widziałem wpis w Twoich mediach społecznościowych: „Buscando trabajo como piloto de globo aerostatico”.
Łukasz Mikielewicz: Czyli po hiszpańsku: „Szukam pracy jako pilot balonu”.
Skąd znasz hiszpański?
Inicjatywa osobista. Postanowiłem w 2013 r., że muszę nauczyć się hiszpańskiego. Pół miliarda zna ten język. Sami Hiszpanie twierdzą, że jest jednym z najtrudniejszych na świecie, ale mnie to śmieszy. Mówią: „Aby mówić naprawdę dobrze, literacko, to jest trudny”. No to wtedy pytam, czy jest jakiś język, do którego ta zasada nie pasuje?
Podobno języków znasz siedem.
Już sześć, rumuński „wyparował”. Dawno nie mówiłem w tym języku i bałbym się powiedzieć, że go znam. Byłem w Rumunii w ramach European Solidarity Corps.
Skąd miałeś na to wszystko pieniądze?
Studiowałem, a to korzystny czas. Latem pracowałem, zarabiałem, latając balonami, mieszkałem z rodzicami, to nie wydawałem tak dużo pieniędzy. Minusem tej pracy jest tylko to, że pięć miesięcy wiosny i lata jest wyjętych z życia. Taki los baloniarza. Do tego w Rumunii miałem małe stypendium.
Gdy mieszkałem w Barcelonie, uczyłem prywatnie angielskiego. Jest program, gdzie rodzina zaprasza do domu, aby z nią mieszkać. W moim przypadku mama chłopca chciała, żeby trochę poduczyć go angielskiego. I gdy przyjechałem, to rozmawiałem tylko po angielsku. Okazało się, że trudno nawet po hiszpańsku, bo to była katalońska rodzina.
Aż kusi zapytać o Katalonię, ale nie wiem, czy chcesz poruszać ten temat.
Możemy porozmawiać. Katalończycy to ogromny naród. W samej Katalonii mieszka 6 milionów osób. I to tylko kataloński comunidad autónoma. A jeśli mówimy o tak zwanej Cataluña Grande, Walencja, Baleary, to mówimy już o bardzo dużej grupie osób. To nawet 15 milionów osób mówiących po katalońsku.
Mówiących – a utożsamiających się z narodem?
To już trzeba robić inne badanie, ale myślę, że dużych rozbieżności by nie było. Co ciekawe, gdy pojechałem do Walencji, myślałem, że wreszcie po hiszpańsku porozmawiam. Nie, tam również kataloński. Zresztą, Cataluña Grande to wielkie terytorium.
Popierasz niepodległość Katalonii?
Popieram prawo narodu do decyzji. Ta kwestia pokazuje pewien paradoks, że Hiszpania nie chce przeprowadzić referendum na wzór Szkocji. Mają durne przeświadczenie, że na temat Katalończyków musi wypowiedzieć się cały kraj.
Imperializm demokratyczny?
Coś takiego. Cały kraj ma decydować na temat skupiska narodowego w części kraju. Nie mówimy o sytuacji jak w przypadku Krymu czy DNR, ale o narodzie z wiekowymi tradycjami, językiem…
Hiszpanie powiedzą, że to ekstremistyczna idea. Jednak fakty są takie, że Katalończycy jeszcze za czasów Franco, nacjonalisty przecież, byli wyniszczani. Zakazywano nadawania dzieciom katalońskich imion. Dlatego wielu Katalończyków bycie częścią Hiszpanii boli. Zupełnie nie chcą się utożsamiać z tym krajem. I pięknie ich rozumiem. Są też Katalończycy, którzy nie popierają.
Nie popierają niepodległości?
Tak, ale to normalne, że w żadnej kwestii nie ma 100-procentowej zgodności. I na Wileńszczyźnie są tacy, którzy uważają, że na przykład kwestia nazwisk nie jest taka ważna. Jak jeden z najuczciwszej partii.
Tomaszewski?
Nie tylko on. Ale chyba nie chcemy o tym rozmawiać. Wiemy, jak jest, że ZPL i partia to już teraz jedno. A kwestia nazwisk była im bardziej przydatna nierozwiązana, bo wtedy było o czym krzyczeć, że krzywdzą Polaków. Przyszła Dobrowolska i w rok załatwiła sprawę. Wprawdzie nie do końca, ale zrobiła duży krok, którego oni nie chcieli.
Teraz mogą nie wejść do Sejmu.
