Józef Tischner urodził się 12 marca 1931 r. w Starym Sączu co prawda, ale to Łopuszną zawsze uważał za swój dom. To tu jego ojciec dostał posadę kierownika szkoły, to w tych górskich klimatach rozkochał się na całe życie.
„Mój krajobraz fundamentalny bierze się z gór i trochę z szumu Dunajca… Natomiast horyzont religijny z tych drewnianych kościółków, wśród których wyrastałem – z kościółka w Jurgowie, z kościółka w Łopusznej” – pisał.
To właśnie w Gorcach, gdzie się wychował, zaczęły się kształtować jego poglądy, mocno zakorzenione w duchowej tradycji góralskiej. I tu, będąc dzieckiem, zobaczył wojnę, po czym uciekł w góry pod Turbacz. I tu zaczęła się jego pieśń o Ślebodzie, czyli wolności.
W 1946 r. ukończył Liceum im. Seweryna Goszczyńskiego w Nowym Targu i w tym samym roku rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do seminarium krakowskiego wstąpił w 1950 r. Po otrzymaniu doktoratu w 1963 r. rozpoczął pracę pedagoga w Wyższym Seminarium Duchowym w Krakowie. W zabytkowym kościółku pw. Świętej Trójcy w Łopusznej odprawił prymicyjną mszę świętą. Na wypoczynek i dłuższe pobyty zawsze wybierał Gorce.
W połowie lat 70. wybudował na polanie między Łopuszną a Turbaczem bacówkę, do której uciekał w każdej wolnej chwili. Tu spotykał się z bliskimi. Tu powstawały szkice jego prac. Tu spisywał swoje przemyślenia. Napisał wiele wybitnych książek: „Etyka Solidarności” „Wiara ludzi wolnych” „Oby wszyscy tak milczeli o Bogu”, „Miłość niemiłowana”, „Historia filozofii po góralsku”.
Był erudytą, filozofem, duchowym autorytetem, wspaniałym księdzem z ogromnym poczuciem humoru, dystansem do świata i samego siebie. O sobie mawiał: „Czasami się śmieję, że najpierw jestem człowiekiem, potem filozofem, potem długo, długo nic, a dopiero potem księdzem”. Z połączenia tych trzech obrazów powstał barwny portret Tischnera, człowieka wyjątkowego, wnoszącego ożywczy ferment do polskiego życia intelektualnego i publicznego.
Biografem ks. Tischnera jest Wojciech Bonowicz – poeta, publicysta, felietonista „Tygodnika Powszechnego” i miesięcznika „Znak”. Spod jego pióra wyszły książki: „Kapelusz na wodzie. Gawędy o księdzu Tischnerze”, „Tischner. Biografia”. Wraz z Marianem Tischnerem, bratem księdza, przygotowali do wydania „Dzienniki” ks. Tischnera.
Kim dla Polski i Polaków był Tischner, autor „Etyki Solidarności” i kapelan jej pierwszego zjazdu, „Ksiądz na manowcach”, którego telewizyjne programy oglądały miliony Polaków, filozof, którego książki rozchodziły się w kilkudziesięciotysięcznych nakładach?
Ja bym to ujął w trzech punktach. Tischner to w pewnym czasie było nazwisko, które znał cały świat. Był rok 1981 i powstała Solidarność, wtedy zainteresowanie Polską było ogromne. I wtedy też Tischner zaczął po świecie jeździć, jego książki trafiały do wielu krajów, jego „Etykę…” przetłumaczono na kilkanaście języków. To była jego filozofia, ale związana z polskim życiem i polskimi problemami. Drugi wymiar to Kościół i jego wymiar duchowy. Józef Tischner był bez wątpienia autorytetem Kościoła. To był ktoś, kto był rozpoznawalny jako osoba intrygująca, ciekawa, mająca coś ważnego do powiedzenia. Gdy się tak cofnąć pamięcią, to ks. prof. Tischner był jedną z czterech ważnych postaci kościoła w tamtych czasach, obok papieża Jana Pawła II, prymasa Wyszyńskiego, ks. Popiełuszki. I wreszcie trzeci wymiar to Tischner lat 90., wokół którego powstało wiele kontrowersji. Tischner, z którym nie wszyscy się już zgadzali. Rodziła się nowa Polska, powstawały różne frakcje, także w samym Kościele były różne zdania na temat tego, jak powinien Kościół w demokracji działać. Ale Tischner był nadal niezwykle popularny. Był zapraszany na różne spotkania, jego książki sprzedawały się w wysokich nakładach. Wspomniana „Historia filozofa po góralsku” napisana gwarą góralską robiła furorę.
Ks. Tischner to był góral z krwi i kości, intelektualista, który nigdy się swoich korzeni nie wyparł. Co więcej, pielęgnował je. Był chłopakiem ze wsi, który wszedł do wielkiego świata i nigdy tej wsi nie zostawił.
