Więcej

    Okupacyjna wigilia 1943 r.

    Czytaj również...

    W nocy z 22 na 23 grudnia 1943 r. oddział Armii Krajowej por. „Szczerbca” przeprowadził rajd zaopatrzeniowy na miasteczko i folwark Taboryszki. Boże Narodzenie 1943 r. żołnierze spędzili we wsi Kamionka oddalonej kilka kilometrów od Turgiel. Na przełomie roku 1943 i 1944 uderzyli również na to miasteczko. Był to początek wolnej Rzeczypospolitej Turgielskiej.

    W 1942 r. według litewskiego spisu ludności, już po wymordowaniu ludności żydowskiej, w Kamionce mieszkały 254 osoby. Budynek szkoły powszechnej, w której por. Gracjan Frog „Szczerbiec” zarządził w grudniu 1943 r. zorganizowanie świąt, wybudowany został w 1920 r. Znajdował się naprzeciwko kościółka po drugiej stronie ulicy. Żołnierz 3. Brygady AK Olgierd Christa „Noc” zapisał we wspomnieniach: „Kamionka była to większa wieś kościelna leżąca z dala od głównych szlaków komunikacyjnych. W przygotowaniach do wieczerzy wigilijnej pomagali nam mieszkańcy wsi podnieceni faktem obecności polskiego wojska, które ostatnio mieli okazję oglądać w 1939 r. W budynku szkolnym rozstawiono stoły, przykryto lnianymi obrusami, pod którymi, jak każe tradycja, znalazło się siano. Była też udekorowana choinka”.

    Czytaj więcej: Major „Wilia”

    Henryk Rasiewicz „KIM”, autor kolęd i piosenek partyzanckich, w tym hymnu 3. Brygady „Na znojną walkę

    „Pomagali nam mieszkańcy”

    Z kolei o samych przygotowaniach świątecznych Marian Korejwo „Milimetr” tak pisał: „Wieś Kamionka była to duża i szeroko rozprzestrzeniona miejscowość z kościołem. Po przybyciu do wsi «Szczerbiec» oświadczył, że zatrzymamy się tutaj na święta i odbędziemy wspólną wigilię. Gdy rozlokowaliśmy się po kwaterach komendant wezwał do siebie mnie, Franciszka Gradziewicza «Bosego», Romualda Rajsa «Burego», Henryka Rasiewicza «Kima». Oświadczył, że należy na wigilię i święta zorganizować partyzancki »kominek« z tańcami, na który zaprosimy całą ludność Kamionki, jak również ludzi z pobliskich osad i majątków. Polecił przygotować część artystyczną. Przyjęliśmy rozkaz z entuzjazmem, gdyż polecenie to automatycznie zwalniało nas od pełnienia wart w okresie świąt żmudnej służby. Oprócz zmontowania części artystycznej mieliśmy zadanie udekorowania sali, gdzie odbędzie się wigilia, a co najprzyjemniejsze, zaprosić na nią ludność z sąsiedztwa. Wiadomo było, że wizyta w każdym majątku będzie kończyć się obfitym poczęstunkiem serwowanym przez piękne córki gospodarzy. Natychmiast dokooptowaliśmy kilku innych kolegów. Wzięliśmy się do roboty. Co prawda nasza robota polegała główne na podsuwaniu «Kimowi» odpowiednich melodii, a on do tych melodii układał słowa. Trzeba było podziwiać łatwość, z jaką przychodziło mu tworzenie utworów. Podczas jednego popołudnia wymyślił cały szereg kupletów, piosenek, wierszy. Nam pozostało jedynie szybko uczyć się słów jako, że mieliśmy tworzyć chór rewelersów”.

    Niewielki kościółek p.w. Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, do którego w pierwszy dzień świąt żołnierze udali się na spóźnioną pasterkę, wybudowany został w końcu lat 20. XX w. Do świątyni dojeżdżał najczęściej proboszcz z Turgiel. W tym kościele, zanim trafił do brygady „Szczerbca”, przygrywał na organach zazwyczaj w czasie niedzielnej sumy, pochodzący ze wsi Nigibany koło Onżadowa, Tadeusz Pszczołowski „Sambor”. Dowódca plutonu Władysław Markowski „Dżumba” tak zapamiętał te święta: „Stoły były nakryte białymi obrusami, a po nimi rozłożono siano. Na stołach pośrodku na białych talerzach leżały opłatki. Jedzenie podawano niezbyt wyszukane ale braków nie było. Przybyli zaproszeni goście, ksiądz, kilku cywili z siatki terenowej AK. Komendant wygłosił uroczystą mowę a następnie dzielił się opłatkiem ze wszystkimi”.

