Więcej

    Spacer ze słońcem

    Po Lizbonie, nazywanej miastem światła, nawet w listopadzie można chodzić w koszulce z krótkim rękawem. I właśnie do słonecznej stolicy Portugalii, w pochmurne listopadowe dni, zabieramy Czytelników „Kuriera Wileńskiego”.

    Czytaj również...

    Kiedy Wilno w oczekiwaniu na śnieg zanurza się w jesiennych mgłach i szarościach, w Portugalii, na drugim krańcu Unii Europejskiej, temperatury sięgają 20°C. Niebo ma kolor błękitny, a parki i ogrody mienią się nie tylko soczystą zielenią, ale całą paletą kwietnych barw. Zapraszamy zatem na mały spacer ze słońcem, które w Lizbonie nawet w listopadzie i grudniu świeci wysoko i jasno, poprawiając humory mieszkańców i turystów. 

    Usta piekieł

    Przywitać wschodzące słońce jedziemy nad Atlantyk. Żeby zdążyć, taksówkę trzeba zamówić, gdy Lizbona pogrążona jest jeszcze we śnie. 25 euro, pół godziny jazdy i jesteśmy w Cascais, a dokładnie w Boca do Inferno, czyli w Ustach Piekieł. To niezwykła formacja skalna, w której wody oceanu z hukiem rozbijają się o fantastycznie wyrzeźbione ściany małej jaskini. 

    Kiedy człowiek ujrzy to pierwszy raz, jest pod ogromnym wrażeniem, ale gdy jeszcze zobaczy efekt w promieniach wschodzącego słońca, widok dosłownie odbiera mu mowę. Choć wody spokojne, rozpryskujące się fale przypominają wybuch wulkanu, a ciekawość każe wyobrazić sobie, co dzieje się, kiedy na oceanie hula sztorm. Patrząc z tego miejsca w stronę horyzontu, można sobie uświadomić, jak wielkimi śmiałkami musieli być ci, którzy przed ponad pięciuset laty wyruszali stąd na okrętach w poszukiwaniu nieznanych lądów.

    Trudno rozstać się z Ustami Piekieł, czas jednak wracać do Lizbony. Spacerem, pośród kwitnących przydomowych ogrodów, udajemy się na dworzec kolejowy w centrum letniskowego Cascais. Stamtąd jedziemy do stolicy. Droga wiedzie wzdłuż szeroko rozlanego Tagu, najważniejszej portugalskiej rzeki. Perony niektórych stacji usadowione są właściwie na plaży. Trudno nie zazdrościć tym, którzy każdego dnia dojeżdżają z nich do pracy czy szkoły pociągiem.

    Plac Handlowy jest jednym z najbardziej reprezentacyjnych w Lizbonie. Jego głównymi elementami są pomnik Józefa I oraz Łuk Triumfalny
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Plac Handlowy

    Kolejka dowozi nas w pobliże Praça do Comércio, jednego z głównych placów Lizbony. Dzisiaj nazywany jest placem Handlowym, ale dawnej nosił nazwę placu Pałacowego, bo przed straszliwym trzęsieniem ziemi w 1755 r. stał tam pałac królewski. To właśnie na tym placu Lizbona witała marynarzy wracających z dalekich wypraw i miały miejsce najważniejsze wydarzenia w historii Portugalii. 

    Tereny, na których znajduje się plac, dostały impuls do rozwoju w początkach XVI w., kiedy to król Manuel I postanowił zbudować w tym miejscu swoją nową siedzibę – pałac Ribeira. To właśnie wtedy, w dobie wielkich odkryć geograficznych, powstał nieistniejący już pałac, a także zabudowania portowe i szereg instytucji odpowiedzialnych za handel z nowymi terytoriami oraz ich zarządzaniem. Wiele z nich mieściło się właśnie przy Praça do Comércio, w tym m.in. słynna Casa da India.

    Po trzęsieniu ziemi zaprojektowano regularny plac otwarty od strony rzeki. Jego wymiary to 177 na 192,5 m, a plan architektoniczny został zrealizowany prawie w całości w XVIII w. Nadbrzeże, którego schody opadają do Tagu, jest niezwykle klimatycznym miejscem. Głównymi elementami odbudowanego placu są pomnik Józefa I oraz Łuk Triumfalny, a także potężne zabudowania budynków otaczających plac z trzech pozostałych stron. Mają one na parterze obszerne galerie, a mieszczą się w nich obecnie m.in. Ministerstwo Sprawiedliwości, a także najstarsza kawiarnia w Lizbonie – Cafe Martinho da Arcada, z 1782 r. Rozległy obszar placu zamykają dwie potężne wieże, które mają symbolizować dawny pałac i jego wielkość. Miejsce to, najczęściej oczywiście tonące w słońcu, jest jednym z najbardziej reprezentacyjnych, a jednocześnie ulubionych zarówno przez gości, jak i mieszkańców Lizbony.

    Okolice placu Handlowego na mozaice azulejos
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Muzeum azulejos

    Z placu Handlowego autobusem 728 jedziemy wzdłuż Tagu w stronę Oceanarium. Po drodze mijamy mało ciekawe zabudowania portowe, a pośród nich, w pięknym, dawnym klasztorze Matki Boskiej, muzeum azulejos (Museu Nacional do Azulejo), czyli kafli, którymi pokryta jest większość budynków w Lizbonie. 

