W II Rzeczypospolitej przeszedł wszystkie etapy kariery oficerskiej. W czasie najazdu armii III Rzeszy Niemieckiej i Związku Sowieckiego na Polskę walczył w Podlaskiej Brygadzie Kawalerii. Następnie służył w Armii Krajowej, czyli Polskich Siłach Zbrojnych w Kraju.
Syn orła
W okresie Wileńszczyzny znany był na prowincji jako rotmistrz „Grom” lub „Orlicz”. Pierwszy swój pseudonim przybrał od uderzającego błyskawicznie potężnego pioruna. Posługiwał się nim, dowodząc niepełnym szwadronem 3. Brygady AK. Drugi, jak podaje wydany w Wilnie w 1861 r. słownik języka polskiego, oznaczał syna orła (ojca takiegoż herbu), Polaka, Piasta. Tego używał, gdy walczyć musiał z bolszewikami i rodzimymi kolaborantami po lipcu 1944 r.
Organizował najpierw zwiad konny „Trójki”. Potem został dowódcą oddziału rozpoznawczego oraz ochrony polowej komendanta Okręgu Wileńsko-Nowogródzkiego ppłk. Aleksandra Krzyżanowskiego.
Podkomendy rotmistrza z Oddziału Rozpoznawczego Komendy Okręgu, Janusz Hrybacz „Zawisza”, pisał: „Był typowym oficerem zawodowym kawalerii. Przywiązywał bardzo dużą wagę do wyglądu zewnętrznego naszego oddziału i jego sprawności. Sam świecił przykładem i dbałością o swój wygląd. Ciągle głowił się, co jeszcze należałoby zrobić abyśmy się bardziej upodobnili do naszej kawalerii sprzed 1939 r. Stąd pomysł wprowadzenia drewnianych lanc z proporczykami, troska o jednolite umundurowanie, a nawet taki drobny szczegół, jak zastąpienie biało – czerwonych opasek partyzanckich na estetyczne tarcze z literami WP (Wojsko Polskie). Obowiązywał regulaminowy dystans między nim, kadrą podoficerską i nami. Dlatego podziwialiśmy go, szanowaliśmy, ale i obawialiśmy się jego surowości i oschłości”.
Z najeźdźcami ze wschodu walczył do końca, podobnie jak poległy pod Surkontami mjr Maciej Kalenkiewicz „Kotwicz”. Nie zginął jednak, a kontuzjowany został ewakuowany z pola walki przez swoich żołnierzy. We wspomnieniach adnotował nieco patetycznie, aczkolwiek w tonie oddającym ducha ideowego rtm. „Orlicza”: „W Polsce do ostatniej chwili mojego pobytu miałem zorganizowaną kadrę i zakopaną broń oczekując na odpowiednią chwilę do rozpoczęcia walki o wyzwolenie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej z rąk krwiożerczego okupanta i jego wiernych, bolszewickich pachołków”.
W wojsku II Rzeczypospolitej
Władysław Kitowski urodził się 25 grudnia 1912 r. w Zubcowie koło Tweru w Rosji. Był synem Kazimierza i Zofii Reutt. Korpus Kadetów nr 2 ukończył w Chełmie, a Szkołę Podchorążych Kawalerii im. Hetmana Karola Żółkiewskiego w Grudziądzu na tym samym roczniku, na którym kształcił się późniejszy mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”. Komendantem Centrum Wyszkolenia Kawalerii był wówczas płk Zygmunt Podhorski.
W 1934 r. pchor. Kitowski został mianowany podporucznikiem z przydziałem do 13. Pułku Ułanów Wileńskich kwaterującego w Nowej Wilejce i Wołkowysku (szwadron zapasowy). Młodemu oficerowi marzyła się jednak bardziej służba dyplomatyczna niż garnizonowa. Za zgodą dowódcy pułku płk. Czesława Chmielewskiego studiował w Wilnie w Szkole Nauk Politycznych działającej przy Instytucie Europy Wschodniej Uniwersytetu Stefana Batorego, będącej nie tylko placówką naukowo-dydaktyczną, lecz także ośrodkiem analiz wywiadowczych opracowywanych dla Oddziału II Sztabu Generalnego WP.