    Czytaj więcej: Czytaj więcej:

    „Bóg się rodzi”

    W Kamionce odbyła się wieczerza wspólna dla żołnierzy i mieszkańców. Były wigilijne potrawy, życzenia, opłatek, kolędowanie, pasterka, spóźniona przez przybycie księdza dopiero rano, a także występy artystyczne i tańce. Henryk Rasiewicz „Kim” ułożył wówczas kolędę partyzancką na melodię „Bóg się rodzi” i przerobił tekst kolędy „Wśród nocnej ciszy”. Utwór pierwszy został potem wydrukowany, już pod okupacją sowiecką Wileńszczyzny, w podziemnej „Niepodległości” z 20 grudnia 1944 r. i opatrzony tytułem jak niżej.

    „Kolęda żołnierzy Polskiej Armii Krajowej na Wileńszczyźnie”: Bóg się rodzi, moc truchleje,/Pan niebiosów obnażony!/Treuga Dei!/Już ostatni pocisk został wystrzelony.//Bomb lotnikowi nie stało,/Miasto zarzucił gwiazdami,/A słowo ciałem się stało/I mieszkało między nami.//Podnieś rączkę, Boże Dziecię,/Pobłogosław ziemię całą,/Tyle smutku jest na świecie,/Miast kolędy łzy Cię chwalą.//I wejrzyj na Polskę całą,/Na jeziora, pola w lesie/By słowo ciałem się stało/Dziś kolęda pokój niesie.//Echo wystrzałów ustało/Grać morderczymi kulami,/A słowo ciałem się stało/I mieszkało między nami.

    Powstało wówczas także wiele krótkich satyrycznych, modnych wówczas, wierszyków ułożonych na por. „Szczerbca”, oficerów sztabowych i znanych z brawurowych wyczynów kolegów.

    Czytaj więcej: „Kotka” z Rossy

    „Zamigotały pierwsze gwiazdy na niebie”

    Na okres świąt drogi wjazdowe do Kamionki zostały zamknięte przez wartowników. Patrole penetrowały okoliczny teren, aby niepożądani goście, np. partyzanci bolszewiccy, niespodziewanie nie zakłócili Bożego Narodzenia. Nic takiego nie zdarzyło się. Jednym z wartowników był wówczas niedawno przybyły z Wilna do oddziału Edward Ryśnik „Pantera”. Jerzy Ossowski „Osa” relacjonował: „W szkole w oknach rozbłysły światła. Zaczęły się schodzić kolejne drużyny. W końcu wszedł do szkoły «Szczerbiec» ze świtą. Z uwagą obserwowałem drogę i rozległe, oświetlone blaskiem księżyca, zaśnieżone pola. Gdzieś w oddali migotały światła w oknach samotnego domu. Później w tym domu kilkakrotnie kwaterowałem. Był to folwark Ancuny. Dochodził gwar ze szkoły. Myśli zaczęły się tłoczyć. Tak daleko dom rodzinny [w Starej Wilejce] i najbliżsi. Od miesiąca nie ma już od nich żadnej wiadomości. W wyobraźni widzę ich przy stole wigilijnym ale czy są wszyscy? Kłębiące się myśli trwające kilka chwil ucina hałas otwieranych drzwi w szkole i głośna rozmowa prowadzona przez wychodzącą stamtąd kilkuosobową grupę. Kierują się do bramy wiodącej na podwórko kościółka. Pomyślałem: «Chyba inspekcja». Jednocześnie rozpoznaję komendanta „Szczerbca”, «Burego», Zygmunta Kuleszę «Maroczego», Władysława Markowskiego «Dżumbę» oraz przyjaciół ze Starej Wilejki, Roberta Nakwasa-Pugaczewskiego «Okonia» i Jana Murawińkiego «Szczupaka». Zatrzymałem ich przepisowym «Stój! Kto idzie?». Chcę się meldować: «Panie komendancie, sekcyjny «Osa», ale «Szczerbiec» przerywa. Mówi: «Daj spokój dziś regulaminowym przepisom, chcę ci złożyć życzenia». Podszedł. Przełamaliśmy się opłatkiem, uściskaliśmy pocałowaliśmy. Życzenia były jedne: «Byśmy doczekali przyszłych świat w wolnej i niepodległej ojczyźnie». W gardle ściska ale na wzruszenia nie ma czasu.. Podchodzą pozostali i znów życzenia, uściski, braterskie ucałowania. Za chwilę odchodzą wszyscy do kolegi pełniącego wartę z drugiej strony szkoły, na cmentarzu u wylotu drogi do dworu Kamionka. Po dochodzących ze szkoły odgłosach domyślałem się, że coś się tam dzieje. Przy pierwszej kolędzie przyszła zmiana. Czekała na mnie kolacja wigilijna. Bigos i coś tam jeszcze”.

