W 2015 r. mówiła w wywiadzie: „Wychowałam się w domu, w którym poezja była czymś zawsze niezmiernie żywym i z czym stale się obcowało. Poza tym dziecko z natury bardzo dobrze reaguje na abstrakcyjny dowcip. Łapie go w lot. Gdy czytałam »Siedmiu braci śpiących« Teatrzyku Zielona Gęś, to w ogóle mnie nie dziwiło, że ten ostatni się wyłamuje i »chrapie okropnie«. Tak miało być i to było śmieszne”.
Kira Gałczyńska-Kilańska urodziła się 26 kwietnia 1936 r. w Wilnie, na Zarzeczu, gdzie w latach 1934–1936 mieszkali jej rodzice, Natalia i Konstanty Ildefons Gałczyńscy. „W tym Wilnie będziesz różą, w tym Wilnie matką z młodu…/Ej, woźnico, zatrzymaj swe konie!/ Znam domek: drzwi w ulicę, a okna od ogrodu,/a w ogrodzie rosną dwie jabłonie” — pisał poeta w miłosnym dytyrambie na cześć żony o swoim szczęściu w Wilnie. Tu Gałczyński otrzymał wiele propozycji współpracy, w Celi Konrada uczestniczył w wieczorach literackich, pisał o mieście piękne wiersze. Z ulicy Młynowej Gałczyński przechodził przez mostek nad Wilenką i dalej ówczesną ulicą Mickiewicza spacerkiem szedł czasem do siedziby radia wileńskiego na Zwierzyńcu przy ul. Witoldowej 21.
Czytaj więcej: Mija 95 lat od otwarcia rozgłośni Polskiego Radia w Wilnie
W Wilnie na świat przyszła: „Kira, moja mała córeczka,/ Kira, moja smagła córeczka”. „O ptaku na drzewie,/o ziemi, o niebie/mogę tylko jej, jak umiem, opowiadać…” — pisał później poeta w wierszu „Wielkanoc mojej córki”.
Tuż po narodzinach Kiry nie omieszkał podzielić się swoim szczęściem z najbliższymi. „Kochana Mamusiu! W niedzielę, dn. 26 kwietnia, to jest wczoraj o g. 2:55 w nocy Nata urodziła śliczną córeczkę. Córeczka ma ciemne długie włosy, wyraźne brwi, kształtne uszy i nosek. Poznałabyś ją wśród tysiąca noworodków. Dziecko wyskoczyło na świat ze wspaniałym wrzaskiem. Waga normalna. Nata miała bóle tylko 24 godziny. Rodziła patrząc na księżyc. Jeszcze jest w klinice i będzie tam do jakiego 6 maja. Nata znajduje się w najlepszej polskiej klinice położniczej pod opieką najznakomitszego polskiego ginekologa profesora Jakowickiego. Tymczasem serdecznie całuję twoje ręce, Droga Mamo. Twój syn, a jednocześnie mąż i ojciec” — następnego dnia po narodzinach córeczki dzielił się radosną nowiną z matką Wandą z Łopuszyńskich „mąż i ojciec” Konstanty Ildefons Gałczyński.
Wileński okres życia Gałczyńskiego
„Zielony Konstanty” i „srebrna Natalia” mieszkali w Wilnie w latach 1934–36.