Sejm sejmem, ale są jeszcze samorządy. W solecznickim (rejonie – przyp. red.) wygrają na 100 proc., a w wileńskim… Też chyba wygrają. Myślę, że dopiero następne mogą realnie przegrać.
A jakie nastroje są w Niemenczynie?
Z Niemenczyna jestem tylko fizycznie.
A mentalnie?
Z Kolumbii! Łacińska Ameryka trzyma mnie niczym dom. Po hiszpańsku mówię swobodnie. Przyłapywałem się tam na takiej myśli, że nie mam odczucia, że jestem gdzieś poza domem.
Masz plan tam wrócić?
Wyznaję takie motto: zjem obiad, a wtedy zobaczę. I dziś jeszcze obiadu nie jadłem, to póki co nie wiem (śmieje się).
Lugoameryka, Iberoameryka – to jedna Ameryka Łacińska czy podzielony kontynent?
Na ten temat nie mam wiele do powiedzenia, ale mówiło się o narco wars (wojnach narkotykowych – przyp. red.). Między innymi, kiedy Rosja napadła Ukrainę, mówiono: „Mamy wojnę w Kolumbii, a nikt na to nie patrzy, wszyscy mówią o Ukrainie”. Powiem ekstremalnie: nawet Palestyna jest kwestią lokalną, jakkolwiek by mówić. A na Ukrainie jest zalążek III wojny światowej.
A walczyłbyś za Litwę, gdyby Rosja zaatakowała?
Nie za bardzo umiem, ale chyba czas nauczyć się. Zawsze byłem antymilitarny. 24 lutego zmieniło się wszystko. Z orkami nie można negocjować. Negocjować można z cywilizowanymi. Z orkami trzeba walczyć.
Poglądy zmieniły się?
Jestem dziś o wiele bardziej otwarty i tolerancyjny niż kiedyś, ale temat Rosji pozostaje wyjątkiem. Miałem kolegę na studiach, Tomasa. Miałem wtedy lat 19, on 25, a teraz sam jestem starszy niż on wtedy. I mieliśmy liczne dyskusje, na temat nacjonalizmu, na temat mniejszości, nie tylko narodowych. I rozmawialiśmy. I faktycznie zmieniłem się, ale nie w stosunku do Rosji.
A co, jeśli to była indoktrynacja?
Jeśli to indoktrynacja, po której jestem bardziej tolerancyjny, spokojniejszy, mam więcej szacunku do ludzi i debaty, to jestem tylko za (śmiech).
Komuniści nie indoktrynowali? Żeby być otwartym na potrzeby proletariatu?
Mówimy o okupantach, nie komunistach. Okupanci przejęli wizerunek komunistów. Mam znajomych komunistów i są dalecy od tego, co widzieliśmy w Związku Sowieckim. Niemniej nie zgadzam się z żadną skrajnością, a taką jest komunizm. Komunizm to utopia. Bawią mnie niewierzący wyznawcy komunizmu, którzy przecież wierzą w coś tak nierealnego jak komunizm.
Wiadomo, że dziki kapitalizm i liberalizm bez kurka nie są rozwiązaniami. Widzimy, co dzieje się z liberalizacją rynku energetycznego na Litwie, jaki jest chaos.
System działałby dobrze, gdyby ludzie byli sprawiedliwi, a tacy nie są. A nie wierzę w zwyciężanie zła dobrem.
Nie wierzysz? Ale jednak rozmowy z kolegą Tomasem coś uświadomiły. Dobry przykład potrafił zmienić myślenie.
On mi po prostu zadawał pytania, na które musiałem znaleźć odpowiedź. Nie wiem, czy to dobra taktyka do zwalczania złych ludzi. Oni nie będą czuli się zobowiązani do odpowiadania przed kimkolwiek. Tomas mnie prowokował, nic mi nie wyjaśniał.
Jest taki moment, że gdy bardzo się emocjonujesz i nawet pytanie odbierasz jako atak, to zaczynasz zastanawiać się, czy ten wyznawany pogląd naprawdę jest twój.
A jak rozpoznać, co tolerować można, a czego nie?
Tolerować wybory, gusta i osobowość każdego, jeśli to nie wpływa na moje życie osobiste. Wiesz, podaję od niedawna taki przykład. W Wilnie są beznadziejne kluby nocne. I myślałem, że jestem nietańczącym człowiekiem.
