Mój tata od zawsze był pilotem balonu. Z czasem zaraziłem się tą pasją i przejąłem od niego ten fach. Razem rozwijamy naszą firmę, trochę pracuję też za granicą – opowiada Łukasz Mikielewicz o swojej przygodzie z baloniarstwem.
Jak mówi, nie należy do osób chodzących „z głową w chmurach”, tylko do tych stąpających twardo po ziemi, a jego stosunek do baloniarstwa jest mocno pragmatyczny.
– Mówi się, że w baloniarstwie połowa baloniarzy to profesjonaliści, a połowa romantycy. Sądzę, że klasyfikuję się bardziej do tej profesjonalnej grupy – stwierdza.
Przyziemny zawód w obłokach
Zdobycie uprawnień do wykonywania tak nietypowego fachu jest dość kosztowne, zwłaszcza dla kogoś, kto zdobywa go od zera, nie mając żadnego wsparcia.
– Na początek, podobnie jak w szkole jazdy samochodem, trzeba zaliczyć 16 lotów z pilotem plus zajęcia z teorii w szkole. Jak się już zdobędzie licencję, trzeba zainwestować w balon, w kosztowną technikę. Ale nawet posiadając licencję, nie możesz od razu latać z pasażerami. Żeby zdobyć komercyjną licencję, trzeba spędzić kilka sezonów na lataniu. Prywatny lot z pasażerem kosztuje 500–600 euro. To bardzo droga zabawa. Niektórzy zawierają umowy z firmami, że się będą u nich uczyć, a później po otrzymaniu licencji będą dla tej firmy pracować np. przez 5 lat – opowiada.
Każdy baloniarz po zaliczeniu szkoleń musi w pewnym momencie odbyć lot solo. Łukasz dobrze pamięta swój pierwszy samodzielny lot, kiedy 11 lat temu wzniósł się w powietrze z miejsca startowego nieopodal swojego rodzinnego Niemenczyna. Jak mówi, nawet nie emocjonował się tym zbytnio, choć nie obyło się bez nieprzewidzianych zdarzeń. Nieoczekiwanie na wysokości odmówiła współpracy zainstalowana w koszu nawigacja, z pomocą której pilot określa swoją wysokość, kurs, w którym leci.
– Ale tak naprawdę to żaden problem, bo GPS służy tylko jako wsparcie. Pilot posługuje się bardziej intuicją i określa kurs wizualnie. Zabawne było to, że ta nawigacja musiała nawalić akurat podczas pierwszego lotu. Mimo to doleciałem spokojnie i nawet bez stresu – wspomina ze śmiechem.
Czytaj więcej: Wakacje finiszują w pięknym stylu
Na Litwie najtaniej
Obecnie Łukasz lata najczęściej 12–13-miejscowym balonem. Ostatni nabytek „Podniebnych kwiatów” może zmieścić aż 22 osoby.
Pasażerowie najchętniej chcą latać w soboty, w czasie wolnym od pracy. Standardowo lot kosztuje ok. 140 euro. Jeżeli się kupuje np. 13 miejsc naraz, stosuje się zniżki, ponieważ jest wtedy mniej wydatków administracyjnych.
– Loty na Litwie należą do naprawdę bardzo tanich. Jest tu spora konkurencja. Dla porównania w Meksyku leciałem balonem rok temu jako pasażer i płaciłem 150 dolarów. W Chile lot kosztuje 270 dolarów. Zimą pracuję w Katarze, gdzie obsługuję loty – tam ceny sięgają 300 dolarów za osobę – wymienia Łukasz.
Czy lot balonem jest bezpieczny? – 30 lat baloniarstwa w historii Litwy nie przyniosło jakichkolwiek większych incydentów. Na palcach jednej dłoni można wymienić jakieś pojedyncze historie. Jako jeden z takich nieszczęśliwych przykładów z 1995 r. mogę wymienić wypadek osoby z ekipy naziemnej obsługującej lot. Przy starcie balonu rzucało nim i mężczyzna stojący na ziemi uchwycił się kosza, zapewne spodziewając się, że go utrzyma. Balon uniósł się w górę i mężczyzna spadł na ziemię. To była sytuacja, w której pasażer nie uczestniczył. W grupie największego ryzyka najczęściej są piloci, najmniej narażeni na ryzyko są pasażerowie. Są oni odpowiednio poinstruowani, mają specjalne poręcze do trzymania się i na pewno nie wypadną z kosza. Pilot całkowicie troszczy się o bezpieczny lot. W naszych warunkach klimatycznych nie ma nawet potrzeby przypinania się pasami w koszu, choć np. w Dubaju, gdzie na pustyniach wieją silne wiatry, jest to zalecane – tłumaczy Łukasz.