Wiosną 1939 r. por. Kitowski ukończył kurs broni pancernej w Modlinie i otrzymał przydział do 7. batalionu pancernego w Grodnie, dowodzonego przez ppłk. Piotra Rudzkiego. Tam zawarł pierwsze małżeństwo z ziemianką Haliną Rotkiewiczówną. Kampanię polską odbył jako oficer techniczny 32. dywizjonu pancernego mjr. Stanisława Szostaka, przydzielonego do Podlaskiej Brygady Kawalerii gen. Ludwika Kmicica-Starzyńskiego.
Dywizjony takie były formacjami rozpoznawczymi, wyposażonymi w lekkie czołgi i samochody pancerne, formowanymi w końcu sierpnia w trybie alarmowym. Stanowiły samodzielne pododdziały znajdujące się w składzie każdej z jedenastu brygad kawalerii. Prowadzić miały działania rozpoznawcze, pościgowe, opóźniające.
W kampanii 1939 r. walczył z Niemcami i bolszewikami. Po rozbiciu armii polskiej wraz z innymi oficerami na rozkaz mjr. Szostaka przedostał się na Litwę, gdzie został internowany w obozie w Kołatowie pod Kownem. Zbiegł stamtąd z kilkoma kolegami. Do wiosny 1940 r. ukrywał się w majątku Songajłówka pod Wilnem.
W konspiracji i służbie polowej
W Szawlach por. Władysław Kitowski nawiązał pierwsze kontakty z konspiracją polską. Po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej wraz z kpt. Wojciechem Wojtkowskim przedostał się furmanką w okolice Puszczy Rudnickiej. Kwaterując we wsiach znajdujących się na obrzeżach tego dużego kompleksu leśnego, prowadził praktyczne i teoretyczne szkolenia wojskowe dla konspiracyjnych plutonów ZWZ-AK organizowanych na tamtejszych terenach w ramach Podinspektorat „Puszcza Rudnicka”.
Od 1942 r. działał w siatce terenowej Nowe Troki. Do brygady por. Gracjana Froga „Szczerbca” przeszedł w lutym 1944 r., obejmując funkcję zastępcy komendanta i dowódcy szwadronu.
Podstawowe zadania zwiadu konnego były następujące: wywiad w terenie; osłona na drogach dojazdowych oddziałów własnych atakujących obiekty przeciwnik; pozorowanie ataku w celu odciągnięcia uwagi nieprzyjaciela od właściwego obiektu natarcia; pościg za rozproszonym wrogiem; eskortowanie jeńców; konwojowanie transportowanych na furmankach zwłok poległych kolegów na cmentarze; udział w ceremoniach pogrzebowych; działania dywersyjne, ścinanie słupów telefonicznych i telegraficznych; przecinanie naziemnych i podziemnych linii telefonicznych przed akcjami; zabezpieczenie we wsiach w celu przemieszczenia się na dalszą odległość dla pododdziałów piechoty sań, koni, podwód, woźniców (przewodników); uprowadzanie koni i bydła z upaństwowionych przez Niemców majątków.
Po rozbiciu przez brygady polskie części Litewskiego Korpusu Obrony Terytorialnej gen. Povilasa Plechavičiusa stojących w Murowanej Oszmiance i Tołminowie por. Kitowski został oddelegowany do tworzenia wspomnianego Oddziału Rozpoznawczego Komendy Okręgu działającego przy Dowództwie Oddziałów Partyzanckich (Dziewieniszki, Wołkorabiszki).
Jego następcą, a także zastępcą por. Szczerbca” i oficerem informacyjnym, został wówczas rtm. Stanisław Zyberk-Plater „Wisling”. Wcześniej służył on także w 13. Pułku Ułanów Wileńskich. W spisanych na emigracji wspomnieniach, złożonych potem w Studium Polski Podziemnej w Londynie, por. Kitowski pisał: „Od tej chwili jestem przy «Wilku» i wykonuję zlecane przez niego zadania. Towarzyszę mu osobiście lub mój zastępca [ppor. Hieronim Piotrowski „Jur”] w jego rozjazdach. Jeżdżę na odprawy i przeglądy. Odprowadzam go i przejmuję z przedmieść Wilna, gdy wyjeżdża do Warszawy (…). Jako jedno z pierwszych odpowiedzianych zadań otrzymałem rozkaz przetransportowania z Wilna w rejon lasów Klewickich całego sztabu komendy okręgu. Najbardziej czułym momentem w czasie 90 km drogi był przeskok całą kolumną przez szosę Oszmiańską”.
