Więcej

    Planowanie

    Czytelnik ma prawo nie wiedzieć wielu rzeczy, jakie się dzieją na zapleczu „robienia mediów”. Czy ma tutaj zastosowanie takie powiedzonko, że dobrze jest nie wiedzieć, jak się robi parówki i politykę? Niekoniecznie. Ale pewną rzeczą się podzielę, a bywa ona źródłem licznych frustracji.

    Otóż każdy dziennikarz, którego kontakty są na różnych listach prenumeratorów biuletynów, newsletterów i informacji od instytucji wszelakich, otrzymuje komunikaty prasowe i zaproszenia na konferencje prasowe; przeważnie takie, na których jakiś polityk czy urzędnik chce odtrąbić swój „wielki sukces”. I proszę sobie wyobrazić myśli, przebiegające przez głowę, gdy czyta się mejla o treści: „Zapraszamy dziś na konferencję prasową do instytucji XXX, która odbędzie się o godzinie 9.30 w pod adresem YYY” – wysłanego o godzinie… 8.28. Czytający taki list dziennikarz widzi ten tekst zupełnie inaczej: „Rzuć, cokolwiek właśnie robisz, i mknij przez korki natychmiast, żeby zdążyć na nasze wystąpienie o wyremontowaniu trolejbusa”. I jest to praktyka powszechna.

    Nie wiem, czy wynika ona z tego, że rzecznikom prasowym i innym doradcom ds. komunikacji się wydaje, że skoro mejle z punktu A do punktu B wędrują sekundę, to tyle samo to zajmuje fizycznym ludziom; czy z aktywnego braku szacunku do bliźnich – to już inna sprawa. Dość sobie wyobrazić, że nie zachęca to do dobrej współpracy. Gorzej, że to praktyka prezentowana nie tylko przez instytucje publiczne i polityków, co do których można mieć podejrzenia, że wolą unikać dziennikarzy i zadawanych przez nich pytań, więc wysyłają to wszystko „na odwal się”.

    Nierzadko jednak pojawiają się także prośby o promocję wydarzeń prywatnych, których organizatorom na obecności uczestników naprawdę zależy, a które również nadchodzą za późno – i wówczas jest po prostu szkoda, że na fajne wydarzenie nikt nie przyjdzie, bo ludzie lubią planować swój czas dalej niż na tydzień do przodu, a jak w piątek dowiadują się o fajnym wydarzeniu w sobotę, to jest całkiem możliwe, że mają już inne plany. Warto o swoim wydarzeniu myśleć podobnie jak o weselu – gdy naprawdę chcemy, by gość przyszedł, to go zapraszamy z odpowiednim wyprzedzeniem. Wystarczy sobie wyobrazić telefon czy wiadomość od kogoś: „Cześć, pojutrze mam wesele, przyjdź może” – i czy rzeczywiście zachęca to do przyjścia. 

    Czytaj więcej: „Tani” politycy drogo kosztują


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 27 (81) 20-26/07/2024