– Prawie codziennie któraś restauracja na Litwie jest zamykana. Powodów jest kilka: przede wszystkim brak stabilności w podatkach, w tym VAT, zbyt szybko rosnąca płaca minimalna, koszty wzrastające szybciej niż zyski i gwałtowny spadek konsumpcji. W tych niespokojnych czasach ludzie zaczęli oszczędzać. W pierwszej kolejności cierpią na tym lokale gastronomiczne. Wszystkie te czynniki doprowadziły do tego, że dochodowość firm spadła do kilku procent, a w rezultacie te placówki działają tylko po to, by być w biznesie, a przecież bez zysku nie da się pracować. Dzisiaj gastronomiczne lokale najczęściej pracują tylko po to, żeby płacić podatki państwu, zapłacić wynagrodzenie pracownikom i spłacać długi, które pochodzą jeszcze z czasów walki z COVID-19. Rzeczywistość jest bardzo smutna – powiedziała w rozmowie z „Kurierem Wileńskim” Evalda Šiškauskienė, prezeska Litewskiego Stowarzyszenia Hotelowo-Restauracyjnego.
Coraz więcej fast foodu
Jak mówi nasza rozmówczyni, jeśli rząd nic nie zrobi, będzie tylko gorzej. Cała Europa stosuje obniżony VAT na hotele, a do restauracji 22 kraje zastosowały go jeszcze przed pandemią, zaś w czasie pandemii jeszcze bardziej obniżyły.
– Rejestrujemy poprawkę w marcu i mamy wielką nadzieję, że parlament weźmie to pod uwagę. Nie widzę logiki w niszczeniu sektora małych przedsiębiorstw, które teraz masowo odchodzą w cień lub bankrutują, a następnie bezrobotni trafiają do służb zatrudnienia i państwo musi im płacić z tej samej kieszeni. Wydaje mi się, że bardziej logicznym rozwiązaniem byłoby umożliwienie małym firmom działalności tego, co robią w całej Europie – powiedziała prezeska Litewskiego Stowarzyszenia Hotelowo-Restauracyjnego.
W czasie pandemii COVID-19 Litwa, podobnie jak wiele innych krajów, obniżyła kwotę podatku VAT dla branży gastronomicznej z 21 proc. do 9 proc. Obniżona kwota obowiązywała do 1 stycznia 2024 r.
– Szkoda, ale obecnie obserwujemy zamykanie restauracji i kawiarni, w których pracownicy otrzymywali dobre wynagrodzenie, używano najlepszych i najzdrowszych produktów, a fast food zaczyna przejmować kontrolę. Obecnie rozwijają się kebabownie, a fast foody w supermarketach stają się coraz bardziej popularne. Sprzedaż „szybkiego jedzenia”, które można zjeść na miejscu lub na wynos, rośnie o 20 proc., podczas gdy konsumpcja w restauracjach, gdzie serwowana jest zdrowa żywność, spada o 9 proc. każdego miesiąca. Produkty podrożały o 62 proc. i kupują je restauracje, więc nie ma się co dziwić, że ich cena w restauracji też wzrośnie. Fast foody zyskują na popularności, bo są tanie. Nie potrzeba kelnerów, same produkty są tańsze. A więc nie tylko ginie biznes, coraz więcej osób odżywia się niezdrowo – zaznacza Evalda Šiškauskienė.
Rosną koszty działalności
Jak poinformowano „Kurier Wileński” w Służbie Zatrudnienia, w sektorze usług noclegowych i gastronomicznych panuje w tym roku mniejszy optymizm niż rok temu. Co siódma firma świadcząca usługi noclegowe i gastronomiczne planuje zmniejszenie wolumenu świadczonych usług (w porównaniu do co jedenastej w roku ubiegłym), a co dziewiąta (w porównaniu do co czternastej w roku ubiegłym) zamierza zatrudnić mniej pracowników niż w roku ubiegłym.
Zmieniły się też wyzwania wskazywane przez pracodawców. W 2024 r. zmniejszyła się liczba firm z sektora wskazujących jako wyzwanie wysokie koszty energii lub inflację, a wzrosła liczba firm borykających się z trudnościami wynikającymi ze wzrostu płac i spadku sprzedaży.
– Jeden na dwóch pracodawców wskazał wzrost płac i cen produktów jako najważniejsze wyzwania w ubiegłym roku. Co trzeci zgłosił trudności związane z kosztami energii i wzrostem płacy minimalnej, a co czwarty ze spadkiem sprzedaży – poinformowała Giedrė Sinkevičė, zastępca dyrektora Służby Zatrudnienia. – Wiele firm w ankiecie wymieniła rosnący podatek VAT jako problem.
Bardziej pesymistyczny nastrój w sektorze znajduje odzwierciedlenie w zmianach popytu na pracowników. Firmy zajmujące się zakwaterowaniem i usługami gastronomicznymi ogłosiły 11,5 tys. wakatów w 2024 r., czyli o jedną dziesiątą mniej niż w 2023 r.
Liczba ofert pracy na czas określony pozostała bez zmian. W ubiegłym roku poszukiwanie pracowników było intensywne w okresie poprzedzającym sezon letni, z większą liczbą ofert pracy w Połądze niż w 2023 r. Poszukiwano jednak mniej ofert pracy długoterminowej niż rok lub dwa lata temu, a popyt na pracowników w największych miastach kraju – Wilnie i Kownie – spadł.
Wolne miejsca pracy na stałym poziomie
Pomimo bardziej pasywnego poszukiwania pracowników napięcia związane z niedoborem personelu w sektorze utrzymują się. W ubiegłym roku jedna na dwie firmy zajmujące się zakwaterowaniem i cateringiem zgłosiła trudności w znalezieniu i przyciągnięciu odpowiednich pracowników. Taka sama liczba pracodawców spodziewa się ponownie zmierzyć z tym wyzwaniem w tym roku.
– Niedobór wykwalifikowanych pracowników jest palącą kwestią. Tylko w przypadku kucharzy na 2024 r. ogłoszono 5,2 tys. wakatów, czyli półtora razy więcej niż liczba osób, które zaczęły szukać takiej pracy – powiedziała Sinkevičė.
Według Służby Zatrudnienia w ubiegłym roku poszukiwano: 2,6 tys. kelnerów, 1,7 tys. barmanów, 700 osób do przygotowywania fast foodów i 3,7 tys. pomocy kuchennych. Liczba ofert pracy dla tych ostatnich była najwyższa od pięciu lat. Firmy zajmujące się zakwaterowaniem i gastronomią walczą z niedoborem pracowników, nie tylko wydłużając czas rekrutacji i obniżając wymagania wobec kandydatów, lecz także zatrudniając obcokrajowców. Na początku tego roku w takich firmach zatrudnionych było 5800 obywateli państw trzecich. Większość z nich (2400) była zatrudniona jako kucharze.
Połowa obywateli państw trzecich pracujących w sektorze zakwaterowania i gastronomii to Ukraińcy (3,2 tys.). W pierwszej piątce obcokrajowców pracujących w tym sektorze znajdują się też: Białorusini (500), Hindusi (400), Gruzini i Kirgizi (po 200).
Statystyka upadłości przedsiębiorstw gastronomicznych na Litwie
Czytaj więcej: Zniesienie ulgi VAT dla restauracji. „Będą bankructwa i powrót szarej strefy”
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 10 (28) 08-14/03/2025