Cała pielgrzymka przygotowywana była we współpracy z pallotyńskim Prowincjonalnym Ośrodkiem Duszpasterstwa Powołań i prowadziła szlakami św. siostry Faustyny Kowalskiej, bł. ks. Michała Sopoćki i miejsc z nimi związanych. Specjalnie dla magazynu „Kuriera Wileńskiego” ks. Maciej Książyk SAC opowiada o tej wyprawie, jak i o swojej drodze życiowej i powołaniu duszpasterskim.

| Fot. archiwum prywatne
Brenda Mazur: Istnieje wiele dróg prowadzących nas do Boga. Wielu wybiera te duchowe, jak i takie, które łączą się z pokonywaniem trudu fizycznego. I taka była chyba ta wasza rowerowa pielgrzymka…
Ks. Maciej Książyk SAC: W kontekście duchowym przysłowie to może oznaczać, że istnieje wiele sposobów na połączenie się z Bogiem, np. przez modlitwę, medytację czy głębokie praktykowanie nauk Kościoła. Jeśli tylko ktoś chce i pragnie, Boga odnajdzie wszędzie i we wszystkim. Jak mawiał nasz założyciel św. Wincenty Pallotti (a ten jego cytat jest chyba najbardziej znany): „Szukaj Boga we wszystkim, a znajdziesz Go”. Więc także na rowerze można szukać Boga. I po zakończeniu tej pielgrzymki upewniłem się, że na rowerze również można Pana Boga odkrywać i doświadczać. Czyli niekoniecznie musi być coś wielkie, w jakiś sposób wzniosłe, ale w takiej prostocie, w przesuwaniu kolejnych kilometrów za pomocą własnych nóg, siły mięśni można właśnie szczególnie zbliżyć się do Boga.
Nasza grupa rowerzystów była zróżnicowana pod każdym względem. Najmłodsi mieli 20 lat, najstarsi blisko 70, to byli ludzie z bardzo różnych środowisk, z różną przynależnością do duszpasterstw, akcji. Ale to, co nas zgromadziło, to idea Miłosierdzia Bożego i chęć jego odkrywania. Te osiem dni drogi było po to, żeby sobie uświadamiać, na czym to Boże Miłosierdzie w moim życiu polega. I aby żyć w tym duchu na co dzień – tak jak mówił Pan Jezus, tak jak pisała Faustyna – przez słowa, czyny i modlitwę.

| Fot. archiwum uczestników pielgrzymki
Czy mieliście czas, by zachwycić się drogą?
Była ona bardzo piękna, choć nie była łatwa. Przede wszystkim wymagająca fizycznie, bo zmagaliśmy się i z silnym wiatrem, i z upałami, często trasa wiodła po piaskach i żwirach. Szczególnie na Litwie nie było łatwo, niekiedy droga, która miała być asfaltową, okazywała się szutrową – i już samo to dostarczało zaskakujących niespodzianek. Na przykład w okolicach Wilna mapa pokazywała, że jest jakaś dróżka, a okazywało się, że jej w ogóle nie ma. Śmialiśmy się, że mamy po trasie wszystko, jeszcze brakuje tylko jakiegoś bagna… I, o ironio, gdy podjechaliśmy dalej, okazało się, że na środku drogi jest olbrzymie bajoro. Jeden z uczestników zdecydował się przejechać, ale było na tyle głębokie, że wyszedł całkowicie umoczony, z bulgoczącą wodą w butach.
Ale ten trud fizyczny to jest jedno. O wiele piękniejsze było to, że cały czas byliśmy razem, że potrafiliśmy się razem modlić, tworzyć taką prostą wspólnotę przy stole, jedząc i przygotowując wspólne posiłki; potrafiliśmy być jeden dla drugiego bratem, siostrą, po prostu człowiekiem. I to było najważniejsze. Spotkaliśmy też wielu otwartych, życzliwych ludzi na swej drodze – pytali, dokąd jedziemy, interesowali się nami, byli często wzruszeni, poruszeni, zaciekawieni. To też było piękne.
Camino Misericordia – to pierwsza taka pielgrzymka. Co kryje się pod tą nazwą? Proszę opowiedzieć o tym projekcie.
Tak naprawdę pielgrzymka rowerowa to tylko część większego projektu. Dlatego że Camino Misericordia to ma być droga, która łączy wszystkie drogi związane z bł. Michałem Sopoćką i św. Faustyną na terenie Polski i Litwy, zaczynając od Wilna, przez Białystok, Warszawę, aż po Łagiewniki w Krakowie, ale też uwzględniając Kiekrz, Płock, Świnice Warckie, Łódź – tak że tych miejsc jest całkiem sporo.
A więc z jednej strony jest to szlak pielgrzymkowy, z drugiej – Camino Misericordia to idea (tak jak to jest na Camino de Santiago), aby samemu, indywidualnie, na swój sposób odkrywać tę głębię, przestrzeń, duchowość Miłosierdzia Bożego, właśnie w różnych formach: przez pielgrzymkę, tak jak myśmy to zrobili, przez różnego rodzaju rekolekcje, czy inne propozycje, które my jako pallotyni, przygotowujemy. I zapraszamy do włączenia się.
Sama idea Camino Misericordia to pomysł ks. Mariusza Marszałka, który jest takim bożym wariatem, i całkowicie jest oddany Miłosierdziu Bożemu i głoszeniu tegoż miłosierdzia. Myślę, że ta pielgrzymka rowerowa wpisuje się w to. Jest to jedna z form poznawania historycznie tych wszystkich miejsc, z drugiej strony – takiego indywidualnego odkrywania tej prawdy o Bożym Miłosierdziu w swoim życiu. To była przygoda rowerowa, ale też rekolekcje. Centralnym punktem były msze święte, wspólna modlitwa, rozmowy i bycie razem bardzo różnych ludzi.
Kulminacją było Wilno i msza w kaplicy u sióstr przy Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki, koronka w domku Faustyny i modlitwa w sanktuarium.
Spotkał się z nami również metropolita wileński abp Gintaras Grušas i zaprosił na przyszłoroczny Światowy Kongres Miłosierdzia Bożego.