    Władysław Markowski „Dżumba” zapisał we wspomnieniach: „Tej nocy moja drużyna pełniła służbę wartowniczą. Po akcji na Taboryszki musieliśmy być czujni. Siedzieliśmy przy wspólnym stole tuż przy drzwiach w pełnym rynsztunku i uzbrojeni, gotowi w przypadku alarmu pierwsi wybiec na stanowiska. »Szczerbiec« nie zapomniał o wartownikach. Obeszliśmy wszystkie warty aby podzielić się opłatkiem też z tymi, którzy w uroczystości nie mogli brać udziału. Po kolacji zaczęły się śpiewy, posypały się kawały. Koledzy przygotowali miłą niespodziankę odśpiewując kilka kolęd partyzanckich w przeróbce »Kima«. Odegrali też »operę« specjalnie na tą uroczystość ułożoną”. Wspomniany Tadeusz Pszczołowski „Sambor” zapamiętał z tych świąt podobne epizody: „Podstawowym daniem wigilijnym był smakowity bigos na mięcie. Dostaliśmy szklanicę samogonu – po «falbanki» – tzn. po brzegi. Witold Radecki-Mikulicz «Swing» wystąpił z cyklem swoich świetnych »pijackich« monologów. Odśpiewano oczywiście cały repertuar [piosenek] «bunkrowych» wzruszając cywilów. Na wspólnej wigilii byli bowiem przedstawiciele wsi, no i oczywiście dziewczęta, z którymi ruszono w tany”.

    Z kolei Olgierd Christa „Noc” zapisał we wspomnieniach: „Sala [szkolna] nie mogła pomieścić 80 ludzi, a tylu liczył wówczas oddział. Dokonywano więc zmian przy stole wigilijnym. Każda drużyna, czyli dowódca i 10 partyzantów, radziła sobie urządzając też kolację w miejscach zakwaterowania. Po wigilii wszyscy oprócz wartowników uczestniczyli w imprezie, na którą złożyły się tańce z miejscowymi dziewczynami, śpiewy kolęd oraz część artystyczna z humorystycznymi scenkami przygotowana od kierunkiem Henryka Rasiewicza «Kima». Po kolacji dowódca obszedł warty na skraju wsi i na miejscu służby składał życzenia. Atmosfera była podniosła i rodzinna. Spora w tym zasługa miejscowej ludności, której serdeczność utkwiła nam na długo w pamięci i nie należy się temu dziwić, gdyż Kamionka znana jest z patriotyzmu do dnia dzisiejszego. Typowe wileńskie święta Bożego Narodzenia charakteryzowała śnieżna i mroźna noc”.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    KOościoł w Kamionce , widok współczesny. 25 grudnia 1943 r. została tam odprawiona pasterka dla żołnierzy oddziału por. „Szczerbca” i mieszkańców

    Czytaj więcej: Prezentacja kalendarza 2023 r. „Wilno Józefa Mackiewicza” i spotkanie z prof. dr hab. Tomaszem Balbusem

    „O Panie, któryś jesteś w niebie…!”