Sezon baloniarza zaczyna się w końcu kwietnia, na początku maja, a w październiku mają szansę załapać się na oglądanie pięknych widoków ci, którzy nie dostali się na lot balonem wcześniej. Kiedy na dobre zaczynają padać deszcze, balony wędrują do garażu aż do wiosny. W sezonie loty odbywają się prawie każdego dnia, z wyjątkiem tych, kiedy pada deszcz. W tej pracy nigdy nie wiadomo, kiedy będziesz miał wolne.
Jakie ciekawe przypadki zdarzają się w powietrzu? Bywa, że niektóre osoby startują i decydują, że powietrzne atrakcje to nie dla nich, siadają na dnie kosza i czekają na lądowanie. Nie brakło chwil z nutką romantyczności – kilkakrotnie w balonie odbywały się uroczyste zaręczyny. Niestety, jedne z takich oświadczyn spotkały się z odpowiedzią odmowną. Wysoko nad ziemią ludzie zachowują się różnie: niektórzy pasażerowie z ożywieniem rozmawiają, ale zdarza się też, że przez cały lot panuje absolutna cisza. Milczący lot zdarza się wtedy, gdy leci np. 12 osób i jest to 6 par.
– Latanie balonem można porównać do lotu na latającym balkonie. Ludzie często mówią, że nie mają uczucia oderwania się od ziemi, jak to ma miejsce w samolocie. Nawet ci, którzy boją się wysokości, po skończonym locie mówią, że nie czuli lęku, bo lot był stabilny i spokojny – mówi pilot.
Czytaj więcej: Kiedy wakacje są all inclusive. Jak nie przywieźć do domu zbędnych 5 kg?
Zakaz po 30 latach
Wilno jest miastem, w którym latanie balonem jest dość popularne. Majestatyczne balony unoszące się wysoko nad miastem niejako przylgnęły do krajobrazu stolicy. Mieszkańcy Wilna, jak również turyści spragnieni pięknych widoków i nowych doznań chętnie korzystają z tej niezwykłej rozrywki. Świetną opcją prezentu np. na urodziny jest kupon na lot.
Do niedawna wzbijać się w chmury można było bez większych ograniczeń, ostatnio jednak spółka „Oro navigacija”, zapewniająca usługi żeglugi powietrznej na Litwie, ograniczyła kierunki, w których można startować balonem w Wilnie. Jako przyczynę podano, że lot balonem nie może zakłócać pracy stołecznego lotniska.
– Realnie zajmujemy wysokość 5 tys. stóp (ok. 1,5 tys. m), na której samoloty nie latają. Samoloty zniżają się do lądowania na wysokości 3 tys. stóp, czyli 800 m niżej. Obecnie można startować tylko wtedy, kiedy wiatr wieje w kierunku od lotniska, czyli np. jeżeli wyruszamy z parku Zakret, to musimy lecieć zgodnie z kierunkiem wiatru w stronę: Trok, Mejszagoły, Korwia lub Pikieliszek. W stronę Niemenczyna, Nowej Wilejki, Wojdat czy Pogir już nie polecimy. Nonsensem tego zalecenia jest to, że o starcie decydują dane o wietrze na ziemi, gdy tymczasem na wysokości wiatr może wiać w zupełnie innym kierunku. Miałem taką sytuację, kiedy np. na starcie przy ziemi wieje przyjemny słaby wiatr 1,5 m na sekundę w stronę lotniska, a wszystkie prognozy mówiły, że wysoko polecę od lotniska w stronę Trok. Niestety, nie zezwolono mi wtedy na start i musiałem 13 osób przeprosić i odesłać do domu – ubolewa Łukasz.
– Z dnia na dzień Litwa z krajów najbardziej przyjaznych balonom w Europie stała się krajem najbardziej wrogim. Nie jest to żadna przesada, ponieważ kontrolerzy ruchu lotniczego, czując, że mają teraz pełną kontrolę, zabraniają balonom latania wszędzie tam, gdzie wymagany jest kontakt z nimi. Zabraniają tylko dlatego, że mogą zabronić. Wszystkie zakazy na logikę są trudne do wyjaśnienia. Z jakiegoś powodu przez 30 lat tak nie było. Wygląda to na celowe porozumienie – przypuszcza Łukasz.
| Fot. archiwum Łukasza Mikielewicza
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 27 (78) 08-14/07/2023