Więcej

    Hipokryzja polityki drugiego końca

    Można dużo mówić o przyczynach upadku reżimu Asadów w Syrii po 53 latach rządów. Można te przyczyny klasyfikować jako ekonomiczne, społeczne, ustrojowe. Można mówić o postępującej opresyjności dyktatury. Ale niewątpliwie jednym z powodów upadku władzy – i to tak spektakularnego! – było opuszczenie go przez dotychczasowych sojuszników.

    Wiadomo, że Baszszara al-Asada opuściło wspierające go dotychczas państwo rosyjskie, posiadające w Syrii bazy wojskowe, będące jego oknem na Morze Śródziemne. O czym się zaś u nas mówi mniej, to także o tym, że plecami do al-Asada odwrócił się Iran. Islamska Republika Iranu w ramach budowy rosyjskiego „świata wielobiegunowego” organizowała bowiem na Bliskim Wschodzie tzw. oś oporu przeciw cywilizacji Zachodu. Antyzachodniość nie jest zresztą jedyną osią polityki, jaka łączy Iran z jego rosyjskim sojusznikiem, będącym de facto ojczyzną współczesnego islamizmu, budowanego na fundamentalizmie religijnym, doprawionym marksistowską dialektyką i nienawiścią do Zachodu. Podobnie wspólną cechą okazuje się stosunek do sojuszników.

    Nie trzeba daleko sięgać, by przypomnieć, jak rosyjskie imperium potraktowało swojego chyba najbliższego i najserdeczniejszego sojusznika na Kaukazie – Armenię, zachowującą wówczas swoją eksklawę w obrębie terenu Azerbajdżanu: Arcach, czyli Górny Karabach. Gwarantem takiego stanu rzeczy – i bezpieczeństwa tamtejszej ludności ormiańskiej – miały być stacjonujące tam wojska rosyjskie. Gdy jednak się okazało, że przewaga azerska jest miażdżąca, a na dodatek wsparta przez poczynającą sobie coraz śmielej w regionie Turcję – rosyjskie gwarancje się okazały nic niewarte, a Armenia została pozostawiona sama sobie; mimo szczerego popierania wszystkich rosyjskich inicjatyw choćby na arenie Organizacji Narodów Zjednoczonych.

    Podobnie wydarzyło się w przypadku reżimu Asadów. Okazało się, że rosyjskie wojska w regionie nie kiwnęły palcem, by bronić swojego wiernego wasala (ostatecznie wylądował on w stolicy państwa rosyjskiego wraz z dwoma tonami zrabowanej w swojej ojczyźnie gotówki). Podobnie nie ruszyły do jego obrony oddziały islamistów z Iranu czy organizacji terrorystycznej Hezbollah z terenu Libanu – które były zbrojone i szykowane do walki z Zachodem przez Iran w ramach „osi oporu”. Cóż zatem – widać, ile warte są sojusze oparte na nienawiści do Zachodu.

    Czytaj więcej: Polityka i moralność


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48 (144) 21-27/12/2024