Gdy byłem w Rumunii, koleżanka zaprowadziła mnie na techno. Ale takie dobre techno, z dobrymi didżejam. I wtedy odkryłem, że to jest dla mnie. W innych klubach nocnych oczekuje się, że w tańcu będziesz wykazywał jakąś interakcję. Tutaj nic, rób co chcesz. Jak medytacja. Jeśli ktoś odkryje jakąś cząstkę siebie, że to jest właśnie jego, jeśli ktoś inaczej chce się ubrać, żyć inaczej… To po co robić z tego problem? Niech żyje! I nie myślę, że jak ktoś zobaczy, że można inaczej, to się tym zarazi czy nauczy. Albo jakiś jesteś, albo nie będziesz, choćby nie wiem, jak cię przekonywali.
No dobrze, a ochrona dzieci?
Z dziećmi trzeba rozmawiać. Jeśli chcesz bez wyjaśniania dziecku świata świat od niego odciąć, żeby tylko nie daj Boże nie zobaczyło czegoś nie po Twojej myśli albo czegoś, czego nie będziesz chciał wyjaśniać, to… To nie miej dzieci. I przestań czytać tylko takie media, z którymi się zgadzasz.
A ty czytasz media, z którymi się nie zgadzasz?
Staram się znać inne punkty widzenia, żeby rozumieć, dlaczego mogę się z nimi zgadzać lub nie.
Polskie media na Litwie też czytasz?
Niespecjalnie. Włączam Google, lecę po nowościach i jeśli się trafią polskie media na Litwie to fajnie. Ale zazwyczaj się nie trafiają. Wybieram te media, które potrafią krytykować wszystkich. Na przykład LRT już nie potrafi. To czuć, że złego słowa o obecnej władzy powiedzieć nie chcą. Nie krytykują Šimonytė, a naprawdę powoli zaczyna być za co krytykować.
Myśmy mieli o balonach rozmawiać!
No rozmawiamy, jakoś to chyba z balonami jest związane.
10 lat temu twój tata, Roman, opowiadał „Kurierowi” o balonach.
Dokładnie 10 lat temu otrzymałem swoją licencję baloniarską. W lipcu 2013 r., to 9 lat temu, a zacząłem uczyć się rok wcześniej, czyli 10 lat temu.
Co roku są takie kursy – zbierają minimum pięciu chętnych i się uczą. Po egzaminach latają indywidualnie z instruktorami.
Wilno miało rezygnować z balonów. Dlaczego?
Nie Wilno, to głębszy temat, przydałby się oddzielny artykuł. Jeśli mam streścić, to chodzi o Oro navigacija (pol. Nawigacja Powietrzna, kontroler ruchu powietrznego na Litwie). Mają obawy, których nie podzielają nawet piloci.
A jakie plany dalsze? Całe życie na balonie?
Powiem po obiedzie (śmieje się). Są licencje A, B, C i D wg wielkości balonów. Latam na kategorii C (krótko po rozmowie Łukasz otrzymał licencję kat. D – przyp.red.). I pomyślałem sobie „Hej, mogę na tym postawić swoje życie”. Latem pracować na Litwie, dwa miesiące wolnego, wtedy praca poza sezonem za granicą… A w Chile przez cały rok jest sezon. Gdy wróciłem na Litwę, to od razu mój szef z Chile zachęcał, bym wracał i latał.
A pilotów brakuje, więc nikt mnie nie podsiądzie. Nie każdy chce rzucić wszystko i jechać mieszkać w jakiejś wsi przy granicy Argentyny i Boliwii i spędzić tam sześć miesięcy. Mam za sobą ponad 1 000 godzin w powietrzu, a większość dochodzi do tego poziomu w okolicach 35. roku życia, więc doświadczenie mam. A podróże są dobre. Uczą zrozumienia. Jestem bardziej tolerancyjną osobą niż kiedykolwiek. Jedyny moment, kiedy jestem radykalny, to wojna w Ukrainie. Rosja musi upaść jako carat raz na zawsze.
Miałem raz taką sytuację w Meksyku: wojna już trwała, to był środek maja. Mówią coś o NATO, ale bez przekonania. Powtarzają te kremlowskie slogany. Więc powiedziałem: „To nie będzie dyskusja, ja będę mówił, a wy będziecie słuchać i uczyć się, bo nic na ten temat nie wiecie”. Powiedziałem wszystko, co wiem. Że Rosja to imperium zła. Od Związku Sowieckiego nic nie zmieniło się.
A u was czarnoskórych biją. Co z Ameryką?
