Brenda Mazur: Bożeno, dlaczego właśnie anioły? Co odpowiedziałabyś na takie proste pytanie?
Bożena Naruszewicz: Dlaczego? Myślę, że to nie ja ich szukałam, tylko one mnie sobie wybrały, aby być ze mną. Żyłam sobie spokojnie do czterdziestki, aż zaczęły przychodzić do mnie, najpierw bez wyraźnej twarzy, do momentu, kiedy postanowiłam dołączyć do corocznej bożonarodzeniowej akcji w wileńskim Ratuszu – Międzynarodowego Charytatywnego Kiermaszu Świątecznego – w którym również bierze udział Anna Złotkowska z Kobietami Wileńszczyzny. Wówczas moje anioły zaczęły przybierać ludzkie twarze i cieszyć się dużą popularnością na kiermaszu, a mnie z każdym rokiem cieszy mój osobisty wkład w tę akcję.
Potem moje anioły odwiedziły Muzeum Syrokomli, gdzie prezentowałam również tomik swoich poezji. I tak zaczęliśmy razem bytować i bywać w różnych miejscach.
Ile ich dotąd namalowałaś?
W 2023 r. namalowałam ich 364 – wiem, że było ich tyle, bo każdy dzień miał swego anioła, który ukazywał się w moich mediach społecznościowych. Żadnego dnia nie opuściłam, nawet wtedy, kiedy byłam gdzieś w drodze, brałam swój szkicownik, aby dać zaczątek istnienia. Nawet gdy leciałam samolotem do Anglii, powstawał w przestworzach, bliżej nieba…
W tym 2024 r. już nie miałam tyle czasu, aby to kontynuować w takim codziennym rytmie, ale to nie znaczy, że ich nie maluję. Za to mam naśladowców – prowadzę anielskie warsztaty, gdzie powstają prace pełne osobistych wizji. Nie w mojej wersji, ale z moją pomocą. I z taką pomocą myślę, że w 2024 r. powstała ich zbliżona liczba.
Każdy anioł jest inny. Ma w sobie, radość, smutek, nadzieję… Czy zasiadając do malowania, masz już wizję obrazu?
Powiem krótko. Gdy zasiadam do sztalug, mam zamknięte oczy, za to otwarte serce. Najbardziej zadziwia mnie, kiedy przychodzi do mnie jakaś pani zakupić anioła i wybiera takiego, który wygląda, jakby zdjęty z jej twarzy… Zauważyłam też, że na warsztatach każdy tworzy anioła podobnego do siebie. A to fryzura, a to mina, spojrzenie. Każdy wyraża swoje uczucia i odczucia.
Twoje anioły to coś więcej niż obraz, coś więcej niż rysunek – to obecność. Czy miałaś w swym życiu osobiste spotkanie z aniołem? Czy poczułaś w swoim życiu opiekę Anioła Stróża?
W moim życiu wiele się działo. I wiem, że bez aniołów nie byłabym tu, gdzie teraz jestem. I to, że teraz są ze mną, w moich obrazach, to, myślę, jest jakieś podziękowanie dla nich, że w ciężkich chwilach byli ze mną. Dzięki aniołom zyskałam wielu dobrych znajomych i cenne kontakty i przyjaźnie, jak z Anią Złotkowską – nas ewidentnie połączyły anioły. Dzięki niej rozwinęłam skrzydła, ona jako bardzo kreatywna kobieta biznesu wie, jak poruszać się w dzisiejszym świecie. W wielu sprawach mi pomogła. W pewnym sensie jest dla mnie tym aniołem stróżem.
Są też osoby, które odzywają się do mnie po zakupieniu obrazu anioła, piszą podziękowania, że czują ich obecność. Jedna z polskich poetek poczuła ogromną wdzięczność za pomoc w bardzo ważnej dla niej sprawie i zaniosła swojego anioła do poświęcenia przez księdza.
Innym razem przychodzi mama z córką, której obrazek z aniołem gdzieś się zagubił i dziecko było przerażone, że nie będzie już zbierała dobrych ocen w szkole. Szybko musiałam namalować jej bardzo podobnego, bo ona w każdy wieczór modli się do niego, aby jej pomagał. Nigdy nie przypuszczałam, że swoim malarstwem mogę dawać tyle dobra.
Jak się zaczęła twoja przygoda z malarstwem? Kiedy uświadomiłaś sobie, że zawód artysty będzie twoją profesją?
