Więcej

    Piłkarskie Euro w czasach kryzysu

    Na stadionach i w strefach kibica trwa piłkarskie święto, ale poza nimi trudno zauważyć, że w Niemczech odbywa się wielka sportowa impreza. Mistrzostwa Europy w piłce nożnej mężczyzn przebiegają pod znakiem zaostrzonych środków bezpieczeństwa i oszczędności.

    Czytaj również...

    Kiedy 18 lat temu Niemcy były organizatorem piłkarskich mistrzostw świata, było to widoczne dosłownie na każdym kroku. Miasta gospodarze tonęły w okolicznościowych dekoracjach, flagi powiewały z okien licznych mieszkań, ulicami jeździły przyozdobione samochody. Mundial toczył się pod hasłem: „Świat w gościnie u przyjaciół”, i rzeczywiście rozradowany, wielobarwny tłum kibiców z całego świata mógł się czuć, jakby całe Niemcy nie mogły się nacieszyć jego obecnością. Tegoroczne Euro tak optymistycznie nie wygląda. Pandemia, wojna w Ukrainie i kryzys gospodarczy nad Renem odznaczyły na nim swoje piętno.

    Kibice Albanii i Chorwacji aż do przesady manifestowali przyjaźń podczas meczu swoich reprezentacji
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Zagrożenia i obawy

    Wzmożone środki bezpieczeństwa widać już na niemieckich granicach, gdzie służby postawione są w stan pełnej gotowości. Wszystkie samochody wjeżdżają w specjalne przygotowane zwężenie, przez które posuwają się z prędkością góra 10 km/h. 

    Uzbrojeni po zęby policjanci przyglądają się uważnie przejeżdżającym, a auta, które nasuwają jakieś podejrzenia, kierowane są pod specjalny namiot. Tam przechodzą kontrolę i dopiero po niej, o ile oczywiście wszystko jest w porządku, mogą wjechać na teren Niemic.

    Rzecz jasna rodzi to utrudnienia, trzeba być przygotowanym na tworzenie się korków. – Postanowiliśmy, że kontrole będą obecne na wszystkich granicach, tak aby zapobiec przedostaniu się na terytorium naszego kraju niebezpiecznych jednostek, które mogłyby potencjalnie stosować przemoc. To jest niezbędne, abyśmy mogli zapewnić najlepszą ochronę podczas tego najważniejszego wydarzenia międzynarodowego – tłumaczyła przed rozpoczęciem Euro Nancy Faeser, niemiecka federalna minister spraw wewnętrznych. 

    Niemcy w trakcie trwającego miesiąc turnieju spodziewają się ok. 12 mln gości. O ich bezpieczeństwo dba aż 55 tys. przedstawicieli różnych służb, z czego prawie 2,5 tys. z zagranicy. Wyzwań jest bardzo wiele. Największym wydaje się ochrona dla reprezentacji Ukrainy, ale lista potencjalnych zagrożeń jest dłuższa. Przede wszystkim terroryzm. W sondażach aż 35 proc. Niemców przyznało, że obawia się zamachu w trakcie mistrzostw. Obawy rodzą też jednak chuligani, hakerzy i rozmaici aktywiści. 

    Pierwszy alarm nastąpił, jeszcze zanim turniej się rozpoczął. Na kilka godzin przed inauguracyjnym meczem Niemców ze Szkocją w Monachium w Berlinie ewakuowano około tysiąca osób ze strefy kibica nieopodal Reichstagu, a nie wykluczano nawet ewakuacji niemieckiego parlamentu. Funkcjonariuszom podejrzany wydał się plecak pozostawiony w strefie przez któregoś z nierozważnych fanów. Alarm okazał się na szczęście fałszywy, ale sytuacja pokazuje, jak wyczulone są służby na nawet najdrobniejsze zagrożenia. 

    Przy okazji tej sytuacji niemieckie media przypomniały, że na początku maja jedno ze skrzydeł tzw. Państwa Islamskiego zaprezentowało grafikę przedstawiającą terrorystę z karabinem na pustym stadionie z hasłem „strzel ostatniego gola!”, na której wymieniono trzy miasta: Dortmund, Monachium i właśnie Berlin. Służby błyskawicznie zakomunikowały, że to działanie, które ma na celu jedynie wywołanie strachu i zepsucie kibicom zabawy, ale cokolwiek by powiedziały, obawy będą żywe do końca mistrzostw.

