Zakochać się jesienią
Jak opowiada Pan Mieczysław, nic nie zapowiadało 50 lat temu, że spotka swoją drugą połówkę. Na dworze była głęboka, szara jesień, a on musiał pełnić służbę jako inspektor dzielnicowy i pilnować porządku na wiejskiej zabawie.
Młody chłopak był już po studiach agrozootechnicznych w technikum, gdzie otrzymał specjalność agronoma, po czym od razu został powołany do wojska. Odbywał służbę w Rydze, gdzie awansował na dowódcę kompanii i otrzymał medal za wzorowe pełnienie służby. Następnie otrzymał zaproszenie do pracy w ówczesnej milicji, dlatego kontynuował studia w Kowieńskiej Szkole Milicji. Po jej ukończeniu trafił od razu na głęboką wodę, przydzielono mu dzielnicę w Szumsku i Kowalczukach, gdzie musiał mierzyć się z trudną sytuacją kryminogenną. Był rok 1972, nie brakło tam zabójstw, rabunków, rozbojów, z którymi nikt sobie nie radził. Młody funkcjonariusz musiał stawiać czoła niełatwym wyzwaniom.
Pewnego jesiennego wieczoru w ramach prewencji przestępczości jako dzielnicowy wizytował razem z „drużynnikami” dom kultury w Szumsku, w którym odbywała się zabawa. Stał obok drzwi i obserwował salę. Jedna z dziewcząt zaprosiła młodego przystojnego chłopaka w mundurze do tańca.
— Byłem w mundurze, więc nie bardzo mi wypadało przyjąć zaproszenie, ale z drugiej strony, nie mogłem odmówić pannie, która zaprosiła mnie do „białego” tańca. Od razu wpadła mi w oko ta skromna dziewczyna, która stała w czasie zabawy koło pieca. Odprowadziłem Helenę po zabawie do domu, przedstawiłem się rodzicom, a po roku już się pobraliśmy — wspomina Pan Mieczysław.
— Wielu było chłopaków na sali, ale ten jakoś najbardziej przypadł mi do serca. Był wysoki, przystojny — wyznaje Pani Helena. Jak dodaje, znajomi sądzili, że są rodzeństwem, ponieważ wyglądali jak brat i siostra. — Skoro do mnie podobny, znaczy mój — śmieje się Pani Helena.
Dziewczyna pochodziła z Pakieny, dojeżdżała do pracy do Wilna, gdzie pracowała na poczcie.
Noc, kościół, muzyka
Helena miała 21 lat, Mieczysław — 24, kiedy się pobrali. Choć Mieczysław był funkcjonariuszem milicji, zdecydował, że jako katolik weźmie ślub kościelny, jak Pan Bóg przykazał. Tę decyzję mógł przypłacić utratą pracy, ale nie mógł inaczej. Ślubowali sobie przed ołtarzem miłość, wierność i uczciwość małżeńską w nocy, potajemnie, w obecności jedynego świadka, brata Heleny. Ślubu udzielił śp. ks. Stanisław Toporek, proboszcz parafii ławaryskiej. Niezwykle efektowne było wyjście z kościoła, bo na zakończenie uroczystości organista zagrał „Poloneza Ogińskiego”.
— Proszę sobie wyobrazić: noc, kościół, dźwięki muzyki — to się zapamiętało na całe życie — wspomina Pan Mieczysław.
Trzy dni później młodzi zawarli ślub cywilny. Weselisko było huczne, trwało 3 dni, odbywało się „na dwie strony”: z początku bawiono się w domu panny młodej, potem goście przenosili się z zabawą do domu pana młodego.
Wspaniała rodzina
Po ślubie młodzi zamieszkali początkowo u rodziców żony, po paru miesiącach przenieśli się do służbowego mieszkania w Kowalczukach, które Mieczysław otrzymał jako dzielnicowy. W pierwszą rocznicę ślubu otrzymali od losu piękny prezent: urodziła się ich pierwsza córka, Jolanta. 9 lat później przyszła na świat Iwona.
— Sama byłam surowo wychowywana, dlatego podobnie wychowywałam swoje córki — mówi Pani Helena. — Mam bardzo dobre dziewczyny, mogę powiedzieć o nich tylko najlepsze rzeczy. Otrzymuję od nich wiele wsparcia. Stale pomagają mi we wszystkim. Podobnie wnuczki.
Dzisiaj rodzice są bardzo dumni ze swych córek. Obie zdobyły wykształcenie. Jolanta pracuje dziś w Samorządzie Rejonu Wileńskiego w dziale Usług Socjalnych Rodziny i Dziecka. Iwona ukończyła studia magisterskie na kierunku prawa na Uniwersytecie im. Michała Römera, początkowo pracowała w zawodzie jako prawniczka, po latach założyła własny rodzinny biznes, prowadzi trzy salony piękności w różnych miejscach Wilna.
Z czasem Helena i Mieczysław doczekali się również czterech wspaniałych wnuczek i obecnie już 5-letniego wnuka, który jako najmłodszy w rodzinie jest oczkiem w głowie swego dziadka.
— Bardzo się lubimy z wnukiem Dominikiem — opowiada Pan Mieczysław. — Bardzo lubi śpiewać. Na poważnie przygotowuje się do naszego jubileuszu. Zapowiedział, że wykona „Hej, sokoły” i piosenkę „My, Polacy z Wileńszczyzny”. Śpiewa wszędzie, gdzie się da. Ostatnio wykonywał piosenkę w kolejce do kasy w jednym z supermarketów. Na cały głos zaczął śpiewać „My, Polacy z Wileńszczyzny”! Kasjerka była zachwycona niespodziewanym koncertem.