JAN PAWEŁ II O KS. TISCHNERZE: „BYŁ CZŁOWIEKIEM KOŚCIOŁA ZATROSKANYM O TO, BY W OBRONIE PRAWDY NIE STRACIĆ Z OCZU CZŁOWIEKA”.
Gdy go pytano, czy jest z lewicy czy z prawicy, odpowiadał: „Ja, proszę państwa, jestem z Łopusznej”. Był propagatorem tych małych ojczyzn. I kochali go wszyscy. Kochały go dzieci (dla nich też specjalnie pisał). Rozmawiał z nimi w takim stylu, który nie zniechęcał do Kościoła, zjednywał sobie młodzież, kochali go studenci, dla których prowadził wykłady z filozofii, ludzie mniej i bardziej wykształceni. A dla tych, którzy go nie lubili, też nie był obojętny…
To był ciekawy rys jego osobowości, ta umiejętność przechodzenia z różnych środowisk. Próbuję wyobrazić go sobie w Krakowie z końcem lat 70. – tu ma wykład dla polonistów, za chwilę idzie do innego budynku na wykład dla kleryków, za chwilę dla studentów filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, potem idzie na spotkanie z reżyserami do szkoły teatralnej, a potem ma mszę dla przedszkolaków, wieczorem celebruje mszę dla krakowskiej inteligencji. A za chwilę jedzie znów do swoich górali, aby „pogodać” z nimi do późnych godzin nocnych. W każdym z tych środowisk potrafił mówić takim samym językiem, chociaż oczywiście zmieniał tematy. W każdej z tych grup czuł się swobodnie.
Miał poczucie humoru często na granicy „poprawności”, ale też miał wielką empatię w rozumieniu ludzkich problemów. Świadczy o tym opublikowany „Dziennik”, pisany przez niego w latach 40., a więc w okresie wojny i czasach powojennych. Jego życie było bardzo ubogie, bardzo skromne, mimo że był dzieckiem nauczycieli, a więc ludzi z pewną pozycją. W „Dzienniku” są przejmujące fragmenty z jego życia, np. w bursie dostał koc z przydziału i od razu kombinował, jak go sprzedać, aby mieć pieniądze na książki. Zarabiał w przeróżne sposoby, np. plotąc sznurki z konopi. Wszystko po to, aby uczyć się poznawać świat, rozwijać się.
Czytaj więcej: Prezentacja książki „Lodołamaczka Swiatłana Cichanouska” w Pałacu Władców
I przy różnych okazjach powtarzał: „Nie ma czasów tak złych, żeby nie można było uprawiać nauki. A w szczególności oswajać świata myśleniem”.
Pamiętam bardzo dobrze Tischnera z okresu stanu wojennego, kiedy przychodziło się na jego wykłady i ten przekaz był dokładnie taki sam, tzn. mówił: „Słuchajcie, teraz jest wam ciężko, teraz wam się wydaje, że świat się skończył, skończyła się ta przygoda solidarności, ale uwierzcie [i tu cytował słowa św. Pawła] – przemija postać tego świata. Przemija wprawdzie postać tego świata zniekształcona grzechem, ale pouczeni jesteśmy, że Bóg gotuje nowe mieszkanie i nową ziemię. To wszystko kiedyś minie, ale wy macie się przygotować, macie się uczyć, macie studiować filozofów zachodnich”. Albo taki przejmujący obraz z lat 80., kiedy ks. Tischner prowadzi swoje seminarium na ulicy św. Anny w Krakowie, a cała ulica wypełniona jest gazem łzawiącym, bo opodal milicja tłumi demonstrację. Tischner mówił: „Tamto jest ważne, ale tu też tworzy się historia. Tu uczymy się, jak kształtować później rzeczywistość”.
| Fot. archiwum Brendy Mazur
Nasz papież Jan Paweł II bardzo szanował ks. Tischnera. Ks. Tischner często powoływał się na sława Jego Świątobliwości. Ale bywało i odwrotnie. To papież np. w 1987 r. podczas mszy w Gdańsku na Zaspie powoływał się na słowa użyte w homilii przez księdza kapelana. Podczas mszy na Wawelu w październikowym kazaniu w 1980 r. dla przywódców związków zawodowych Tischner mówił: „Najgłębsza solidarność jest solidarnością sumień”. Ten tekst stał się początkiem serii publikowanych później jako „Etyka Solidarności” (1981), w których rozwijał etyczny wymiar ówczesnych wydarzeń. Od tej pory uznawany był powszechnie za kapelana Solidarności i przyjaciela papieża.