    Nabożeństwo, które odbyła się rano 25 grudnia 1943 r., wraz z mową do mieszkańców komendanta oddziału, również zostało przedstawione w relacjach uczestników. Edward Ryśnik „Pantera” pisał: „Na pasterkę chłopcy przywieźli księdza z Turgiel. Przyszło bardzo dużo ludzi do kościoła. Po mszy «Szczerbiec» przemawiał do ludności. Wtedy często jeszcze ci ludzie nie wierzyli, że działają już polskie oddziały partyzanckie. Obawiano się prowokacji. Mówili, że to przebrani Niemcy lub Litwini zamierzający wyłapać młodzież wyrażającą chęć pójścia do partyzantki”. Jerzy Ossowski „Osa” relacjonował: „Nazajutrz, w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia, już od świtu zaczęli się zjeżdżać i schodzić do kościoła mieszkańcy okolicznych wsi, zaścianków, folwarków. W dni świąteczne zwykle przyjeżdżał ksiądz z parafii w Turgielach. Chyba około godz. 8.00 eleganccy drużynami schodzimy się na zbiórkę przy kościele. W momencie kiedy ksiądz został dowieziony przez organistę Tadeusza Pszczołowskiego «Sambora» rozpoczęło się przygrywanie na chórze. Weszliście wtedy do zatłoczonego ludźmi kościoła. Mszę ksiądz odprawił w błyskawicznym tempie. Zdążyliśmy zaśpiewać zaledwie kilak kolęd (…). Na zakończenie ośpiewaliśmy «Boże coś Polskę». U wielu w oczach zakręciły się łzy, a przy słowach «Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie!», głosy śpiewających drżały. Wydawało się, że śpiew zamienia się w szloch. Po zakończonym nabożeństwie stanęliśmy drużynami przed kościołem (…). Ktoś z cywili nas przywitał. Potem była defilada. «Szczerbiec» z żoną [Janiną] i kilkoma cywilami oraz «Bury» i ppor. Jan Kasprzycki «Joe» byli u nas najpierw na śniadaniu. Goście i gospodarze kwatery zajęli miejsc przy stole. Wszystkim smakowało. Panie dopytywały się o przepis na tort makowy. Śniadanie w naszej drużynie było początkiem odwiedzin przez «Szczerbca» pozostałych drużyn. Przy okazji komendant wyraził zgodę na zorganizowanie wieczorem potańcówki więc z «Dżumbą» i całą drużyną wyjechaliśmy w teren po orkiestrę i dziewczęta. Już w odległym o kilka kilometrów zaścianku Jedubka w pierwszym domu powitały nas radośnie dziewczyny, a marszem grajkowie. Kilka godzin później wracaliśmy do Kamionki w kilkanaście sań z roześmianymi dziewczętami i muzykantami. Zabawa, tańce, śpiewy i występy trwały do później nocy. Następnego dnia opuszczaliśmy gościnną Kamionkę. Oddział wyruszał do wsi Piełokańce jedynie drużyna «Dżumby» otrzymał rozkaz udania się w okolice Czarnego Boru po [lekarza ppor. Lecha Iwanowskiego] «Lanceta» powracającego do oddziału z Wilna. 27 grudnia, kiedy już z «Lancetem» przyjechaliśmy wieczorem do Piełokaniec, dowiedzieliśmy się, że nasz oddział gości partyzantów [cichociemnego por. Adama Boryczki] «Tońki»”.

    Wspomniany tutaj Władysław Markowski „Dżumba” relacjonował: „Rano w kościele odbyła się uroczysta msza. Kościołek był zapełniony miejscową ludnością. My staliśmy między ławkami w środku. Ksiądz odprawiał nabożeństwo, [Tadeusz Pszczołowski] »Sambor« przygrywał na organach. Śpiewaliśmy kolędy. Myśli ulatywały w dal, pod rodzinny dach, do naszych matek i ojców, do sióstr i braci. Na zakończeniu mszy odśpiewaliśmy partyzancką modlitwę »O Panie, któryś jesteś w niebie, wyciągnij sprawiedliwą dłoń!«. Na krótko zapanowała cisza. Potem rozległo się »Boże coś Polskę«. Śpiewał cały kościół. Po mszy »Szczerbiec« zarządził zbiórkę przed kościołem. Padło »W prawo zwrot! Ze śpiewem na kwatery marsz!«. Gospodarze ponownie urządzali przyjęcia, zapraszali do stołów, gościli. Kamionkę opuściliśmy zaraz po świętach udając się w kierunku północnym”.