Oczywiście pojawił się ten argument, bo Ameryka Łacińska jest genetycznie przeciwna Stanom Zjednoczonym. I powiedziałem, że USA to też zło, to też imperium. Ale zbudowane na innych zasadach. Włazi do krajów, gdy ma interes. Kradnie, ale nie robi ludobójstwa. Spróbowali tego w Wietnamie i co? Opinia publiczna nie pozwoliła. A Rosja nie ma opinii publicznej, nie musi się z tym liczyć. Nieważne, ilu żołnierzy wróci bez kończyn, ile złamanych dusz przerazi swoje matki – to wszystko jest nieistotne w tym kraju krzywych zwierciadeł. Swoje ludobójstwa nazywają mistyfikacją tylko pro forma. Sami Rosjanie wiedzą, że są dwie prawdy: oficjalna i ta druga.
Rosja to temat, w którym porzucam swój antymilitaryzm.
Ta rozmowa o balonach nam nie wychodzi. To może o Wileńszczyźnie? Zostajesz na Litwie?
Trudne pytanie. Mieszkałem ponad pięć razy poza domem i to w różnych krajach, ale nigdy dłużej niż rok. Z kolei w Ameryce byłem całkiem sam.
Nie było chwili, kiedy myślałeś „ale bym teraz chciał zobaczyć Niemenczyn”?
Nie. Nie wiem, czy są miejsca, za którymi tęsknię do bólu.
A Barcelona, w której spędziłeś trochę czasu?
Tamtej Barcelony już nie ma. Koledzy ze studiów rozjechali się. Ale na przykład Mexico City – tam prowadziłem ciekawe życie i tam wróciłbym raz jeszcze. Ogólnie Meksyk jest najciekawszy z tych wszystkich krajów.
Czyli na ziemi nie masz kotwicy?
Nie mam, dlatego latam. Kto wie, może kiedyś w kosmos (śmiech). Podróże i języki to już część mnie. Nawet dawna przyjaciółka, z którą w momencie poznania mówiłem jeszcze po angielsku, a już w Meksyku po hiszpańsku, wspomniała, że wraz z hiszpańskim przyszły zmiany w moim charakterze. Mówi: Me gusta mucho Lucas latino, más que Lucas gringo (pol. bardziej lubię Łukasza łacińskiego, niż Łukasza gringo).
Uważasz się za fenomen na tle Polaków z Litwy pod względem spojrzenia na świat?
Nie do końca rozumiem pytanie. Znaczna część Polaków na Litwie mieszka swoim małym podwórkowym życiem i nie ma w tym nic złego. Nie każdy musi myśleć globalnie, szeroko. Byleby tylko nie być ignorantem. Inna kwestia, że tacy ludzie w dużej mierze oglądają rosyjską telewizję i sam rozumiesz, jakie są tego plony. Żyją w mentalnej Rosji. Żarciki, internet, Comedy Club, powiedzenia. Na tyle siedzą w tym ruskim świecie, że uznają, że wszyscy to rozumieją i jest to normalne.
„Я знаю пароль, я вижу ориентир” (pol. Znam hasło, widzę punkt orientacyjny – słowa popularnej rosyjskiej piosenki pop)?
Tak! Na przykład pasażer zagadał pracownika, mówi „nieliotnaja pogoda” (pol. pogoda nie sprzyja lataniu). W litewskim nie ma takiego wyrażenia. Ale to ich świat. Jak nie rosyjski, to zruszczony. Mówią to z przekonaniem, że wszyscy dookoła zrozumieją i rozumieć muszą. Idziesz na imprezę i rosyjska muzyka. Toasty po rosyjsku. To gdzie tu ci Polacy?
No ale – czujesz się jak fenomen?
Czuję, że wylazłem z tego światka, ale to nie jest problem tylko na Litwie. Jestem bezdomnik, jak to babcia mnie nazwała (śmiech). Gdy nauczałem w Ekwadorze, większość dzieci miała jedyne marzenie: I want to work in United States (pol. chcę pracować w Stanach Zjednoczonych). I to jest inny rodzaj prowincjonalizmu, z drugiej strony. Pracować w Stanach, mieszkać w Nowym Jorku, bo prestiż. Większość nie wyjeżdżała ze swojej wioseczki z przykładowej Kolumbii. Taka Wileńszczyzna, tylko w większej skali. Marzenia z telewizora.
A Wileńszczyzna nie może być dla Litwy skarbem? Polacy na Litwie znają na starcie więcej języków.