Wspomniany dwór Waleryn leżał około dwóch kilometrów od Dorż (miejsca kwaterunku 13. Brygady) koło nadleśnictwa Oszmiana przy drodze prowadzącej na Szczepanowicze, Wojsznaryszki Wielkie, Nową Wieś i Graużyszki. Po zajęciu Wileńszczyzny przez Armię Czerwoną, latem i jesienią 1944 r., por. Kitowski najpierw ukrywał się, następnie z rozkazu komendy okręgu przystąpił do walki z bolszewikami w ramach Oddziału nr 1 Samoobrony Czynnej Ziemi Wileńskiej.
„Likwiduję wszystko, co spotykam na drodze”
Pod okupacją sowiecką Wileńszczyzny, w listopadzie 1944 r., rtm. Władysław Kitowski, wraz z grupą swoich żołnierzy, dołączył do oddziału partyzanckiego AK ppor. Hieronima Piotrowskiego „Jura”, który to w grudniu przekazał rtm. „Orliczowi” komendą na całą formację.
We wspomnieniach ten ostatni zapisał: „Dzień w dzień prowadzimy potyczki ze ścigającymi nas oddziałami bolszewickimi. Uderzam na miejscowości, w których stwierdzam zgrupowania ludzi przeznaczonych na wywózkę do ZSRS, np. na Słobódkę. Tam wszyscy aresztowani w chwili mojego uderzenia pouciekali. Straciłem zabitego konia. Uderzam też na mniejsze oddziały bolszewickie. Organizuję w pobliżu dużych garnizonów sowieckich zasadzki. Wyłapuję, często bez strzału, po kilkudziesięciu bolszewików dziennie. Likwiduję wszystko, co spotykam na drodze swego marszu. Oczywiście w granicach możliwości własnych. Włącznie z prelegentami cywilnymi wysyłanymi przez władze komunistyczne w teren celem »nawracania« i ujarzmiania chłopa naszego na krwiożerczą wiarę stalinowską. Przy bardzo czułym i silnym ubezpieczeniu obchodzimy wigilię Bożego Narodzenia 1944 r. w majątku Stefaniszki (własność Dumnickich), zorganizowaną przez kilka pań kierowanych przez łączniczkę »Margaritę« [żonę rtm. „Orlicza”]. Ona z narażeniem życia osobiście przywiozła kapelana z opłatkami i dużo paczek z listami dla partyzantów jako prezenty od społeczeństwa wileńskiego”.
Z czasem pętla obławy sowieckiej zaczęła zaciskać się wokół oddziału dość szczelnie. Rotmistrz w dalszej części swoich wspomnień tak przedstawił trudy służby polowej z tego okresu: „Bolszewicy rzucają przeciwko nam silnie uzbrojone bataliony, wzmocnione artylerią na płozach. Kukuruźniki sowieckie wciąż nas ścigają, nie dając chwili wytchnienia. Robimy codziennie duże przeskoki, a ciągnięta na końcu kolumny jodła zamiata nasze ślady. Zapadnięcie zmroku jest dla nas wytchnieniem. Bywają okresy, że po dwanaście dni nikt z nas nie zachodzi do żadnej chałupy. Mam kłopoty z rannymi i chorymi. Dzień w dzień walki z osaczającymi nas oddziałami bolszewickimi wyczerpują siły fizyczne (…). Staczając liczne potyczki w ciężkich warunkach żywimy się przeważnie kawałkami zmarzniętego mięsa odmrażanego we własnych ustach. Silne mrozy dochodzące do minus 30 stopni Celsjusza powiększają problemy nie do rozwiązania. O rozpalaniu ognisk nie ma mowy. Śpimy na saniach”.
W porównaniu do okupacji niemieckiej były to warunki wręcz ekstremalnie ciężkie.
