Antoni Radczenko: Znalazł się Pan w finałowej dziesiątce kandydatów, w corocznym plebiscycie czytelników organizowanym przez „Kurier Wileński”, do tytułu „Polak Roku 2024”. Czy ta informacja do Pana dotarła i jeśli tak, to jak Pan to odebrał?
Konstanty Radziwiłł: Oczywiście dotarła wiadomość, ponieważ czytuję „Kurier Wileński”. Jest to dla mnie wielki zaszczyt. Byłem zaskoczony i jednocześnie zaszczycony.
Pan był ambasadorem RP na Litwie, jak Pan wspomina ten okres?
Zadania ambasadorów we wszystkich krajach w dużej mierze są podobne. Polegają na podtrzymywaniu, jak najlepszych relacji z krajem akredytacji. Właściwie w każdym obszarze, od polityki, poprzez gospodarkę, po kulturę. Litwa pod tym względem jest w absolutnie wyjątkowym miejscu ze względu na bardzo liczną i prężną społeczność polską. Relacje z Polakami na Litwie były absolutnym priorytetem. Myślę, że udało się nawiązać kontakty z bardzo wieloma i bardzo różnymi ludźmi. Bo tak to już jest, że taka społeczność nie jest jednolita. Odwiedziłem mnóstwo miejsc ważnych zarówno dla Polaków z Polski ze względu na historię, jak i dla Polaków mieszkających na Litwie. Jestem wdzięczny, że zapamiętano te moje działania.
Co Pan uważa za swoje największe osiągnięcie na stanowisku ambasadora na Litwie?
Z jednej strony Polska oczywiście potrzebuje Litwy oraz potrzebuje też Polaków na Litwie. Z drugiej strony Polacy na Litwie potrzebują Polski. Stosunkowo niedługo byłem ambasadorem. To było półtora roku. W przypadku relacji z władzami litewskimi udało się nawiązać na bardzo dobrym poziomie kontakty z wieloma politykami, z którymi dotychczas podtrzymuję kontakty. Wydaje się, że relacje te przebiegały, jak się należy. Starałem się wspierać różne inicjatywy, które zbliżały nas do siebie. W oczywisty sposób, w ostatnim czasie, temat bezpieczeństwa był bardzo ważny. Wydaje się, że to przebiegało według dobrego scenariusza. Trudno siebie oceniać, ale to, że nadal udaje mi się podtrzymywać dobre stosunki z politykami litewskimi, świadczy o tym, że chyba ta ocena mojej działalności była dobra.
W przypadku Polaków na Litwie to udało się nawiązać wiele przyjaźni. Te relacje są potrzebne obu stronom. Oczywiście można na te kwestie patrzeć osobiście, ale w końcu będąc reprezentantem Polski na Litwie byłem zobowiązany do tego, żeby wszędzie tam, gdzie tylko się da, dostrzegać te problemy. Wyciągać na światło dzienne różne oczekiwania. Lobbować oraz wspierać. Sądzę, że to zostało zauważone. Zresztą po prostu taka obecność w tej społeczności na dożynkach lub różnych koncertach, festiwalach oraz spektaklach teatralnych, spotkaniach z władzami samorządowymi i szkolnymi, ze społecznościami miejscowych biznesmenów narodowości polskiej, spowodowało, że udało się zawiązać wielką sieć przyjaźni. Sądzę, że właśnie to jest moim największym sukcesem.
Ten sukces z pewnością dzieliłem z moją żoną, która była bardzo zaangażowana od początku do końca w naszą obecność w Wilnie. W jakimś sensie kulminacją tego — być może z jednej stroną smutną, ale z drugiej strony niezwykle wzruszającą — było pożegnanie, którego doświadczyliśmy w ostatnim dniu naszej obecności na Litwie 31 lipca na skwerze przed ambasadą. W pożegnaniu wzięło udział kilkaset osób. Z jednej strony było trochę niezadowolenia z naszego wyjazdu. Z drugiej była odczuwalna wyraźna wdzięczność za to, co w krótkim czasie udało się zrobić.
Sądzę, że ta lista różnych postulatów polskiej społeczności na Litwie w stosunku do państwa litewskiego, została przeze mnie dobrze rozpoznana. Właściwie w każdej chwili mogę mówić o edukacji, oryginalnej pisowni imion i nazwisk, używaniu języka polskiego w przestrzeni publicznej, polskiej kulturze i mediach. Również o gerrymanderingu, jeśli chodzi o dzielnice wyborcze. Te wszystkie sprawy były mi bardzo bliskie. W trakcie mojej obecności zmienił się rząd. Nie miało to jednak znaczenia. Osoby ważne z Polski obecnego i poprzedniego rządu, które przyjeżdżały na Litwę, zawsze były w pełni przez mnie przygotowane do stawiania spraw polskich wobec władz litewskich. Zawsze podkreślając, że to potrzebne do dobrych relacji dwóch zaprzyjaźnionych krajów.
Ród Radziwiłłów jest bezpośrednio powiązany z Litwą. Na ile Litwa w życiu Pana i Pana rodziny była obecna?
Obecność i potęga Radziwiłłów na Litwie, rozumianej jako terytorium obecnej Republiki Litewskiej, to są bardzo dawne czasy. To jest XV, XVI, XVII w. Potem ta potęga radziwiłłowska przesuwała się na południe. Radziwiłłowie szczególnie się zapisali na ziemiach należących obecnie do Białorusi oraz we wschodniej Polsce. Jest oczywiste, kiedy człowiek czuje, że jego korzenie są z takiego miejsca, to zawsze robi się ciepło na sercu.
Z drugiej strony Radziwiłłowie dla mieszkańców Litwy, zarówno dla Polaków i Litwinów, stanowią bardzo ważny element historii ich ziem. Dlatego przyjęcie zawsze było bardzo ciepłe. Oczywiście ten epizod był bardzo krótki, ale wysłanie ambasadora z nazwiskiem Radziwiłł było dobrym pomysłem do poprawiania i ocieplania naszych stosunków międzypaństwowych. Jest coś takiego, jak dyplomacja miękka. I to był właśnie element miękkiej dyplomacji, który miał duże znaczenie. Litwini bardzo doceniali, że osoba o takim nazwisku pojawiła się na Litwie i przy okazji okazało się, że to nie jest jakiś przypadkowy gość tylko ktoś, kto jest autentycznie zaangażowany i zależy mu na budowaniu przyjaźni między naszymi krajami oraz wspieraniu każdego elementu tych relacji, czyli również obecności polskiej społeczności na Litwie.
Tak się złożyło, że w czasie mojego urzędowania w Wilnie obchodziliśmy 30-lecie podpisania traktatu polsko-litewskiego, który z jednej strony wniósł bardzo dużo dobrego do naszych relacji; z drugiej nawet pobieżne czytanie artykułów dotyczących obecności mniejszości polskiej na Litwie i litewskiej w Polsce pokazuje, że jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia.
Czytaj więcej: Ambasador Konstanty Radziwiłł: „Są jeszcze nierozwiązane sprawy”