    Dużą popularnością cieszą się podczas Euro stragany z nieoficjalnymi pamiątkami
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Bójki i manifestacje

    Incydentów jest więcej. Doszło do nich także przy okazji spotkań Polaków. Ich pierwszy mecz z Holandią w Hamburgu policja zaliczyła do spotkań wysokiego ryzyka, wiedząc, że fani obu reprezentacji mieli w przeszłości sporo grzechów na sumieniu. Ściągnięto aż 200 zastępów policji. 

    Godzinę przed meczem, w dzielnicy St. Pauli, podczas przemarszu kibiców, policjanci musieli użyć broni. Został postrzelony jeden z fanatyków, który zaczął grozić policjantom kilofem. Nie pomogła interwencja gazem pieprzowym. W jego plecaku znaleziono koktajl Mołotowa, który prawdopodobnie chciał podpalić w strefie kibica. 

    Berlińska policja poinformowała, że gazu pieprzowego użyła także do pacyfikacji bójki po meczu Polski z Austrią. Policjantów wezwały służby porządkowe obsługujące strefę kibica w pobliżu Bramy Brandenburskiej. Funkcjonariusze po dotarciu na miejsce zostali obrzuceni butelkami i kamieniami. Jak poinformowano, zatrzymano wiele osób, niestety, w tym wypadku głównie Polaków. 

    Gorąco było także na trybunach Volksparkstadionu w Hamburgu podczas meczu Chorwacji z Albanią. Kibice obu reprezentacji, którzy bratali się przed meczem, zaczęli wspólnie nawoływać do zabijania Serbów. Serbska federacja zareagowała od razu. – To, co się stało, jest skandaliczne. Nie chcemy uczestniczyć w czymś takim. Jeśli UEFA ich nie ukarze, zastanowimy się, jakie kroki dalej podjąć. Nawet jeśli ma to oznaczać brak dalszej gry w turnieju – powiedział Jovan Surbatović, sekretarz generalny FSS. 

    Ostatecznie UEFA ukarała obydwie federacje za zachowania kibiców karami w wysokości po kilkadziesiąt tysięcy euro. Bardzo ostro potraktowany został także albański zawodnik Mirlind Daku, który po spotkaniu przez megafon krzyczał w stronę kibiców: „Je… Serbię i Macedonię!”. Mimo że później przeprosił za swoje zachowanie, tłumacząc je emocjami, został zdyskwalifikowany na dwa mecze. 

    UEFA zawiesiła także akredytację dla kosowskiego dziennikarza Arlinda Sadiku. Ukarała go w ten sposób za polityczny gest albańskiego dwugłowego orła, jaki pokazał podczas meczu Anglia–Serbia. Nie było zaskoczeniem, że dostawał potem nawet groźby śmierci. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    W Berlinie strefę kibica zorganizowano przez Bramą Brandenburską. Stoi tam największa na świecie bramka piłkarska, w której umieszczono telebim
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Duch mistrzostw

    Żeby ten reportaż nie wybrzmiał w zbyt ponurych barwach, trzeba podkreślić, że przytoczone wyżej zdarzenia są na szczęście jedynie stosunkowo drobnymi incydentami. Mistrzostwa (ich finał zaplanowano na 14 lipca) przebiegają pod znakiem znakomitego poziomu sportowego. Drużyny prezentują atrakcyjny, ofensywny styl, pada mnóstwo pięknych goli. Spotkania trzymają w napięciu do samego końca, rozstrzygając się często w ostatnich minutach. Meczom towarzyszy świetna atmosfera na stadionach i w strefach kibica, które zorganizowane są w każdym z dziesięciu miast gospodarzy. 

    W stolicy, Berlinie, są aż dwie strefy, oddalone od siebie o 400 metrów, czyli dosłownie pięć minut spaceru. Pierwsza znajduje się pod Reichstagiem, druga przed Bramą Brandenburską. Przed najsłynniejszą berlińską bramą stoi największa na świecie bramka piłkarska. Wewnątrz niej znajduje się wielki telebim, na którym transmitowane są turniejowe spotkania, a cała strefa wyłożona jest długim na dwa kilometry dywanem, przypominającym trawę na boisku piłkarskim. 