Już jako mała dziewczynka lubiłam sobie siadać w kąciku i malować. Malowałam do szufladki. Później w szkole dostrzeżono, że jestem niezła z plastyki, robiłam różne plakaty i dekoracje. Jednak za szybko weszłam w dorosłość. Gdy miałam 17 lat, zmarła moja mama i wtedy moje życie się trochę pokręciło. Poezja i malarstwo pomogły mi przetrwać ten okres. Dużo wówczas malowałam i siostra, patrząc jak ja gdzieś tam na stole maluję, zakupiła mi sztalugę, wówczas poczułam się trochę jak artystka. Polubiłam farby akrylowe i byłam coraz bardziej zadowolona ze swoich prac; obdarowywałam bliskich obrazkami przy okazji świąt czy innych uroczystości, ciągle mnie ktoś prosił – namaluj coś dla mnie! Pisałam też już wtedy wiersze. I często w nich zwracałam się do mojego anioła: „wiem że jesteś/razem ze mną kochasz/też padasz bez wiary/żeby tylko było dziś/żeby stał się wielkim/mój świat mały”.
Bardzo lubię pisać wiersze. Moją poezją, w swoich metaforach, lubię dzielić się tym, co jest we mnie. Ma ona przede wszystkim wyzwolić uczucia i rozbudzić zachwyt czy nieść dobro.
Tak więc w którymś momencie dostrzeżono we mnie również poetkę. Zaproponowano mi udział w Okienku Lirycznym, gdzie swoje krótkie wiersze (bo taką formę stosuję) prezentowałam razem z moimi malarskimi pracami. Później zwróciła się do mnie „Elipsa”, pani Danuta Lipska zaproponowała, abym dołączyła do ich Twórczego Związku Polskich Malarzy na Litwie.
Czytaj więcej: Danuta Lipska: „Artysta to człowiek mówiący prosto o rzeczach zawiłych”
Co Cię inspiruje? Czy to, że jesteś spontaniczna, daje większy smaczek obrazowi?
Gdziekolwiek się ruszę, tam widzę obraz. To dostrzeganie piękna jest bardzo spontaniczne. Często zawieszam wzrok na jakimś szczególe, który mnie zainspiruje i ponoszą mnie wodze wyobraźni. Innym razem spotykam dziwaczne drzewo, którego konary układają się w kręte formy. W ogóle drzewa zaczęły mnie zadziwiać swoim pięknem i myślę, że im poświęcę więcej czasu.
Ostatnio też zaczęłam fascynować się fotografią. Zakupiłam porządny aparat fotograficzny i uczę się sztuki fotografowania – na podstawie zdjęcia będę malować.
Powiedz, jaką masz relację ze swoimi obrazami. Należysz do artystów, którzy nie narzekają na brak odbiorców swoich prac. Czy nie żal ci czasem sprzedawać obrazu, z którego jesteś bardzo zadowolona?
Sporo czasu zajęła mi nauka pozytywnego rozstawania się z obrazami. Na początku miałam z tym duży problem. Teraz często zdarza się, że nie mam czasu się nimi nacieszyć, bo dość szybko znikają. Kiedyś, na początku malowania, zostawiłam sobie jeden z pierwszych aniołów i wisiał sobie u mnie jakiś czas. Lecz i on poszedł dalej – nie potrafiłam odmówić, kiedy ktoś tak bardzo chciał go mieć, właśnie ten, nie inny. Teraz takie pożegnania są dla mnie satysfakcją, bo te obrazy trafiają do ludzi, którym przynoszą radość, szczęście i wiarę, że z aniołem jest łatwiej iść przez życie. Jest mi przyjemnie, że moje anioły, ale też inne obrazy, wiszą w tylu domach.
Prowadzisz zajęcia z dziećmi, młodzieżą, ale też z dorosłymi. Czego oni się od Ciebie uczą i czego Ty się od nich uczysz?
Muszę podkreślić, że moim przeznaczeniem jest dzielić się z innymi tym, co ja już umiem, na czym się znam. I tak było od zawsze, i nie mam na myśli tylko prac artystycznych, bo muszę się przyznać, że przez 25 lat pracowałam w fabryce silników, byłam specjalistką od ich składania. To były czasy, gdy nie było łatwo utrzymać się, pracując „w kulturze”, a ja pracować musiałam. Jednak jak to u mnie jest, czego się nie podejmę, staram się wykonywać solidnie i z oddaniem. Ja w tej pracy jako jedyna umiałam złożyć silnik do samochodu, potrafiłam dojść do błędu, gdy ktoś krócej pracujący go popełnił, mój umysł potrafił to jakoś rozpracować. Uważam, że naprawdę miałam ku temu zdolności. I w tej pierwszej pracy też uczyłam ludzi, pomagałam im opanować sztukę składania silnika. Ale po pracy, w domu malowałam. Przywoziłam nawet te moje obrazy na halę fabryczną i rozwieszałam je na ścianach.