Szczerze, nie lubię mówienia, że znamy kilka języków. Weź 100 losowych Polaków z Litwy i przeegzaminuj ich, jak znają język polski, rosyjski i jak litewski. Kładę 100 euro na stół (zakładam się o 100 euro – przyp. red.), że ponad 50 proc. tych osób nie zaliczy żadnego z egzaminów z wynikiem wyższym, niż 50 proc. Nawet rosyjskiego, choć tu największe szanse by mieli. Co najsmutniejsze, statystyczny Polak Wileńszczyzny rosyjski zna najlepiej.
Młodzież gorzej zna rosyjski.
To znaczy, że żadnego już nie znają. Może litewski trochę. Typowy Polak na Litwie mówi po polsku, jest w stanie komunikować się po polsku, ale gdy pojedzie do Polski, mówi po polsku jak w języku zagranicznym.
Czytaj więcej: O wojnie naszej, którą wiedziemy z uczniami, ich rodzicami i resztą świata… Uczniowie polscy najłatwiej zaliczają język rosyjski
Krytyka krytyką, a jakie rozwiązanie proponujesz?
Odcinać Rosję od naszej kultury. I to już się dzieje. Mniej rosyjskiej muzyki, mniej telewizji, kultury niż kiedyś. To oczywiście efekt wojny.
Rosyjski to po prostu kolejny zagraniczny język. Trzeba wykarczować przekonanie, że to jest jakiś „nasz” język. I nie mówię o wynaradawianiu lokalnych Rosjan, z tym nie wolno mylić. Litewscy Rosjanie są odpowiedzialnymi obywatelami i rozumieją, że Rosja to organizacja terrorystyczna.
Zależy ci na tym, aby Polacy na Litwie nie zniknęli, a rozwijali się?
Oczywiście. Ale słychać dużo smutnego. Szczególnie na ulicach Niemenczyna. Ludzie żyją silnie w mentalnej Rosji i to nie służy przetrwaniu unikatowej mniejszości.
A skandal wokół polskich szkół?
Zobacz, jak zabawnie to brzmi: „skandal wokół szkół”. Gdzie tu atak na polskie szkoły, jeśli na całej Litwie zamykają małe szkoły? Wątpię, że ktoś usiadł i stwierdził, że „pozamykajmy te szkoły, bo są polskie”. To raczej polityka niszczenia małych szkółek, co jest problemem na innym tle.
Zgadzasz się z tą polityką?
Nie mam dużej wiedzy na ten temat, więc na temat małych szkół nie wypowiem się. Ale widzę, że od kiedy zaczęła się wojna, to widać więcej protestów z wielkimi plakatami: „ratujcie Polaków”, „nie pozwólcie” i tak dalej. Najgłośniej zrobiło się właśnie z wojną. Wojną, w której ogromny agresor „ratuje” mniejszości narodowe i pokrzywdzonych, a tu przed ambasadami mamy protesty, że niby mniejszości narodowe są uciskane, a nie są.
Jestem baloniarzem. Zdarza się, że widzę jakiś błąd w pracy. Mógłbym zacząć krzyczeć na widok błędu. Ale nie zrobię tego, bo nie chcę straszyć pasażera. Poprawię po cichu, a pomocnikowi szepnę, żeby uważał na przyszłość, bo to kwestia bezpieczeństwa.
A jeśli naprawdę zależy im na szkołach, a władza nie zostawia wyboru?
Może być i tak. Pewnie i jest. Ale to jest niebezpieczna gra. I to się inaczej załatwia. Nie dawać argumentów na rosyjski młyn propagandy.
To może nie prześladować Polaków?
Od czasu Gruzji, od Krymu, od Donbasu widzimy i czujemy, że to już nie jest ten litewski nacjonalizm. Dostaliśmy po części nazwiska, coś, co myślałem, że nie stanie się przez następne 30 lat. A to tylko jedna z oznak zmiany podejścia. Nie ma już tendencji do traktowania Polaków jako tych gorszych i to najważniejsze.
Wróćmy do oświaty.
To nie jest atak na Polaków. Nie tym razem – bo znamy nieprzyjazne zachowania Litwy z przeszłości. Tym razem jest to problem organizacji oświaty. Polak na Litwie nie nosi już tej stygmy, jak jeszcze 10 lat temu. Jak już będę miał trochę czasu i zmienię nazwisko na oryginalną pisownię, choć jeszcze bez „Ł”, będę i tak podpisywał się przez „Ł”. Niech przyzwyczajają się (śmiech). Ale już mam „cz”, już mam „w”…
Trochę buntownik z ciebie.
Zasługuję na te prawa. Chcesz dalej o balonach? (śmiech)
Wystarczy tej polityki! Dzięki za rozmowę.
Rozmawiał Apolinary Klonowski