    Pod Reichstagiem z kolei zlokalizowany jest ponoć największy na świecie bar połączony z licznymi strefami rozrywki. Wstęp do stref jest darmowy, ale ceny już nie tak przystępne. Napój 0,3 l to wydatek 4 euro, półlitrowy – euro więcej. Za piwo w zależności od gatunku trzeba zapłacić 6–7 euro. 

    Drogo, a właściwie bardzo drogo jest w sklepikach z oficjalnymi pamiątkami z mistrzostw. T-shirty kosztują 30 euro, polówki 45. Ba! Magnes z logo Euro 2024 to wydatek 10 euro! Tyle samo kosztuje turniejowy program. Co gorsza, asortyment nie wydaje się szczególnie atrakcyjny, a oferta niezbyt szeroka. Oczywiście znajduje nabywców, ale trudno powiedzieć, żeby przed stoiskami ustawiały się kolejki. Większe zainteresowanie zdają się budzić stragany pod stadionami z pamiątkami, których swoim logo nie sygnuje UEFA.

    Ceny w sklepikach z oficjalnymi gadżetami turnieju są bardzo wysokie
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    To, co mocno rzuca się w oczy, to fakt, że poza stadionami i strefami kibica mistrzostw w Niemczech prawie nie widać. W miastach nie ma dekoracji, nie widać banerów, flag czy billboardów. Powód wydaje się prozaiczny – oszczędności, bo kryzys gospodarczy w Niemczech nie jest czymś wyimaginowanym, tylko realnym. 

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Nie czuć też powszechnego entuzjazmu, jaki dominował 18 lat temu, gdy kraj nad Łabą i Renem organizował piłkarski mundial. Mimo że reprezentacja gospodarzy spisuje się bardzo dobrze, tylko sporadycznie spotyka się samochody przyozdobione narodowymi chorągiewkami czy powiewające z okien flagi. Krzyki z sąsiednich mieszkań po strzelonych golach słychać raczej, gdy zdobywa je reprezentacja Turcji niż podopieczni Juliana Nagelsmanna. Niemcy mają dzisiaj wiele innych problemów niż piłka nożna, a największym wydaje się ten tożsamościowy. 

    Atmosfera na stadionach mistrzostw i wokół nich jest fantastyczna
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Nie brakuje też wpadek czy problemów organizacyjnych, z jakimi znanych z porządku Niemców raczej dotąd nie kojarzono. Czymś powszechnym są opóźnienia pociągów między miastami. Spóźnił się nawet ten, który miał zawieźć reprezentację Polski na mecz z Austrią do Berlina. 

    Niezwykle drobiazgowe kontrole przy wejściach na stadiony przeplatają się z ich zupełnym brakiem. Efektem są nie tylko odpalane na trybunach race, ale nawet kibice, którzy weszli zupełnie bez biletu. Głośna była absurdalna procedura wydawania akredytacji dziennikarskich na początku mistrzostw. Dziennikarze, którzy mają drugie imię, a nie zgłosili tego we wniosku akredytacyjnym (w którym tego nie wymagano), na ponowną weryfikację przez służby i odebranie turniejowej przepustki w niektórych przypadkach czekali nawet kilka dni. Wysłannik „Kuriera Wileńskiego” miał więcej szczęścia. Wszelkim możliwym służbom mniej więcej godzinę zajęło stwierdzenie, że Jarosław Tomczyk i Jarosław Robert Tomczyk to na pewno ta sama osoba.