Czytaj więcej: Jan Żaryn: Armia Krajowa była częścią fenomenu Polskiego Państwa Podziemnego
| Fot. zbiory IPN
W ostatnim boju
Joanna Wieliczka-Szarkowa w tomie „Żołnierze wyklęci. Niezłomni bohaterowie” tak ukazała ostatnią bitwę oddziału rotmistrza: „Po koncentracji oddziałów Witolda Turonka »Tumrego« i Władysława Kitowskiego »Orlicza«, razem liczących około 200 żołnierzy, partyzanci wyruszyli na zachód, za »linię Curzona«. Ale ten »marsz do Polski« był kontrolowany przez Sowietów. Gdy tylko polskie oddziały przeszły za Niemen do akcji przeciw nim ruszyły dziesięciokrotnie liczniejsze pułki strzeleckie wojsk wewnętrznych NKWD. W kilkugodzinnej walce, w śniegu po pas, we wsi Rowiny koło Korelicz w powiecie nowogródzkim, 29 stycznia 1945 r. partyzanci zostali rozbici, tracąc 89 poległych. Wielu rannych zostało dobitych przez Sowietów. Do niewoli dostało się 25. Ppor. Hieronim Piotrowski »Jur« przejął dowodzenie po rannym »Orliczu« i wyprowadził z okrążenia dużą grupę żołnierzy. Miesiąc później, już tylko z siedmioma ludźmi, po trzytygodniowym rajdzie saniami przez Puszczę Rudnicką i Ruską, wzdłuż Kanału Augustowskiego, »Jur«, jak sam napisał, szczęśliwie przekroczył (po starciu z bolszewikami) tzw. granicę”. Poległ dwa lata później na kwaterze we wsi Brzuza koło Węgrowa zaskoczony przez obławę komunistycznej bezpieki.
Z kolei sam rtm. Kitowski tak przedstawił tę bitwę: „Nadszedł dzień krytyczny. W przeddzień dołączył do mnie ze swym oddziałem na saniach por. [Witold Turonek] »Tur«. Niespodziewanie zostaliśmy otoczeni przez hordy bolszewików w Rowinach koło miasteczka Korelicze. Rozpoczęła się walka na śmierć i życie z kilkakrotnie przewyższającym nas liczebnie wrogiem. Śnieg głębokości metra utrudniał poruszanie się. W pewnym momencie jeden z moich sześciu cekaemów »Maxim« zsunął się z podbudowy stanowiska. Karabinowy nie mógł dać sobie rady. Podskoczyłem, aby wyciągnąć ciężką broń ze śniegu. W tym momencie z wysiłku pękła mi przepona brzuszna. Dałem rozkaz wycofania się. Zostałem sam. Widziałem, że nieprzyjaciel otacza mnie, a ja nie mogłem się ruszyć. Chciałem strzelić sobie w łeb. By nie dać się schwytać żywcem sięgnąłem do kabury po pistolet, ale w tym momencie kapral »Grzybek« wyrwał mi broń z ręki, a por. »Jur« ze wszystkimi naszymi siłami rzucił się do przeciwuderzenia. Nieprzyjaciel cofnął się”.
Mieszkanki Kaczyc, Lidia Wysocka i Helena Stańko, zapamiętały, że „zabitych [Polaków] było bardzo dużo. Ciała zwozili na saniach. Grzebały poległych żołnierzy kobiety z Kaczyc. Ciała złożono w dwóch zbiorowych mogiłach pod Kaczycami za wąwozem i koło cmentarza w tak zwanych »rowkach«”.
| Fot. pochodzi z publikacji J. Urbankiewicza, „ORKO. ODDZIAŁ ROZPOZNAWCZY KOMENDANTA OKRĘGÓW”, ŁÓDŹ B.D.W.
| Fot. zbiory IPN
„Zostałem przerzucony do tak zwanej Polski”
Dalsze losy rtm. Władysława Kitowskiego związane były z ciągłym ukrywaniem się i zmianą miejsc zamieszkania. We wspomnieniach zapisał: „Będąc zupełnie chorym, zameldowałem się u komendanta okręgu AK w Wilnie [mjr. Stanisława Heilmana „Wileńczuka”], który polecił mi przekazać dowództwo oddziału [cichociemnemu] por. [Adamowi Boryczce] «Tońce». Potem zostałem przerzucony do tak zwanej Polski. Tam byłem wciąż ścigany i poszukiwany przez NKWD i UB. Przez pierwszych osiem miesięcy, będąc ciężko chorym, ukrywałem się w okolicy Doliny Ojcowskiej pod Krakowem. Zmieniałem nazwiska i miejsca zamieszkania będąc świadomy tego, że jestem skazany przez trybunał moskiewski na karę śmierci. Udało mi się przetrwać w niewiarygodny sposób do chwili obecnej i ucieczki z «czerwonego raju». Pismo o moim awansie do stopnia rotmistrza zostało mi doręczone przez płk. [Juliana Kulikowskiego] «Ryngrafa» jesienią 1944 r. Zatwierdzone było przez gen. [wł. płk. Aleksandra Krzyżanowskiego] «Wilka»”.