| Fot. archiwum uczestników pielgrzymki
Jaka była droga Księdza do kapłaństwa? Z tego, co wiem, nie była ona oczywista od samych początków: były studia medyczne, pobyt w Stambule. Tymczasem 10 maja tego roku w kościele seminaryjnym w Ołtarzewie (Mazowsze) przyjął Ksiądz święcenia kapłańskie. Dlaczego, po tylu latach nauki na świeckich uczelniach, Maciej Książyk stał się duchownym? Jak objawia się powołanie? Czy to jest długi proces, czy decyzja chwili, zdarzenia?
Powołanie jest duszpasterskie. Tak się złożyło w moim życiu, że pierwszym moim wyborem było zostanie lekarzem. Zanim wstąpiłem do zgromadzenia, skończyłem studia medyczne w Warszawie, kilka lat pracowałem w zawodzie w szpitalu, ale w końcu zdecydowałem się, że to nie jest do końca to. Prawdą jest, że zasadniczo księdzem chciałem być zawsze, a lekarzem – to tak niekoniecznie… Wybór studiów medycznych był wyborem z rozsądku, pragmatyczny, bo studia są ciekawe i dobre, po nich są szerokie perspektywy i można robić dużo wspaniałych rzeczy. Ale ja czułem, że chcę czegoś więcej, chciałem być czymś więcej dla drugiego człowieka.
I chociaż już w szkole średniej miałem myśli, aby zostać księdzem, to pomyślałem, że zanim to zrobię, to jeszcze, Panie Boże, chcę postudiować, więc jeszcze sobie poczekaj chwilę na mnie [śmiech].
No i tak rzeczywiście było. Trochę się to przeciągnęło, chciałem zrobić staż podyplomowy, odbyć praktyki, zrobić specjalizację… Życie wyglądało całkiem interesująco: w trakcie studiów mieszkałem nawet za granicą, w Turcji. Ale cały ten czas miałem poczucie, że to nie to. I wreszcie nadszedł ten moment – zdecydowałem, że wstępuję do seminarium. I teraz, po tych latach formacji, już będąc księdzem, pallotynem, wiem, że to jest moje miejsce.
A dlaczego pallotyni?
Już dawno temu poznałem św. Wincentego Pallotti, jego idee, zaangażowanie również w duszpasterstwo świeckich, a po takiej współpracy w różnych wymiarach, na różnych polach między świeckimi, duchownymi, osobami konsekrowanymi – to mnie bardzo inspirowało. Pallotti 200 lat przed Soborem Watykańskim II mówił o tym, że do apostolstwa jesteśmy wezwani wszyscy i każdy na swój sposób, w miejscu, gdzie jesteśmy. I że to apostolstwo może być o wiele skuteczniejsze wtedy, kiedy będziemy robić to razem.

| Fot. archiwum uczestników pielgrzymki
W magazynie „Kuriera Wileńskiego” mieliśmy już sposobność poznać jednego z pallotynów, ks. Mariusza Marszałka SAC. Jesteście Księża obaj zapaleńcami w krzewieniu wiary. Szczególnie ważne jest to dzisiaj, kiedy wiara jest chwiejna, wielu od niej odchodzi, a młodzi gubią się w wartościach. Dziś rola księdza stała się bardzo trudna.
Zapaleńcy w krzewieniu wiary [śmiech]. Tak naprawdę i w duszpasterstwie, i w ewangelizacji, i w apostolstwie nie chodzi o jakiś szczególny zapał, tylko o proste życie w tym, co się mówi i robi, że to, w co wierzę, ma wpływ na moje życie, jak to moje życie wygląda. Jak mogę i na ile potrafię (bardzo koślawo często) dawać świadectwo. Myślę, że to jest najważniejsze. Jestem bardzo daleki od takiego biadolenia na temat tego, że młodzi odchodzą, jest mniej powołań itd. To nie jest to, nad czym powinniśmy usiąść i załamywać ręce, tylko raczej przypomnienie: „Halo, weźcie się do roboty! Żyjcie wiarą, dawajcie świadectwo!”. Samo mówienie o Panu Bogu, głoszenie pięknych kazań, rekolekcji – to nie wystarczy. To tak naprawdę musi mieć oparcie w życiu. I myślę, że to tak działa, że świadectwo człowieka chyba daje najwięcej.
Czytaj więcej: Ludzkość zawsze będzie potrzebować pomocy Miłosierdzia Bożego

| Fot. archiwum uczestników pielgrzymki
Jak to się stało, że kult Bożego Miłosierdzia stał się dla Księdza ważny.
To jest dobre pytanie. Śmieję się, że ja (chyba jak wiele osób) osobiście mam problem z przyjmowaniem Miłosierdzia Bożego. Mam takie przeczucie, że o wiele prościej jest mówić o bezwarunkowości Miłosierdzia Bożego, o jego dostępności dla każdego, niż je przyjmować. Ten temat nieustannie powraca w moim życiu. I to może ma mi pomóc wreszcie w pełni się otworzyć na tę łaskę. Tak się składa, że ja pochodzę z parafii pw. Miłosierdzia Bożego i to niejako mnie naznaczyło i uświadomiło mi, jak bardzo często w swoim głoszeniu do tego tematu nawiązuję. Myślę, że Pan Bóg chce przez to moje niedoskonałe głoszenie działać.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (78) 12-18/07/2025