    Kibice podczas Euro doskonale bawią się także w strefach kibica, które zorganizowano w każdym z miast organizatorów
    | Fot. Jarosław Tomczyk

    Polska oaza

    Poza wspomnianym opóźnieniem pociągu bez większych problemów organizacyjnych przebiegał pobyt na turnieju reprezentacji Polski. Gdy odwiedziliśmy jej bazę treningową w Hanowerze w tamtejszej akademii piłkarskiej, od byłego reprezentanta, a dziś eksperta telewizyjnego, Artura Wichniarka, usłyszeliśmy: – Wszystko przygotowane jest doskonale. Wizytowałem to centrum treningowe już wcześniej, zawodnicy mają tutaj wszystko, co jest im potrzebne. Nie ma się do czego przyczepić. Murawa w stanie idealnym. Nie tak jak np. w wypadku Szwajcarów, którzy narzekali i wystosowali nawet oficjalny list do UEFA, że ich boiska treningowe są źle przygotowane. My takich problemów nie mamy, myślę, że PZPN i kadra są z tego bardzo zadowoleni.

    Z postawy polskiej ekipy zadowolona była też obsługa. – Wszyscy są dla mnie bardzo mili – mówiła nam Iwona Biernat, Polka mieszkająca w Hanowerze od 35 lat, pracująca na obiektach akademii. – Nie miałam jeszcze ani jednego przypadku, żebym mogła powiedzieć, że ktoś był nieuprzejmy. Dotyczy to zarówno kadry, jak i pracujących tu dziennikarzy. Tak jest od samego początku, czyli od pierwszego przyjazdu osób, które ustalały szczegóły organizacyjne pobytu czy później pracowały przy budowie i tworzeniu centrum medialnego reprezentacji Polski.

    Wszystko w porządku było także w hotelu Sheraton Pelikan, w którym mieszkała reprezentacja, choć akurat co do niego Artur Wichniarek zgłaszał drobne zastrzeżenia. – To jest obiekt w centrum miasta. Nie ma w nim takiej oazy spokoju, jakiegoś kawałka ogrodu, żeby usiąść, wyciszyć się, mentalnie odpocząć. Widziałem jednak, że reprezentanci stworzyli sobie tam jakiś kącik do tego celu, także w sumie było okay – skwitował ostatecznie. 

    Biało-Czerwoni, którzy jako ostatni zakwalifikowali się do mistrzostw, niestety… jako pierwsi się z nimi pożegnali. Stracili szansę awansu do dalszej gry już po pierwszych dwóch przegranych meczach z Holandią i Austrią. Ostatnie grupowe spotkanie z Francją było dla nich wyłącznie grą o honor. Stało się to w zasadzie tradycją występów reprezentacji Polski na dużych turniejach w XXI w. Wyjątki z Euro 2016 i katarskiego mundialu przed dwoma laty zdają się jedynie potwierdzać smutną regułę.  

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Czytaj więcej: Polska w Mistrzostwach Europy: zadebiutuje meczem z Holandią


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 25 (73) 29/06-05/07/2024

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Przypadek? Nie sądzę!

    Grali jak nigdy, przegrali jak zawsze. Niechlubnej tradycji stało się zadość i polscy piłkarze swój udział na dużym turnieju znów ograniczyli do trzech meczy grupowych. Mówi się powszechnie, że w obecnej formule mistrzostw Europy jest prawie niemożliwe, by szanse...

    Kulturalne lato w Polsce kusi atrakcjami!

    21 czerwca zabrzmiał w polskich szkołach ostatni dzwonek i rozpoczęły się wakacje. Jak co roku pełne wydarzeń ze wszystkich obszarów kultury: muzycznych, literackich, teatralnych i filmowych.  Redakcja magazynu „Kuriera Wileńskiego” tradycyjnie przygotowała kalendarz tych, które naszym zdaniem zapowiadają się najatrakcyjniej....

    Spacerem po londyńskich muzeach

    Na ulicach stolicy Wielkiej Brytanii usłyszeć można każdy z języków świata. W tej prawdziwej wieży Babel często przebijają się także polski i litewski.  Po wstąpieniu naszych krajów do Unii Europejskiej i otwarciu brytyjskiego rynku pracy dla obywateli Polski i Litwy...

    Gramy u siebie!

    I znów przez cały miesiąc wszystko kręcić się będzie wokół piłki, a oczy (przynajmniej) Europy zwrócone będą na Niemcy, gdzie 24 narodowe reprezentacje będą walczyły o tytuł mistrza Starego Kontynentu. Litwy nie ma wśród nich już niejako tradycyjnie, nie...