— Zanim Gałczyński przyjechał do Wilna, pracował w placówce dyplomatycznej w Berlinie. Kariera urzędnicza nie pasowała do jego poetyckiej natury, toteż w końcu 1936 r. wrócił do Warszawy. Pewnego dnia olśniło go, że Wilno będzie lepszym miejscem do życia. Po przyjeździe trafił do środowiska pisarzy, poznał tzw. regionalistów wileńskich (H. Romer-Ochenkowska, W. Dobaczewska, T. Łopalewski) oraz katastrofistów z grupy poetyckiej „Żagary” (Cz. Miłosz, T. Bujnicki, J. Zagórski, A. Rymkiewicz i in.). Zaangażował się w różnorodną działalność: zamieszczał swoje wiersze w prasie wileńskiej, pracował w radiu wileńskim, założonym przez Witolda Hulewicza, gdzie prowadził „Kwadrans dla ponurych” i audycję „Kukułka wileńska”. To audycje satyryczne, które były ciekawe i dobrze odbierane. Niestety, nie zawsze dobrze wszystko się układało, jeżeli chodzi o stronę materialną. Rodzinie brakowało czasem środków, by prowadzić dostatnie życie. Kiedy poeta pisał w wierszu, że cała nasza „wieczerza to dzbanuszek z konwalią”, to kryła się nieraz za tym głęboka prawda — opowiada dr Halina Turkiewicz, wykładowczyni literatury XX w. z Centrum Języka Polskiego i Kultury Polskiej Akademii Edukacji Uniwersytetu Witolda Wielkiego.
Niestety, pomimo uznania w środowisku wileńskim i sławy poza nim, Gałczyński nie osiągnął tutaj większej stabilizacji materialnej.
— Kiedy otrzymał propozycję współpracy od warszawskiego dziennika „Prosto z mostu”, wyjechał do stolicy — dodaje dr Halina Turkiewicz.
Czytaj więcej: Jak ta poezja do nas przemawia…
„Ojciec nauczył mnie szalonej pokory”
Rodzina przeniosła się do Warszawy tuż po urodzinach córki. Osiedli w pobliskim Aninie. W domu, jak pisała żona poety, ojciec nosił córeczkę na rękach po ogrodzie, pomagał przy kąpieli, przewijał. Następnie zamieszkali w Warszawie w Alei Róż. Tam Kira ukończyła szkołę, a później filologię rosyjską na Uniwersytecie Warszawskim (1956).
Kiedy po wybuchu II wojny światowej ojca zmobilizowano do wojska, Kira miała trzy lata, wrócił w 1946 r., kiedy była już panienką. Ojciec zmarł w 1953 roku, Kira miała 17 lat. Tak naprawdę pamiętała go jedynie ze wspólnie spędzonych ostatnich siedmiu lat. Jak wspominała w jednym z wywiadów: „Przez tych siedem lat, kiedy ojciec był ze mną do swojej śmierci, nauczył mnie szalonej pokory wobec wszystkiego, co się działo wokół mnie. To po pewnym czasie zaczęło przynosić owoce w postaci pokory wobec ludzi. Dostrzegania, że w każdym człowieku coś wartościowego jest ukryte. Może na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale gdzieś na pewno istnieje. Ojciec miał taki stosunek do ludzi. Odpłacali w różny sposób, ale on mnie tej pokory nauczył”.
Jako zawód — wybrała dziennikarstwo. Była redaktorką między innymi „Nowej Kultury” oraz warszawskiego „Kuriera Polskiego”. Pracowała też w Telewizji Polskiej. Na swoim koncie ma wiele autorskich książek.
Dbała o zachowanie pamięci po ojcu
Kira Gałczyńska była twórczynią muzeum imienia jej ojca w mazurskim Praniu, redaktorką i edytorką większości wydań jego dzieł, autorką kilkunastu dzieł biograficznych poświęconych głównie jej ojcu. Wśród nich znalazły m.in. „Zielony Konstanty, czyli Opowieść o życiu i poezji Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego” (2000), „Konstanty syn Konstantego” (1983), „Gałczyński” (1998). W ostatnich latach ukazała się jej powieść z kluczem „Jeszcze nie wieczór”. W latach 2007–2010 należała do Zarządu Fundacji Zielona Gęś imienia Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego.
Za całokształt pracy Kira Gałczyńska-Kilańska otrzymała wiele nagród, w tym Srebrny Medal „Zasłużony Kulturze Gloria Artis”.
Czytaj więcej: Najciekawsze są ludzkie losy