Pewnego dnia moją fabrykę zamknęli i przenieśli ją do Rumunii. Zostałam bez pracy…
Teraz jestem na etacie, jako pani od zajęć plastycznych zatrudniona w Centrum Kultury w Niemenczynie, pracuję też w jego filiach w rejonie. Zazwyczaj są to zajęcia dla dzieci i młodzieży, ale i dla starszych. Jednak ich nie jest tak łatwo ściągnąć, zarazić tą pasją, chociaż seniorzy mają przecież dużo czasu i mogliby. Wśród seniorów pokutuje jednak pogląd, że „nie wypada”, zwyczajnie mają kompleksy i się wstydzą. Ja to poniekąd rozumiem, bo wychowywali się w innych czasach. I mnie osobiście to dotyczyło choć jestem dużo młodsza. Na początku miałam blokadę, żeby wychodzić ze swoim malarstwem, czy poezją z szuflady, pokazywać to ludziom. Czułam się, jakbym miała naga stanąć przed światem.
Jak dorośli widzą ogłoszenie, aby wstąpić do takiego kółka plastycznego, to oni myślą, że to dotyczy tylko dzieci. To zaczyna się na szczęście zmieniać i coraz więcej z nich przychodzi na zajęcia. Osoby starsze są dobrymi uczniami, bardzo zaciekawieni wszystkim, cieszy ich bardzo, gdy okaże się, iż zrobili sami coś pięknego. I ja widzę, jak się też zmieniają. Przychodzi np. pani, wdowa, która niedawno pochowała męża, jest przygaszona i smutna. I ja widzę, jak po jakimś czasie pojawia się uśmiech na jej twarzy, jak zaczyna ją wszystko ciekawić, wciągać, zaczyna rozmawiać z kimś obok, ktoś tam podśpiewuje i robi się bardzo fajna atmosfera. Po zajęciach wraca do domu zupełnie inna osoba. Bo to jest niesamowite uczucie, kiedy ludzie od ciebie wychodzą uśmiechnięci i chociaż troszkę szczęśliwsi. Te zajęcia pomagają poradzić sobie z emocjami związanymi z samotnością, pomagają w lękach i depresji.
Pamiętam też, że miałam kiedyś zajęcia dla osób z demencją w Nowej Wilejce. To było dla mnie ogromne wyzwanie, ale i satysfakcja, gdy widziałam tych ludzi, jak są radośni i szczęśliwi.
W Niemenczynie zrobiłam fajny projekt, dużego formatu obraz pt. „Kwiaty polskie”. Ja zamalowałam tylko zielone tło i błękitne niebo, a kwiaty malował każdy, kto tylko chciał. Wyszedł piękny obraz pełen palety kolorów i wisi do dziś w muzeum etnograficznym w naszym mieście. Ktoś, kto malował fragmenty, oprowadza np. gości z Polski po muzeum i chwali się: „O, popatrz, ten to jest mój kwiat! Sama go namalowałam”.
Twoje malarstwo i poezja są pełne barw i kolorów i Ty jesteś kolorowa. Jak wygląda twój dom, czy też jest tak kolorowy?
À propos kolorów, to opowiadała mi pewna babcia, że już z rana męczy ją wnuczka: „Babuszka, babuszka, kiedy pójdziemy do tej kolorowej kobiety?”. Tak, rzeczywiście jestem odbierana jako kolorowa i barwna postać.
Nie mam wielkiego domu z galerią, ale w mieszkaniu mam całą jedną ścianę pełną obrazów. I to nie tylko moich. Byłam obdarowywana przez innych artystów. Bardzo lubię tę artystyczną kolorową ścianę.
Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Jak wyglądają święta u artystki? Jakie masz marzenia w związku ze świętami. Jakie plany na Nowy Rok?
Święta Bożego Narodzenia zawsze u mnie są tradycyjne. Akurat w święta lubię spokój, harmonię, te same potrawy na stole, te same tradycyjne kolędy. Wszystko jak za dawnych lat. A jakie marzenia? Pragnęłabym, aby w naszym kraju i na świecie był spokój, aby zakończyły się wszelkie konflikty. Aby ludzie byli spokojni o swoje domy i rodziny, aby w każdym domu zagościło mnóstwo radości, bliskości i miłości. A ja w swoich planach chciałabym się nadal spełniać artystycznie. Moje malarstwo i poezja zawiera przesłanie: pragnęłabym, aby świat był piękny, kolorowy i dobry.
Zapraszam na moje wernisaże i warsztaty, które odbędą się w najbliższym czasie (17 grudnia) w Podbrodziu, a w nowym roku – w rejonie trockim.
Czytaj więcej: „Rozwiń swoje skrzydła’’. Rozmowa z malarką Bożeną Naruszewicz
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 46 (138) 07-13/12/2024