    Zachowany w zbiorach prywatnych list zwiadowcy konnego Tadeusza Żuka „Kota” do przyszłej żony, datowany 26 grudnia 1943 r., tak skrótowo informował o przebiegu tych świąt: „Kochana Niko. Jest okazja to piszę kilka słów na tym świstku papieru, bo innego nie mam. Więc, jak dotąd powodzi mi się doskonale. Nabieram wstrętu do słoniny i mięsa. Wigilię miałem też dobrą. Rozmaitości w jedzeniu nie było. Opłatek, odrobina kisielu, śledzików doskonałych powyżej uszu i piernika z kawą, nie licząc kilku cukierków. Pierniki jadłem przez cały dzień świąt. Dzisiaj mamy drugi dzień świąt. Południe. Nic specjalnego u mnie nie słychać. Kupione buty nosiłem zaledwie dwie doby. Teraz mam śliczne buty angielskie i robocze bryczesy. Marynarkę także zamieniłem (…). Nazywam się teraz «Kot». Jem, śpię, palę, śpiewam, jeżdżę konno”. W oddziale w tym czasie dopiero powstawał zwiad konny w sile drużyny, który następnie rozrósł się do szwadronu dowodzonego przez rtm. Władysława Kitowskiego „Groma”. Powyższy list „Kota”, skromny informacyjnie, warunkowany był obowiązującą w oddziale cenzurą prewencyjną. Niedługo świętach Bożego Narodzenia, w nocy z 28/29 grudnia 1943 r., podkomendni por. „Szczerbca” i por. „Tońki” uderzyli na Turgiele, dając tym samym początek organizacji wolnej od sił nieprzyjaciela Rzeczypospolitej Turgielskiej, znajdującej się już do lipca 1944 r. pod zarządem wojskowym 3. Brygady Armii Krajowej. To właśnie w Turgielach por. Szczerbiec” zorganizował w kwietniu 1944 r. uroczystości świąt Wielkiej Nocy.


    Tomasz Balbus
    Instytut Pamięci Narodowej

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Fot. ze zbiorów Tomasza Balbusa i Instytutu Pamięci Narodowej


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 51(149)24/12/2022-06/12/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Kapitan „Kirkor”. Zygmunt Kearney (1908–1948) Cz.2

    W tym samym czasie aresztowany Stanisław Kuźma „Zani” podawał czekistom podobny rysopis swojego dowódcy: „»Kirkor«, około 40–42 lata, średniego wzrostu, szatyn, z siwizną, nosi brodę i wąsy, policzki goli. Chodzi w głębokich, polskich butach i szarej marynarce”. „Na razie trzeba...

    Kapitan „Kirkor”. Zygmunt Kearney (1908–1948) cz.1

    Wnuk, oficer piechoty WP, w brygadzie „Szczerbca” służył w zwiadzie konnym. Aresztowany przez czekistów zmarł z wycieńczenia w łagrze. Swój pseudonim konspiracyjny i partyzancki przybrał od nazwiska żyjącego w XIX w. znanego wydawcy, dziennikarza i archeologa, Adama Honory Kirkora,...

    „Gryzienie stali”. Kolonia Wileńska 7 lipca 1944 r.

    Kolonia Wileńska, do której w nocy z 6 na 7 lipca 1944 r. dotarli żołnierze 3. Brygady Wileńskiej AK por. Gracjana Froga „Szczerbca”, stawała się w tym czasie miejscowością frontową. Osada ta powstała jako osiedle kolejarzy z Nowej Wilejki...

    Temida podziemnego Wilna cz.2

    W mieście ostateczna decyzja o wykonaniu kary śmierci na skazanym przez Wojskowy Sąd Specjalny należała do komendanta okręgu. Natomiast wyroki ferowane przez sądy polowe działające przy polskich brygadach partyzanckich zatwierdzane były przez komendanta oddziału. Przeważnie polecał on wykonywać orzeczenia...