Tak było. I tu nasuwa mi się ciekawy wątek jego biografii, mianowicie ks. Józef Tischner, przy swoim „gadulstwie”, był bardzo dyskretny. My na wykładach wiedzieliśmy, że jeździ do Watykanu, szczególnie do Castel Gandolfo, na spotkania, które współorganizował, na spotkania intelektualistów z całego świata z papieżem. Wiedzieliśmy, że ma z papieżem bardzo bliski kontakt, że papież mówi do niego tak sympatycznie „Józiu”. Ale sam ks. Tischner o tych kontaktach mówił niewiele, nie chciał epatować tą bliskością. A trzeba wyraźnie powiedzieć, że przyjaźnił się z Ojcem Świętym. Ich znajomość trwała od długich lat, od początku lat 70. Blisko też z sobą współpracowali. Obaj kochali polskie góry. Papież go bardzo lubił. Jest wiele świadectw, które to potwierdzają. Dziś wiele osób podkreśla, że to, iż słowo „solidarność” tak mocno pojawiło się w nauczaniu papieża, jest w dużej merze zasługą nie tylko ruchu Solidarność, ale też tekstów, które pisał Tischner. I to, że sam Kościół zaczął myśleć wtedy w kategoriach solidarności.
Teraz to już się zmieniło, dziś wydaje się, że solidarność w Polsce, niestety, nie ma już dobrego czasu (chociaż istnieją jeszcze nasze polskie zrywy solidarnościowe, jak to miało miejsce po wybuchu wojny na Ukrainie). Tamta solidarność narodowa była niezwykła, jednocząca prawie cały polski naród. Ale dziś z biegiem lat widzimy, jak tę przygodę solidarnościową żeśmy zmarnowali. Mówią o tym również ludzie oddani temu ruchowi, którzy ten związek zakładali. Ale z drugiej strony, gdybyśmy tylko chcieli, to jest do czego wrócić. Zostało wiele pięknych świadectw. Między innymi „Etyka Solidarności” Józefa Tischnera, do której warto się zwrócić, abyśmy pomału tę naszą rzeczywistość zmieniali.
O ks. Józefie Tischnerze można by mówić w nieskończoność, przytaczając przykłady te humorystyczne i poważne. Chociażby jego nowatorskie spojrzenie na wiarę, aby wiara nie opierała się li tylko na emocjach. I tu zacytuję jego słowa: „Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi”.
Kiedy Tischner prowadził wykłady z filozofii dla studentów, zawsze miał jakąś historię góralską do opowiedzenia. Do historii przeszło już góralskie powiedzenie ks. Józefa Tischnera o prawdzie: „Istnieją trzy rodzaje prawdy: świento prowda, tyz prowda i gówno prowda”. Najsławniejszy utwór Tischnera, czyli cykl gawęd „Historia filozofii po góralsku”, zawiera wiele gawęd i góralskich aforyzmów. Dość przypomnieć sławne stwierdzenie Leona Korkoszowego – autentycznej postaci, sąsiada Tischnera z Łopusznej, jak również jego szkolnego kolegi – który na pytanie: „Co to jest nic?”, odparł: „To jest pół litra na dwók”. Albo myśl wyrażoną przez Jędrzka Chmurę, podhalańskiego mędrca z Pyzówki, który niechętnie się odzywał, ale kiedy już zdecydował się zabrać głos, od razu zastrzegał: „Nie bede wóm duzo godoł, bo i ni ma do kogo”. To wiąże się również z prawdziwą wypowiedzią jednego sołtysa z podhalańskich wsi, który mając coś ważnego do zakomunikowania i niepodlegającego dyskusji, mówił spolegliwym głosem: „Chocia ja tu między wami sołtysem, ale bede do wos godoł jak prosty chłop”. Ksiądz Tischner kochał tę gwarę góralską i samych górali.
Czytaj więcej: Spotkanie z poezją pogranicza w Krasnogrudzie
Józef Tischner zmarł 28 czerwca 2000 r. Zgodnie ze swoją wolą został pochowany u siebie, na łopuszniańskim cmentarzu, pozostając na zawsze w ukochanych górach. W schronisku pod Turbaczem odsłonięto tablicę poświęconą pamięci Księdza Profesora. W Łopusznej przy Gminnym Ośrodku Kultury funkcjonuje Tischnerówka – Dom Pamięci ks. Józefa Tischnera. Wiedeński Instytut Nauk o Człowieku przyznaje od 2003 r. stypendia dla młodych naukowców jego imienia. Jest patronem wielu wiele szkół o różnym szczeblu. Krakowskie hospicjum dla dzieci nosi jego imię, podobnie wiele ulic w Polsce. Na Uniwersytecie Jagiellońskim, w Collegium Witkowskiego, znajduje się aula im. prof. Józefa Tischnera. Więcej informacji o ks. Tischnerze można szukać na stronie internetowej tischner.pl.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 27 (78) 08-14/07/2023