Zwycięzcą tegorocznej Eurowizji został szwajcarski raper i muzyk Nemo Mettler, który wykonał piosenkę „The Code”. Co ciekawe, do tego sukcesu przyczynili się też Polacy – współproducentami utworu są m.in. Wojciech Kostrzewa i Nikodem Milewski.
Litwę w tym roku reprezentował piosenkarz Silvester Belt, który w finale uplasował się na 14. miejscu. O wynikach zadecydowali jurorzy i telewidzowie ze wszystkich krajów rywalizujących w konkursie, jak i telewidzowie z krajów nieuczestniczących. Serwis EurovisionWorld.com podał, że najwięcej punktów Litwa otrzymała od Ukrainy: 5 pkt przyznała komisja, a 7 pkt publiczność. Publiczności z Łotwy i Wielkiej Brytanii dały Litwie po 8 pkt (tamtejsze komisje nie przydzieliły naszemu krajowi ani jednego punktu). To były największe gratyfikacje punktowe dla Litwy w finale.
Czytaj więcej: Eurowizja 2025 odbędzie się w Szwajcarii. „Litewskim wykonawcom idzie coraz lepiej”
Szansa dla młodych
Eurowizja na Litwie często jest nazywana – obok koszykówki – narodowym sportem, a nawet religią. Pozostaje najchętniej oglądanym programem muzycznym w naszym kraju. W 2023 r. finał śledziło grubo ponad 800 tys. osób. Zresztą konkurs cieszy się popularnością nie tylko u nas. W 2022 r. finał Eurowizji na całym świecie oglądało 161 mln osób.
– Na Litwie Eurowizja jest uważana za jeden z najważniejszych konkursów muzycznych. Na zasadzie: raz zaśpiewał i jesteś popularny. To najbardziej rozpoznawalny konkurs, który szalenie pomaga popularyzować własną osobowość i twórczość. Dlatego wszyscy chcą tam trafić. Ważne są też eliminacje krajowe, ponieważ ludzie je oglądają. A kiedy się wygrywa eliminacje, to akcje takiego młodego artysty rosną. Duża scena, duże możliwości. Ostatnio słyszałam wypowiedź jednego z naszych finalistów, który stwierdził, że po tym, jak trafił do finału eliminacji, sądził, że będzie znany na całym świecie. Na całym świecie na pewno nie, ale z pewnością pewna grupa, nazwijmy ją, fanów Eurowizji, o nim usłyszy. Występowałam na Eurowizji przed 13 laty i do dziś otrzymuję listy od fanów. Nie z Litwy, tylko z całej Europy! Dlatego sądzę, że jest to bardzo fajna atrakcja i dobry start dla młodego artysty – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” znana litewska piosenkarka Ewelina Saszenko, Polka, która reprezentowała Litwę w 2011 r. piosenką „C’est ma vie”.
Czytaj więcej: Ewelina Saszenko: Żyję muzyką!
Litewski sukces z 2006 r.
Pierwsza Eurowizja odbyła się w dalekim 1956 r., wówczas w rywalizacji wzięło udział zaledwie osiem państw. Litwa była wtedy pod sowiecką okupacją.
Pierwszy raz nasz kraj wystąpił w konkursie w 1994 r. Litwę wówczas reprezentował Ovidijus Vyšniauskas, który zebrał… zero punktów. Przez pięć lat Litwa nie wysyłała własnych wykonawców. W 1999 r. spróbowała ponownie swoich sił, wysyłając Aistę Smilgevičiūtė z piosenką „Strazdas”. Piosenkarka zdobyła 13 pkt i uplasowała się w finale na 20. miejscu. Od 2001 r. Litwa jest już stale obecna w konkursie.
— Największy sukces Litwy przypadł na rok 2006. Wówczas kraj reprezentował zespół LT United z przekorną piosenką „We Are the Winners”. Litewska reprezentacja muzyczna zajęła szóste miejsce. „Nie sądzę, że nam czegokolwiek zabrakło. Po prostu zawsze bywa tak, że jest ktoś, kto również wykonał dobrą pracę. Nie da się tutaj prognozować i zaplanować zwycięstwo. Oczywiście, ważne jest przygotowanie, ale też szczęście. Zależy przed kim zagrałeś, kto śpiewał po tobie, jakie wywarłeś na publiczności” – dzielił się po latach frontman LT United, legenda litewskiej sceny rockowej Andrius Mamontovas.
Wpływy polityki
Ewelina Saszenko również sądzi, że wygrana w konkursie nie zależy tylko od jakości występu. – To wyłącznie moja opinia, ale moim zdaniem Eurowizja w dużym stopniu jest konkursem politycznym. To znaczy jedne kraje mają więcej przyjaciół, inne mniej – przyznaje piosenkarka.
Polityka w tym roku była widoczna nie tylko w głosowaniach. Przed finałem w Malmö odbyła się wielotysięczna demonstracja. Uczestnicy wiecu protestowali przeciwko udziałowi Izraela w konkursie. Wieczorem policja przeciwko protestującym użyła nawet gazu łzawiącego.
Mimo tych niuansów polska artystka uważa, że jej występ miał znaczenie dla dalszej kariery. – Oczywiście, kiedy wygrałam eliminacje, to było dla mnie duże wyzwanie. Było wiele pracy i nie było czasu na myślenie, że teraz będę gwiazdą i teraz mnie muszą kochać oraz szanować. Byłam bardzo młoda. Pierwsza myśl była taka, co mam robić, aby pokazać się jak najlepiej, aby nie przynieść wstydu własnemu krajowi. Byłam inaczej wychowywana. Moi rodzice oczekiwali, abym nigdy nie zadzierała nosa. To był bardzo trudny okres. Miałam wiele koncertów, bo każdy wtedy chciał mnie zaprosić. Myśl, że stałam się bardziej popularna i rozpoznawalna, przyszła do mnie gdzieś po sześciu latach – wspomina Saszenko.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że nigdy nie była wielką miłośniczką europejskiego konkursu muzycznego. – Powiem szczerze, w ogóle nie interesuję się Eurowizją. To znaczy, jeśli miałam wolny wieczór i byłam w domu, to oczywiście oglądałem tę rywalizację. Natomiast nigdy nie byłam i nadal nie jestem wielką fanką Eurowizji – deklaruje.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 19 (56) 18-24/05/2024