Dziadkowie są dumni również ze swych wnuczek, które mają bardzo poważny stosunek do nauki. Najstarsza Justyna ukończyła z wyróżnieniem studia magisterskie na kierunku ekonomii na Uniwersytecie Wileńskim. Kamila właśnie skończyła szkołę i zamierza podjąć studia na kierunku prawa. Meilita i Emilia chodzą jeszcze do szkoły, mają świetne wyniki w nauce.
Kowalczuki – Niemenczyn – Wilno
Rodzina Heleny i Mieczysława mieszkała w Kowalczukach przez 16 lat, do 1990 r. Potem przeniosła się do Niemenczyna na kolejne 13 lat. Od ostatnich 20 lat mieszkają w Wilnie.
— Kiedy się pobraliśmy, żona początkowo pracowała w torfowym przedsiębiorstwie w Kowalczukach jako księgowa, potem została bibliotekarką w szkole w Niemenczynie. Zajmowała się domowymi obowiązkami. Ja studiowałem zaocznie w Mińskiej Wyższej Szkole MSW i jednocześnie pracowałem jako zastępca naczelnika milicji w rejonie wileńskim. Bardzo często musiałem pełnić dyżury również w nocy. Praca była trudna, a często również niebezpieczna — opowiada Mieczysław.
Kiedy w 1990 r. powiało nadzieją na odzyskanie niepodległości, znaleźli się też nieliczni, którzy optowali za pozostawieniem Litwy w składzie ZSRR. Mieczysław opowiedział się po stronie niezależności kraju, za co doczekał się pogróżek. Nie chcąc narażać rodziny, musiał ukryć żonę i dzieci w bezpiecznym miejscu. W kwietniu 1991 r. jako jeden z pierwszych, w grupie 20 funkcjonariuszy, złożył przysięgę na wierność Litwie niepodległej. Za dobrą służbę został nagrodzony medalem „Obrońcy wolności”. Został komisarzem już nie milicji, tylko policji rejonu wileńskiego.
— Po tym, gdy Litwa odzyskała niepodległość, należało zreorganizować struktury, przygotować nowe kadry. Tworzyliśmy nowe posterunki policji: w Niemenczynie, Mickunach, Skojdziszkach, Pogirach, Mejszagole. Z całej Litwy przyjeżdżały do nas delegacje pragnące skorzystać z naszego doświadczenia związanego z tak sprawną i szybką organizacją nowych struktur — wspomina Pan Mieczysław.
Potem otrzymał propozycję pracy w Służbie Specjalnych Dochodzeń (STT-lit.), która zajmowała się walką z korupcją. Działania operacyjne wymagały wiele wysiłku. Częste wyjazdy, nieobecność w domu, to tylko jedne z niewielu skutków ubocznych tej pracy.
W wieku 50 lat przeszedł na zasłużoną emeryturę, a że siły i energii mu nie brakło, wraz z kolegą założył spółkę „Biuro bezpiecznego biznesu”, która zajmowała się rozstrzyganiem kwestii prawnych.
Skirgiszki, odzyskana ojcowizna
Pan Mieczysław ożywia się, kiedy rozmowa zaczyna dotyczyć Skirgiszek, gdzie wspólnie z żoną urządzili prawdziwie rajski zakątek. Dom i ogród po dziadkach są tu zadbane w każdym calu, cieszą oko bujnie kwitnące hortensje i juki, w cieplarni dojrzewają pierwsze pomidory i ogórki. Pan Mieczysław nie ukrywa, że z trudem odzyskał swą ojcowiznę. Kawałek ziemi nieopodal Wilna, malowniczo położony nad samą Wilią, to był łakomy kąsek dla przybyszów, którzy z głębi Litwy przenosili się bliżej stolicy. Działka już była przywłaszczona przez obcych, którzy wbili tu swoje kołki. Na szczęście drogą sądową udało się odzyskać prawo do własności. Dzisiaj mogą się tu cieszyć ciszą, spokojem, śpiewem ptaków, pięknem przyrody.
Przepis na udane małżeństwo
W sobotę, 22 lipca w kościele Odnalezienia Krzyża Świętego w Kalwarii Wileńskiej podczas Mszy św. odbędzie się odnowienie przysięgi małżeńskiej Heleny i Mieczysława Naruszewiczów. W tym szczególnym dniu Złotych Godów spotka się cała rodzina, by złożyć życzenia rodzicom i dziadkom. Pytam jeszcze, czego potrzeba, by związek był trwały?
— Podstawowy warunek udanego małżeństwa to wzajemny szacunek. W każdej rodzinie zdarzają się lepsze i gorsze chwile, nieporozumienia, sprzeczki, ale wszystko da się rozwiązać dyplomatycznie. Żona ze zrozumieniem odbierała moją trudną pracę, większość domowych obowiązków brała na siebie. Bardzo doceniam jej pracę i starania o dom. Myślę, że zrobiliśmy też wszystko jako rodzice. Zapewniliśmy dzieciom wykształcenie, zapewniliśmy start — mówi Pan Mieczysław.
— Przez wszystkie te lata nieustannie pracowaliśmy. Pracowaliśmy w pracy, potem jechaliśmy na działkę, uprawialiśmy ogród. Każdy miał własną pracę do wykonania. Nie było czasu na sprzeczki — dodaje Pani Helena.