Dwujęzyczne tablice nazw miejscowości — nielegalne
Na Litwie nie cichnie spór o dwujęzyczne tabliczki z nazwami miejscowości. Państwowa Inspekcja Językowa nakazała rejonowi wileńskiemu zlikwidowanie napisów po polsku. Sprawa wylądowała w sądzie.
W dniu 20 lipca w eterze radia LRT odbyła się rozmowa przewodniczącego Państwowej Inspekcji Językowej (VKI) Audrius Valotka z adwokatem rejonu wileńskiego, Žygimantasem Pacevičiusem.
Valotka dwujęzyczne tablice w miejscowościach zamieszkałych przez Polaków nazwał „oznaczaniem strefy okupacyjnej, gdzie odbywała się intensywna polonizacja Litwinów”.
Według Valotki, tablice w rej. wileńskim i solecznickim są wyłącznie w języku polskim. Powołał się m.in. na przypadki Orzełówki (lit. Ažulaukė) i Bieliszek (Bieliškės) w rej. wileńskim. Wedle informacji „Kuriera Wileńskiego”, co też potwierdzają zdjęcia redakcji LRT, w Orzełówce tabliczka dekoracyjna z drewna widnieje z napisami w obu językach — litewskim i polskim. Podobnie jest z tabliczką w Bieliszkach.
Prowadzący programu Edvardas Kubilius zapytał przewodniczącego VKI o nazwy miejscowości.
— Nielegalne. Mogą to być tylko litewskie nazwy miejscowości na Litwie. Dlaczego? Ponieważ są one regulowane przez ustawę o języku państwowym i są powszechną praktyką europejską — odpowiedział Valotka.
Wedle informacji „Kuriera Wileńskiego”, który należy do Europejskiego Stowarzyszenia Dzienników Mniejszości Narodowych i Etnicznych Gazet Codziennych MIDAS, dwu- i nawet kilkujęzyczne tablice w Europie są praktyką powszechną.
Z takich praw korzystają m.in. Katalończycy, Flamandowie, Bretończycy we Francji, a także Kaszubi i Litwini w Polsce. Np. w Puńsku dwujęzyczne tablice są nie tylko na prywatnych domach, ale nawet przy państwowych drogach.
Niezdejmowanie tabliczek to „prawny nihilizm władz Litwy wschodniej”
Prowadzący zwrócił uwagę, że VKI nakazała rejonowi wileńskiemu likwidację dwujęzycznych tablic. Rejon jednak zapowiedział, że tego nie zrobi i jest gotów na drogę sądową. Valotka nazwał to „prawnym nihilizmem”.
— Typowy dla władz wschodniej Litwy, rejonu wileńskiego, rejonu solecznickiego nihilizm prawny. Wiedzą, że jest to nielegalne — podkreślił przewodniczący inspekcji.
W programie wypowiedział się także adwokat reprezentujący rejon wileński, Žygimantas Pacevičius. Wytknął Valotce minięcie się z prawdą.
— W rzeczywistości są dwujęzyczne znaki, są napisy zarówno po litewsku, jak i po polsku — zwrócił uwagę Pacevičius.
Nadmienił, że w wielu miejscowościach przebiegają szlaki, które odwiedzają turyści z Polski, a tablice wystawili sami mieszkańcy, którzy często stanowią ponad 70 proc. populacji w regionie. Dodał, że widoczna różnorodność narodowa na Litwie jest bogactwem, nie powodem podziałów.
Smetonienė wg Valotki: „Polacy na Litwie to ludzie, którzy czytają do przecinka”
Valotka zarzucił, że Polacy nie czytają prawa dokładnie. Posłużył się przykładem, jak nazwał, „zawodowym”.
— Irena Smetonienė, gdy pracowała jako przewodnicząca komisji językowej oraz jej koleżanki, miała powiedzenie, że przedstawiciele naszej mniejszości narodowej Polaków na Litwie to ludzie, którzy czytają do przecinka. Gdy dyskutowano, mówili argumenty i wtedy przedstawicielki komisji językowej chórem mówiły „PRZECINEK”. Tak więc, Žygimantasie, „PRZECINEK”, jeśli jest wystarczająca potrzeba na takie oznaczanie (dwujęzycznymi tablicami — przyp.red.), tak stanowi konwencja — zażartował przewodniczący komisji.
Prowadzący zapytał, czy jeśli prawo byłoby uporządkowane i odpowiadałoby wymogom Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych, to czy Valotka już by nie mógł nakazywać zdejmowania tablic.
— Nie, tak nie jest. Jeśli akty prawne pozwoliłyby Litwę zalać jak w czasach sowieckich, polskimi, rosyjskimi tablicami, w tym wypadku polskimi, to kierujemy się aktami prawnymi. Ale czy naprawdę Litwa, naród litewski chciałby, aby oznaczać polskimi napisami polską strefę okupacyjną i nazywać to tradycją, to nie zgadzam się z tym — podkreślił Valotka.
„Co z tego, że chcą? Rosjanie w Donbasie też chcą rosyjskich tablic”
Prowadzący zapytał, co robić w sytuacji, gdy tablic chcą sami lokalni mieszkańcy.
— No i co z tego, że chcą? Rosjanie w Donbasie też chcą dwujęzycznych tablic, nie chcą ukraińskich. To strefa okupacyjna, gdzie przeprowadzano silną polonizację Litwinów, to aby oznaczać to terytorium napisami polskimi, myślę opór byłby spory.
Na koniec dodał, że sprawy sądowe wygrywają nie adwokaci, a klienci — a „nasz (prawnik Państwowej Inspekcji Językowej — przyp.red.) adwokat was załatwi”.
Komentarz posłanki Beaty Pietkiewicz
Poprosiliśmy o komentarz do tych wypowiedzi posłankę na Sejm Republiki Litewskiej, Beatę Pietkiewicz. Zwróciła uwagę, że takie wypowiedzi mogą być odbierane jako szkodliwe dla bezpieczeństwa narodowego, szczególnie w obecnej sytuacji geopolitycznej.
— Można nad tym tylko ubolewać, bo przez ponad 30 lat mieszkamy w wolnym państwie i nawet po podpisaniu Konwencji ramowej o ochronie mniejszości narodowych i po ratyfikacji, której Litwa miałaby przestrzegać, ciągle jesteśmy w punkcie zerowym. Takie wypowiedzi są nie tylko dyskryminujące, ale też rozniecają waśnie narodowe, tego trzeba unikać szczególnie w takiej sytuacji geopolitycznej i nie można patrzeć przez palce — w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” zaznaczyła Beata Pietkiewicz.
— Jeśli patrzeć na stronę propagandową, właśnie takie wypowiedzi posłużyły jako paliwo dla podsycenia wojennych zapałów. Myślę, że na to powinna zwrócić uwagę Najwyższa Komisja Etyki Służbowej (lit. Vyriausioji tarnybinės etikos komisija) — zauważyła posłanka.
— Takie słowa można odbierać jako zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego, bo nie wiadomo gdzie mogą zdarzyć się jakieś ataki słowne, jak to może być wykorzystane, w końcu przedstawiciel państwa litewskiego buduje opinie o mniejszościach — skonstatowała.