Honorata Adamowicz: Jak odebrała pani nominację do tytułu w plebiscycie „Polak Roku”, organizowanym przez nasz dziennik?
Renata Brasel: Szczerze mówiąc byłam bardzo zdziwiona. To zaszczytny fakt, że komisja zaaprobowała moją kandydaturę no i oczywiście, że ktoś mnie zgłosił. To bardzo zobowiązuje. Ja wykonuję tę samą pracę każdego roku. Prowadzenie zespołu dla mnie to jest misja. Nie myślę, że coś szczególnego w tym roku zrobiłam, ale to, że zostałam kandydatką na „Polaka Roku” to dla mnie naprawdę ogromny zaszczyt. Cieszę się również, że wśród kandydatów zalazła się też moja koleżanka.
Dla mnie nominacja do tytułu „Polak Roku” to przede wszystkim wyróżnienie. To znaczy, że twoja praca została zauważona przez innych, że czymś zasłużyłeś na to. To motywuje też do dalszej pracy.
Co znaczy dla pani bycie Polką na Wileńszczyźnie?
Cieszę się, że po wszystkich studiach, podczas których znajdowałam się w środowisku niepolskim, udało się zachować tą polskość. Po studiach znalazłam się w polskim społeczeństwie, co mnie bardzo cieszy, ponieważ znalazłam się w polskim zespole, pracuję także w polskim przedszkolu i polskiej szkole. Jestem otoczona Polakami, więc czuję się tak, jakbym była w domu, ponieważ w domu rozmawiamy tylko po polsku. Bycie Polką dla mnie to skraweczek Polski w sercu. W gronie Polaków czuję się bardzo dobrze i jestem szczęśliwa, że Jestem Polką i że jako Polka mam taką możliwość w zespole promować polską kulturę, polskie tradycje.
Jak na co dzień pani sama i pani rodzina dba o polskość?
Specjalnie jakiegoś dbania nie ma o tę polskość. Dla nas to codzienność. W naszej rodzinie to idzie z pokolenia na pokolenie. Kiedyś nasi rodzice uczyli nas tradycji polskich i tej kultury, tak samo ja z mężem przekazaliśmy to swojej córce. Córka założyła polską rodzinę i już w swojej rodzinie kontynuuje polską tradycję. Jestem szczęśliwa, że w rodzinie możemy rozmawiać po polsku, że możemy wspólnie obchodzić te same święta, ponieważ jesteśmy wszyscy Polakami.
Czy mijający rok był dla pani pomyślny?
Ten rok, tak jak i każdy, był bardzo pracowity. W tym roku było mnóstwo nowych wyzwań, mieliśmy nowe ciekawe projekty. Większym takim akcentem było to, że w tym roku nasz zespół i inne polskie zespoły wzięły udział w litewskim państwowym święcie Święto Pieśni. Oczywiście podczas święta śpiewaliśmy litewskie piosenki i tańczyliśmy litewskie tańce, ale było bardzo przyjemnie podczas uroczystości wśród uczestników słyszeć polską mowę. Braliśmy udział w różnych festiwalach. Takim większym naszym wyjazdem to był wyjazd do Gruzji, gdzie promowaliśmy polską kulturę, tańczyliśmy polskie tańce.
Jesteście najstarszym polskim zespołem ludowym na Litwie. Polski Zespół Artystyczny Pieśni i Tańca „Wilia” w przyszłym roku będzie obchodził 70-lecie działalności. Czy już rozpoczęły się przygotowania do jubileuszu?
W 2025 roku nasz zespół będzie obchodził 70-lecie działalności artystycznej. Na razie jest trochę za wcześnie na przygotowania artystyczne. Ale pierwszy krok już zrobiliśmy, udało się zarezerwować salę na koncert jubileuszowy i mamy konkretną datę występu — 22 listopada 2025 roku. Mam nadzieję, że w tym roku nic się nie stanie, jak to było pięć lat temu, gdy obchodziliśmy 65-lecie i nadeszła pandemia. Mieliśmy też zarezerwowaną salę, ale z powodu pandemii musieliśmy odwołać występ na żywo. Ale wtedy zrobiliśmy w mniejszej sali wersję filmowaną; oczywiście takiego efektu nie było, jak byłoby to na żywo. Planujemy, że na koncercie jubileuszowym wystąpią różne pokolenia zespołu.
Jak zmieniał się zespół w ciągu tych lat?
Tak jak i w życiu wszystko się zmienia, tak samo i zmieniało się w zespole. Zespół przeżywał mnóstwo wzlotów i upadków. Były i bardzo trudne momenty. Przecież nasz zespół mógł już nie istnieć, wszyscy chyba pamiętają, jak zabrali naszą siedzibę, która znajdowała się w Pałacu Związków Zawodowych. Wtedy nie było etatów dla kierowników zespołów, a to nasz chleb, ponieważ kierownik zespołu to praca tak jak i każda, za którą otrzymuje się wypłatę. Przez kilka lat pracowaliśmy za darmo, dla idei, tylko żeby zespół się nie rozpadł. Ale to było i minęło. Na szczęście teraz już przez dłuższy czas jesteśmy na wysokim poziomie, który podtrzymujemy.
W ciągu tych lat zespół stał się dużą rodziną. Wszystko się zmienia, ale ta miłość do zespołu, miłość do polskiego folkloru — ona się nie zmienia. W dzisiejszych czasach, kiedy wszyscy żyjemy w telefonach i komputerach, to bycie w zespole jest bardzo ważne, właśnie tu mamy do czynienia z podtrzymaniem kontaktów na żywo. Zespół daje dobry start na przyszłość, bo scena uczy wielu rzeczy.
Co dla pani osobiście znaczy ten zespół?
Do zespołu przyszłam, kiedy byłam tylko po studiach konserwatorium. To były lata 90. Do zespołu zaprosiła mnie moje nauczycielka — Czesława Bylińska Rymszonek. Ona wówczas była moją nauczycielką w szkole muzycznej.
Dla mnie zespół jest nieodłączny od mojego życia. Inne prace mają swój czas; na przykład człowiek pracuje od ósmej do piątej. Teoretycznie praca w zespole też tak powinna wyglądać, ale tak nie jest. Ja w zespole pracuję 24 godziny na dobę siedem dni w tygodniu, ponieważ zespół to żywy organizm. W zespole pracuję jako kierownik artystyczny i chórmistrz, ale wykonuję o wiele więcej prac. Zespół jest społeczną organizacją i żeby zdobyć jakieś fundusze, trzeba pisać różne projekty, następnie je realizować, rozliczać, a na to trzeba dużo czasu. Oczywiście do tego mnie nikt nie zmusza, robię to z własnej woli.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok. Czego by pani życzyła sobie i swoim bliskim z tej okazji?
Życzę, żeby polska gazeta na Litwie istniała. Bo nasz zespół Wilia i gazeta to były początki polskości tu na Litwie. Żeby Polska społeczność na Litwie brała aktywny udział w wydarzeniach polskich na Litwie. Oczywiście życzę wszystkim dobrego zdrowia, dostatku w rodzinie i satysfakcji z tego, co robią. Bardzo dobrze, że mamy ten dom polski, ponieważ tutaj odbywa się bardzo dużo polskich imprez i dzięki temu możemy się ze sobą spotykać. Dom Kultury Polskiej to taki skraweczek Polski.
Czytaj więcej: Renata Brasel: „Ćwiczymy online, planujemy koncert jubileuszowy”