    Muzeum powstało w 1965 r., zaś klasztor, w którym zostało zlokalizowane, został ufundowany przez królową Leonorę w 1509 r. Klasztor został odbudowany po trzęsieniu ziemi z 1755 r., a jego wnętrza uchodziły za jedne z najwspanialszych w całej Lizbonie. Kolekcja muzealna idealnie wpasowana jest w pomieszczenia, toteż zapoznając się z nią, poznajemy też architekturę dawnego klasztoru. Tym, co na wielu zwiedzających robi największe wrażenie, jest kościół bogato zdobiony malowidłami oraz panelami z płytek azulejos. Warto zwrócić w nim uwagę m.in. na kaplicę św. Antoniego z XVIII-wieczną barokową dekoracją autorstwa Andrégo Gonçalvesa.

    Kolekcja azulejos jest największą tego typu w Portugalii, a przedstawia rozwój płytek od XV w. aż do chwili obecnej. Podczas zwiedzania jesteśmy najpierw prowadzeni przez wystawy prezentujące różne techniki i materiały do tworzenia kafli. Następnie szlak prowadzi chronologicznie przez wieki rozwoju płytek. Na najwyższej kondygnacji powszechny zachwyt wzbudza kompozycja przedstawiająca panoramę Lizbony przed tragicznym w skutkach trzęsieniem ziemi z 1755 r. Wykonana 17 lat wcześniej składa się z ponad 1300 elementów, ma 23 metry szerokości i w całości wykonana jest z biało-niebieskich płytek azulejos.

    Muzeum azolejos
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Oceanarium

    To jedna z największych atrakcji turystycznych w portugalskiej stolicy, uwielbiana nie tylko przez dzieci, lecz także przez dorosłych. Oceanarium jest zlokalizowane w najnowszej dzielnicy Lizbony – Parku Narodów, który powstał po wystawie Expo ’98 – i jest największym tego typu obiektem w Europie. Jego centralnym punktem jest ogromne akwarium. Ma pojemność prawie 5 tys. metrów sześciennych, czyli mieści ponad pięć milionów litrów wody! Jego ściany tworzą 27-centymetrowej grubości szyby akrylowe. Za nimi zobaczyć można m.in.: rekiny, płaszczki, barakudy, samogłowy, tuńczyki czy mureny. Podziwiać można je zarówno z poziomu parteru, jak i pierwszego piętra.

    Oceanarium w Lizbonie posiada w swojej kolekcji ponad 16 tys. różnych zwierząt 450 gatunków! Główny zbiornik jest otoczony przez cztery dwukondygnacyjne części, z których każda prezentuje florę i faunę innego oceanu. Podziwiać w nich możemy zatem życie i środowisko Oceanu Spokojnego, Atlantyckiego, Indyjskiego oraz Arktycznego. W tym ostatnim przypadku poczujemy chłód, podziwiając maszerujące i kąpiące się wokół nas pingwiny, a w przedostatnim – tropikalny upał, gdy zapuścimy się w las bujnej roślinności. Oceanarium pozwala przenieść się w głębiny podwodnego świata, w którym bez chwili nudy spędzić można nawet cały dzień, aż do zachodu słońca. 

    Lizbońskie oceanarium należy do najnowocześniejszych w Europie. Posiada 16 tys. różnych zwierząt, które podziwiać można na dwóch kondygnacjach | Fot. Jarosław Tomczyk

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Wilniuk na wszystkich kontynentach


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 47 (136) 25/11-01/12/2023

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Od Paryża do Paryża

    Jarosław Tomczyk: Rok 1924 to czas olbrzymiego kryzysu gospodarczego w Polsce. Wysłanie ekipy na igrzyska olimpijskie było chyba nie lada wyzwaniem dla działaczy?  Daniel Lis: Przygotowania do startu w igrzyskach Polacy podjęli już w 1920 r., gdy odbyły się one...

    Spacerem po krakowskim Festiwalu Miłosza

    Bardzo się cieszę, że „Kurier Wileński” o nas nie zapomina – wita nas z uśmiechem Anna Szczygieł, PR manager Festiwalu. Spotykamy się w upalny niedzielny poranek, ostatni czerwcowy, na krakowskim Rynku Głównym pod numerem 20, przed zamkniętą jeszcze bramą...

    Przypadek? Nie sądzę!

    Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze. Niechlubnej tradycji stało się zadość i polscy piłkarze swój udział na dużym turnieju znów ograniczyli do trzech meczy grupowych. Mówi się powszechnie, że w obecnej formule mistrzostw Europy jest prawie niemożliwe, by szanse...

    Piłkarskie Euro w czasach kryzysu

    Kiedy 18 lat temu Niemcy były organizatorem piłkarskich mistrzostw świata, było to widoczne dosłownie na każdym kroku. Miasta gospodarze tonęły w okolicznościowych dekoracjach, flagi powiewały z okien licznych mieszkań, ulicami jeździły przyozdobione samochody. Mundial toczył się pod hasłem: „Świat...