Wyrok śmierci na rtm. „Orlicza” nie został wydany zaocznie w ZSRS. Nie było takiej praktyki. Znajdował się on natomiast na listach oficerów polskich ściganych przez sowieckie służby bezpieczeństwa. Po aresztowaniu w PRL zapewne byłby „sądzony” przez komunistyczny trybunał na terenie Polski lub też deportowany do Sowietów i tam, za zwalczanie bolszewików na Wileńszczyźnie, skazany w Moskwie na kilkanaście lat łagrów.
Rtm. Kitowski ukrywał się początkowo koło Ojcowa pod Krakowem. Zmieniał potem dość często miejsca swojego pobytu osiedlając się między innymi w Gdyni i Gdańsku. Dłużej mieszkał w Sopocie przy ul. Monte Cassino 3/2. Pod fałszywym nazwiskiem pracował jako rzeczoznawca w Przedsiębiorstwie Kontroli Ładunków „Polcargo” Oddział w Gdyni.
W sierpniu 1966 r., pod zmienionymi personaliami, jako Ryszard Gokołowski (urodzony 18 lutego 1908 r. w Wilnie), wyjechał z wycieczką turystyczną „Orbisu” do Szwecji. W kartotece gdańskiej bezpieki znajduje się zapis, że odmówił powrotu. Po ucieczce z PRL osiadł w Sztokholmie.
Zmarł 18 października 1981 r. w wieku 69 lat. Pochowany został na cmentarzu Haga Norra w Sztokholmie. Na tablicy nagrobnej wyryta została ponownie zmieniona data urodzenia z prawdziwymi i fałszywymi personaliami: „Rtm. Władysław Kitowski alias Ryszard Gokołowski »Grom« 8 luty 1918 r. – 18 października 1981 r.”. Był odznaczony wręczonym mu w Londynie Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari.
Opuszczając PRL, rotmistrz pozostawił w kraju drugą żonę Marię Landsberg-Kitowską z d. Szpakowską „Margaritę” i córkę w wieku 19 lat. Małżonka była wnuczką powstańca z 1863 r. Urodziła się w 1920 r. w Nowej Wilejce jako córka Edwarda i Marii z Ipohorskich Lenkiewicz. Mieszkała tam przy ul. Letniej 9. Ojciec był inżynierem pracującym do 1934 r. w Okręgowej Dyrekcji Kolei w Wilnie.
Naukę w Gimnazjum im. Adama Czartoryskiego o profilu humanistycznym Maria przerwała w 1936 r. ze względów zdrowotnych. Przez następne dwa lata nauki pobierała na prywatnych korepetycjach w domu. Od dziecka wykazywała talent artystyczny do malowania obrazów i wykonywania szkiców. Od września 1938 r. studiowała na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Stefana Batorego.
W okresie okupacji była łączniczką wileńskiej AK. Kierowała zespołem kobiet przenoszących meldunki, broń, amunicję, szyjących dla Oddziału Rozpoznawczego Komendy Okręgu emblematy 13. Pułku Ułanów Wileńskich, poszukujących w terenie siodeł dla zwiadowców konnych. Po wejściu bolszewików mieszkała w Wilnie na Zwierzyńcu przy ul. Sosnowej.
W PRL, rok przed swoją śmiercią, ufundowała i przekazała por. Jerzemu Urbankiewiczowi „Jurkowi” tablicę epitafijną ORKO wmurowaną w listopadzie 1989 r. w kościele św. Bartłomieja w Gdańsku. Zmarła w październiku 1990 r. Została pochowana na cmentarzu Gdańsk-Oliwa.
Czytaj więcej: 76 lat temu Armia Krajowa odbiła Ejszyszki
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 32 (93) 12-18/08/2023